Dopłynęliśmy nareszcie do celu. Przed nami, we mgle, rozciągała się Isla de Muerta.
Wokół związanej dziewczyny stali członkowie załogi, natomiast Hector stanął za nią i zapiął jej medalion na szyi.
Weszliśmy do szalup i zaczęliśmy płynąć w stronę brzegu. Dotarłszy, zaprowadziliśmy blondynkę na najwyższą górę złota, na której stała zbyt dobrze nam znana skrzynia. Załoganci rozbiegli się po całej jaskini ciesząc się z zebranych łupów oraz tego, że zaraz nasze katusze dobiegną końca.
Po chwili wszyscy zebrali się u podnóża naszego miejsca pobytu.
- Nadszedł czas naszego wyzwolenia! Przez dziesięć lat szukaliśmy każdej cząstki złota, dając z siebie po stokroć i jeszcze po stokroć! - zaczął kapitan, spotykając się z okrzykami - Spotkała nas kara, nie adekwatna do naszej winy! -
- To wszystko, przez to! - wskazałam na skrzynię
- Oto i jest! - Barbossa kopnął pokrywę, która spadła na podłogę z łoskotem, przestraszając córkę Turnera - Przeklęty skarb Corteza. - przejechał palcami po medalionach - Zwróciliśmy już wszystkie sztuki złota. . prócz tej! - wskazał na naszyjnik dziewczyny - Kto z nas złożył ofiarę pogańskim bogom?!-
- My! - odkrzyknęli
- A kto jeszcze musi to zrobić?! -
- Ona! - wskazali na przerażoną dziewczynę
- Wiesz co zrobimy, gdy już uwolnimy się od klątwy? - zapytał się jej na co załoga się zaśmiała
- Zjemy cały kosz jabłek. - odparłam co pogłębiło ucieszenie kamratów
Hector przechylił ją nad skrzynią i wyciągnął nóż, a załoga zaczęła co raz głośniej krzyczeć.
- Przez krew rzucona, przez krew zdjęta. - złapawszy azteckie złoto, położył jej je na dłoni, którą następnie rozciął, co wywołało u niej niespodziewane wydechnięcie z lekkim piskiem
- To wszystko? - spytała z niedowierzaniem
- Nie lubię marnotrawstwa. - złapał jej rękę w uścisk i ściskał, aby puściła medalion
Cała załoga ucichła. Barbossa moment miał z nią problem, lecz po chwili przez spowodowany ból, przestała zaciskać pięść. Zakrwawiony naszyjnik spadał przez krótki okres czasu, aż uderzył o resztę złota, wywołując cichy dźwięk. Kapitan puścił jej dłoń i zamknął oczy, czekając.
Minęła chwila i otworzył oczy zapewne nie czując żadnej zmiany jaka miała zajść.
- Podziałało? - zapytał jeden rozglądając się
- Czuję się tak samo. - rzekł Raghetti
- Jak to sprawdzić? - spytał Pintel
Hector przewrócił zirytowany oczami, po czym wyciągnął pistolet i strzelił grubemu piratowi prosto w pierś.
- Nie umarłeś. -
- Nie - ucieszył się Pintel - Strzeliłeś do mnie! - spojrzał z niedowierzaniem na mojego ojca
- Dalej ciąży na nas klątwa! - wykrzyczał Twig
Barbossa przyglądnął się ubrudzonemu we krwi sztyletowi, po czym obrócił się w stronę blondynki.
- Jak się nazywał twój ojciec? Czy był nim William Turner?! - złapał ją za ramiona i zaczął potrząsać
- Nie - odpowiedziała będąc z siebie dumna
- Gdzie jest dziecko, które płynęło tu z Anglii osiem lat temu?! - krzyczał machając jej cząstką skarbu przed nosem - Krew z krwi Williama Turnera! - nie odpowiedziała mu, więc uderzył ją w policzek, przez co runęła w dół
CZYTASZ
Beyond The Horizon | Captain Jack Sparrow
Fanfiction- Żałuję - zaśmiałam się gorzko na te słowa - Czego żałujesz? - zapytałam - Tego, że mnie zdradziłeś, opuściłeś czy kłamstw, które mi wmawiałeś w żywe oczy? - - Żałuję, że nie dałem rady ich powstrzymać przed opowiedzeniem ci rzeczy, które nigdy nie...