☆Przeklęci☆

97 9 2
                                    

Obudziwszy się, zdziwił mnie fakt, iż jestem sama. Podniosłam się z łóżka, ubrałam potrzebne rzeczy, po czym opuściłam kajutę. Na pokładzie stała prawie cała załoga ze smętnymi minami.

- Co się stało? Ktoś umarł? - spojrzałam po twarzach zebranych doszukując się odpowiedzi

- Isabelle - ojciec zwrócił się do mnie spokojnie

- Ja coś zrobiłam? - zapytałam - Gdzie jest w ogóle Jack? - rozglądnęłam się

- Kapitana nie ma na statku. - 

- To gdzie on jest?! - przestraszyłam się

- Zbiegł. - oznajmił Hector po chwili

- Co? - 

- Zeszłego wieczoru, kapitan upił cię, abyś głęboko spała. W nocy wyszedł z kajuty, i uciekł. - rzekł ze współczującym wzrokiem

- Jack jest szalony, ale nie na tyle, żeby skakać do morza w ciemnościach. - chciałam, aby skądś zaraz wyskoczył i powiedział, że to żart

- Też tak myśleliśmy, lecz był bardzo zdeterminowany. Mówił, że chce się uwolnić od obowiązków i - urwał

- Dokończ zdanie. - zażądałam 

- Od ciebie - to zabolało bardziej niż wypalanie piętna, które w teorii mam przez niego

- Jak on mógł?! -kierowała mną w tym momencie furia, lecz już po chwili wpadłam w rozpacz

- Twoje łzy nie są warte tego człowieka. - ojciec próbował mnie uspokoić, gdy ja wypłakiwałam się w jego koszule

- On nie jest człowiekiem! Ludzie mają choć odrobinę empatii w sobie, a on nie ma jej wcale! Oszukał mnie, wykorzystał i zostawił! Jeszcze parę godzin temu pragnęłam, aby był przy mnie już zawsze, ale teraz - nie skończyłam wypowiedzi

- Czego teraz pragniesz? -

- Pragnę. . . pragnę zapłaty za swój ból, chce, żeby cierpiał tak samo jak ja. . chce zemsty. - on tylko na moje słowa uśmiechnął się szyderczo

- Dostaniesz ją, ale teraz płyniemy po skarb! - wyrzucił ręce w powietrze spotykając się z wesołymi okrzykami ze strony załogi - Odmówisz sobie takiej przyjemności? - spytał choć dobrze znał odpowiedź, która była oczywista

- Nigdy bym nie śmiała. - 

~☆~

- Schodzimy na ląd! - ryknęłam, każdy przepychając się, wchodził do szalup, ponieważ w końcu znaleźliśmy to czego tak długo szukaliśmy

Wpłynęliśmy do jaskini rozglądając się na wszystkie strony. Wszędzie było pusto, jedynie dźwięk naszych oddechów roznosił się po ścianach. 

Dopłynęliśmy do brzegu. Kamraci byli bardzo podekscytowani, lecz nie wybiegli przed nas. Szłam równym krokiem z moim ojcem. Doszliśmy do ogromnej przestrzeni, a na środku stała ogromna skrzynia. Podeszliśmy do niej, a reszta zebrała się wokół. Barbossa pchnął górną pokrywę nogą, ta spadła na ziemię z łoskotem ukazując nam zawartość.

- Legendarny skarb Corteza. . znaleźliśmy wielki skarb Corteza! - mój głos rozniósł się po całej jaskini mieszając się z donośnymi odgłosami wydawanymi przez piratów

- Co z nim zrobimy? - zadał pytanie jeden z nich

- To chyba oczywiste. - zaczęłam

- Co tylko zechcemy! - dokończył Hector

~☆~

Zrozumieliśmy. . . zrozumieliśmy, że popełniliśmy ogromny błąd. Zlekceważyliśmy opowieści i ostrzeżenia. Nasza chciwość nas zaślepiła, przez co nie czujemy już nic.

Możemy nie jeść przez miesiąc, ale i tak nie umrzemy z głodu.

Woda może nie dotknąć naszych ust już nigdy, a i tak nie umrzemy z pragnienia.

Mogą do nas strzelać, jednakże z marnym skutkiem.

Nie żyjemy, więc nie możemy umrzeć, lecz nie jesteśmy martwi.

Jesteśmy przeklęci.

