- Wstawaj! - ktoś pociągnął mnie brutalnie za ramie zrzucając z hamaka
- Co tu się dzieje? - doszedł do moich uszu głos Sparrowa
- Jesteście aresztowani. - odparł
- Zapewniam, że to jakieś nieporozumienie. - rzekł - Chcę rozmawiać z twoim przełożonym. - zażądał
- Nie widzę powodu do rozmowy. - powiedział dziwnie mi znajomy głos zza strażnika
- Ja, jednak go mam, Mercer. - odpowiedział niemal wypluwając ostanie słowo, wtedy ukazał mi się ten sam mężczyzna, który był w biurze Becketta - Wolałbym załatwić to na osobności. -
- Zapraszam. -
- Rozkaż ładować działa, strzelać na mój znak. - szepnął przechodząc obok mnie, gdy tylko żołnierze kompanii opuścili pokład wryło mnie w deski. Ostrzelać?
- Co się stało? - zapytał mnie Hector
- Kazał ładować działa. - odpowiedziałam wpatrując się tępo przed siebie - Słuchać! - oprzytomniałam odwracając się w stronę załogi - Macie załadować działa, nie strzelać bez rozkazu. - wszyscy jak jeden mąż zaczęli kierować się pod pokład - Nie wszyscy na raz, bo pomyślą, że coś kombinujemy. - skarciłam ich za głupotę,
- Dlaczego wydał taki rozkaz? - spytał mnie ojciec
- Nie wiem, ale skoro kazał tak zrobić to oznacza, iż nie wyjdziemy z tego po przez rozmowę. - odparłam - Powiedz, żeby byli w gotowości. - rozkazałam jednemu z członków załogi, która jako jeden z niewielu został z nami
- Aye ma'am - nie przywiązałam wagi do tego jak mnie nazwał, albowiem wypatrywałam jakiegokolwiek znaku od Sparrowa
- Mówił, kiedy? -
- Powiedział, że da znak. -
- Wiesz jaki? -
- Nie - jak na zawołanie Jack wrzucił jednego ze strażników do wody
- Ognia! - ryknęłam, nie minęła chwila, a kule wystrzeliły robiąc ogromne dziury w drugim statku - I jeszcze raz! -
- Stawiać wszystkie żagle! Ruszać się! Jakby was sam diabeł gonił! - krzyczał Hector
- A co z Jack'iem?! - mój głos przebił się przez hałas
- Wierzę, iż kapitan sobie poradzi! - stanął za sterem - Szybciej! - poganiał ich - Isabelle zejdź pod pokład! -
- Nie ma mowy! -
- To nie była prośba tylko rozkaz! -
- A to była moja odpowiedź! - ucinając tym rozmowę pobiegłam, aby pomóc załogantom
- Gdzie jest Jack?! - krzyknęłam ujrzawszy, że statek wroga powoli schodził na dno - Musimy wrócić po niego! -
- Nie widzę takiej potrzeby, słonko. - powiedział za mną doskonale znany mi głos
- Jack! - rzuciłam mu się na szyję - Obiecaj, że nie zrobisz tak więcej. - powiedziałam
- Postaram się. - odparł odsuwając się delikatnie - Niezwykle cieszy mnie twoja troskę o moją osobę. - dodał spoglądając na mnie - Rumienisz się. - szepnął
- Wcale nie -
- A jednak - najwyraźniej zniecierpliwiony ojciec postanowił zwrócić na siebie uwagę
- Kapitanie, dlaczego ich zaatakowaliśmy? -
- No cóż - odsunął się niechętnie - Nie wszystko poszło zgodnie z planem. -
CZYTASZ
Beyond The Horizon | Captain Jack Sparrow
Fanfiction- Żałuję - zaśmiałam się gorzko na te słowa - Czego żałujesz? - zapytałam - Tego, że mnie zdradziłeś, opuściłeś czy kłamstw, które mi wmawiałeś w żywe oczy? - - Żałuję, że nie dałem rady ich powstrzymać przed opowiedzeniem ci rzeczy, które nigdy nie...