Minął tydzień, moje pierwsze siedem dni na morzu. Czuję się tak jakbym wczoraj pierwszy raz postawiła nogę na tym okręcie.
Od pierwszej nocy na statku codziennie wraz z Jack'iem o tej samej porze oglądaliśmy gwiazdy, ja opowiadałam mu o konstelacjach, a on słuchał mnie z zapałem jak mały chłopiec.Jednakże wróćmy do rzeczywistości.
- Schodzimy na ląd! - ryknął, gdy dobiliśmy do brzegu
- Panie przodem - powiedział przepuszczając mnie pierwszą
- Zrobił się z pana prawdziwy dżentelmen panie Sparrow. -
- Zawsze nim byłem panienko Barbossa. - odparł. Nigdy nie zwracał się do mnie po imieniu bądź Bello. Najczęściej mówił do mnie "panienko Barbossa".
- Co tak właściwie tu robimy Jack? - zadałam pytanie po paru minutach naszej wędrówki ulicami. Przechodnie, którzy nas mijali patrzyli się na nas krzywo.
- Musimy przewieźć parę osób. - odpowiedział tajemniczo
Po chwili ukazał nam się dość sporej wielkości budynek. Należy zapewne do jakiegoś bogatego arystokraty. - pomyślałam. Trzech mężczyzn przed nim nosili znane mi mundury - Kompania Wschodnio Indyjska. Do głowy przyszła mi tylko jedna myśl, zabiją nas, jednak nie spodziewałam się tego co wydarzyło się, potem.
- Panie Sparrow - skinęli głowami na niego, on powtórzył ich gest.
Czekaliśmy chwilę stojąc przed budowlą, z której po czasie wyszedł pewien mężczyzna.
- Pan Beckett oczekuje pana, panie Sparrow. Reszta załogi może poczekać tutaj. - oznajmił
- Oczywiście, lecz wolałbym by mój pierwszy oficer oraz Isabelle również mi towarzyszyli. -
- Zapraszam. - rzekł wchodząc z powrotem do środka
- To nie jest dobry pomysł. - szepnęłam ojcu na ucho
- Wiem, ale nie mamy wyboru. - odszepnął
- Za moment będziecie mogli wejść. - powiedział wchodząc do jakiegoś pomieszczenia, dla mnie była to idealna okazja, aby zapytać Sparrowa co robimy w siedzibie Kompani Wschodnio Indyjskiej
- Jack co my tu do diabła robimy?! Chociaż lepszym pytaniem jest jakim cudem jeszcze żyjemy?! - moje słowa musiały wprawić go w takie niezrozumienie, ponieważ nie potrafił wypowiedzieć choćby jednego słowa
- Możesz powtórzyć pytanie? -
- Dlaczego znajdujemy się w miejscu, w którym mogą nas zaraz wszystkich porozstrzelać, czego na nasze szczęście na razie nie zrobili?! - krzyknęłam pół szeptem, albowiem niedaleko nas przechodził jakiś strażnik
- Po co mieliby to robić? - zapytał najwyraźniej zaskoczony
- Przecież jesteśmy piratami kapitanie. - wtrącił dotąd milczący Hector, po minie Sparrowa mogłam stwierdzić, iż nie zgadzał się z tym co powiedział Barbossa. Nie dane mu było dać odpowiedź, gdyż drzwi znów się otworzyły ukazując tego samego mężczyznę co wcześniej, który zaprosił nas do środka. Weszliśmy do wielkiego gabinetu. Wszędzie można było dostrzec wiele dokumentów, map bądź innych świstków. Stało tam biurko z ciemnego drewna, a za nim siedział jakiś nieznany mi mężczyzna w białej peruce.
CZYTASZ
Beyond The Horizon | Captain Jack Sparrow
Fanfiction- Żałuję - zaśmiałam się gorzko na te słowa - Czego żałujesz? - zapytałam - Tego, że mnie zdradziłeś, opuściłeś czy kłamstw, które mi wmawiałeś w żywe oczy? - - Żałuję, że nie dałem rady ich powstrzymać przed opowiedzeniem ci rzeczy, które nigdy nie...