10 lat później

Przez dziesięć lat pływamy po morzach i oceanach szukając tych diabelnych medalionów. Mimo długich podróży, nie spotkaliśmy tego zdrajcy. Nie znaleźliśmy, także dziecka Turnera, który poszedł na dno, już dawno temu. Bez niego oraz ostatniej sztuki złota, nigdy nie uwolnimy się od klątwy. 

Siedziałam z moim ojcem w kajucie kapitańskiej, która niegdyś należała do kogoś innego. Nagle poczułam dziwne uczucie, które jakby rozniosło się po całym wnętrzu. Spojrzałam na ojca, którego wzrok już był na mnie. Zgodnie kiwnęliśmy głowami i opuściliśmy pomieszczenie. Szybkim krokiem znaleźliśmy się na mostku kapitańskim.

- Zmień kurs. Płyniemy na zachód. - rzucił do bosmana, po czym stanął w taki sposób, aby każdy go widział

- Za niedługo zdobędziemy ostatnią sztukę tego piekielnego złota! - piraci się ucieszyli - Dzisiejszej nocy spełnią się nasze pragnienia, a ci, którzy staną nam na drodze, zginą z naszych rąk. Nikt nam nie przeszkodzi! - 

- Aye! - odkrzyknęli mężczyźni

- Wracać do roboty! - ryknął bosman

- Isabelle - zwrócił się do mnie już ciszej Barbossa - Co zrobisz, jeśli on tam będzie? -

- Nie zazna litości. - odparłam chłodno, a następnie zeszłam z powrotem do kajuty

Co miałabym zrobić z człowiekiem, który mnie zniszczył, upokorzył, wykorzystał, kłamał mi w oczy, a później zostawił. Powtarzał, że jestem dla niego najważniejsza. Mówił o mnie jak o niczym ani nikim innym. Nauczył mnie wielu rzeczy. 

Najwyraźniej wszystko to było jednym wielkim kłamstwem.

Pamiętam dokładnie dzień, w którym się poznaliśmy. Było o nim głośno, bowiem przechytrzył jednego z najbardziej rządnych krwi piratów, Hiszpana.

Może źle wybrałam? Mogłabym być teraz przyszłą angielską królową.

Nie. Dobrze, że nie odeszłam. Dwanaście lat temu liczyła się dla mnie wolność i nic się nie zmieniło. Nie oddałabym jej za nic. Zresztą Alexander nie lubił piratów, a ja bądź co bądź, jednym się urodziłam.

Usiadłam z westchnieniem i ściągnęłam kapelusz, ukazując starą i cenną dla mnie chustę. Podwinęłam rękaw białej koszuli i przejechałam palcem po wypalonej literze. Spojrzałam w dół. Czarny pas gorsetowy jak i pas z bronią oraz ten, który mam na płaszczu. Takiego samego koloru spodnie jak i buty. Wiele pierścionków na palcach i jedna bransoletka na lewym nadgarstku.

Mój strój się zmienił, dość w dużej mierze. Poprzedni znajdował się na dnie szafy, zapomniany i od dawna nie używany tak samo jak uśmiech, który rzadko widniał na mej twarzy.

Byłam wściekła na Sparrowa, chociaż to mało powiedziane. Darzę go ogromną nienawiścią. Wolność, którą miałam oraz mój ojciec, trzymali mnie od tego, aby ta złość nie pochłonęła mnie w całości. Potem byłam przez krótki okres szczęśliwa, ponieważ znaleźliśmy skarb, lecz radość oraz wolność zniknęły wraz z pojawieniem się klątwy.

Kiedyś, jednakże ją z siebie zdejmiemy. Będę mogła zaspokajać normalne pragnienia i jedyne, które będę jeszcze ścigać to zemsta. Dziesięć lat ten tchórz ukrywał się zdobywając jeszcze większą sławę, trzeba nareszcie położyć temu kres. Mogłabym brać pod uwagę jego śmierć, gdybym go nie znała. Wiem o nim na tyle dużo, że trudno o jego śmierć, czy brak ucieczki, więc jestem pewna, że żyje.

Spojrzałam na butelki rumu, stojące w kącie. Z utęsknieniem chciałbym go skosztować, lecz byłoby to na próżno. Pozostało mi jedynie przyglądać mu się i żyć starymi wspomnieniami, przypominając sobie jego przepyszny smak. 

Beyond The Horizon | Captain Jack SparrowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz