Prolog

212 13 2
                                    

- Loki Odinson, bardzo mi miło.

Deandre zmarszczył brwi, słysząc dziwnie znajome nazwisko. Odwrócił się i spojrzał na stojącego nieopodal młodego, elegancko ubranego mężczyznę. Był wysoki, krótkie czarne włosy nosił schludnie zaczesane do tyłu, a jego oczy emanowały niemal jadowitym odcieniem zieleni. Chłopak pociągnął łyk herbaty, nie mogąc oderwać wzroku od jego przystojnego profilu, co jednak szybko zrobił, gdy spoczęło na nim jadeitowe spojrzenie nieznajomego. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem, a potem wrócił do rozmowy, jak gdyby nic się nie wydarzyło.

Chłopak nie mógł przestać myśleć o mężczyźnie nie dlatego, że był wręcz nieziemsko piękny ale dlatego, że jego nazwisko wciąż wydawało mu się dziwnie znajome. Oczywiście, że słyszał o Lokim i Odynie, w końcu nordycka mitologia była jego ulubioną, ale nigdy nie przypuszczał, że ktoś o takim nazwisku mógł naprawdę istnieć.

Usiadł na swoim stałym miejscu w auli i wyjął zeszyt, starając się skupić na wykładzie, jednak nie pozwalało mu na to dziwne zachowanie profesora. To znaczy może dla kogoś innego było ono całkiem normalne, jednak Deandre wyraźnie dostrzegł różnicę w brzmieniu jego głosu, a do tego sala pachniała inaczej niż zazwyczaj, gdy przebywał w niej ten konkretny wykładowca.

Chłopak zauważył, że każdy z prowadzących wprowadzał do pomieszczeń swój własny, charakterystyczny zapach. U doktor od żywienia zazwyczaj był to zapach bardzo słodki, przywodzący na myśl cukiernię, u prowadzącego od koni pachniało sianem wymieszanym z próbującą zamaskować ten zapach wodą kolońską, a profesor z anatomii zazwyczaj wprowadzał do auli zapach kawy, jednak tym razem było to coś zupełnie innego. Deandre nie potrafił jednoznacznie określić, co to takiego, jednak pierwszymi rzeczami, które przychodziły mu do głowy były kwiaty i miód. Zapach był słodki, naturalny, kojarzył mu się z naturą. To, a także inne niż zwykle brzmienie jego głosu sprawiło, że chłopak zaczął wątpić w to, że stał przed nimi ich nauczyciel, chociaż doskonale go widział.

Po zakończeniu wykładu coś kazało mu podążyć za mężczyzną. Wykorzystał do tego swoją umiejętność cichego, niemal bezszelestnego poruszania się, której nigdy nie ćwiczył, a która była jedną z  jego niezwykłych wrodzonych cech. Szedł za nim, nie do końca wiedząc, co tak właściwie chciał zrobić, gdy nagle profesor skręcił w boczny korytarz, a wtedy otoczyła go dziwaczna, zielona poświata, po której zniknięciu w miejscu prowadzącego pojawił się mężczyzna, którego chłopak pamiętał z kawiarni.

- Hej! - zawołał Deandre, przyspieszając kroku.

Nieznajomy odwrócił się, wyraźnie zaskoczony jego obecnością, jednak zaraz uśmiechnął się tajemniczo. Nie próbował uciekać, a zamiast tego zatrzymał się na samym środku korytarza, chowając ręce za plecami. Deandre cofnął się odruchowo, nie wiedząc, czy obcy nie będzie chciał zrobić mu krzywdy, ale nic nie wskazywało, by miał takie zamiary.

- Jestem pod wrażeniem - przemówił niskim, przyjemnym dla ucha głosem. - Niewielu potrafi się na mnie zakraść.

- Kim pan jest? - zapytał ostrożnie, zachowując dystans. - I co zrobił pan z profesorem?

- Loki Odinson - odpowiedział, kłaniając się lekko, nieprzesadnie. - Książę Asgardu. Nie martw się, waszemu nauczycielowi nic nie jest. Zrobił sobie dzisiaj... małe wolne. Niedługo do was wróci.

Deandre nie wiedział, czy był bardziej zafascynowany czy przerażony tym, co mówił mężczyzna. Gdyby nie to, że na własne oczy widział, jak przemienił się z postaci profesora, pomyślałby, że ma do czynienia z szaleńcem. A może to on oszalał?

- Normalnie uciekłbym i udawał, że to, co się przed chwilą wydarzyło nie miało miejsca - mówił dalej Loki - jednak zastanawiam się jak ktoś taki jak ty zorientował się, że nie jestem prawdziwym profesorem. To znaczy zakładam, że się zorientowałeś, bo inaczej pewnie byś za mną nie poszedł.

Kwiaty i miód, czyli gdy bóg spotyka mutanta | Loki x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz