Spojrzał na horyzont, za którym wodospad spadał w kosmiczną czeluść. Miał stamtąd także dobry widok na Bifrost, gdzie często widywał sylwetki Thora, Odyna i Heimdalla, którzy przez ostatnie parę miesięcy próbowali naprawić przejście między światami szybciej, niż było to rzeczywiście możliwe. Zdążyli już uświadomić chłopaka, że zanim most będzie zdatny do użytku, Deandre może po prostu umrzeć ze starości.
W ręce trzymał sztylet, którego tamtego dnia użył, by wydostać się z lodowej pułapki. Pogładził ostrze palcami, westchnął cicho, zastanawiając się czy rzeczywiście pozostanie w Asgardzie do swojej śmierci.
* * *
Rocznica jego pobytu w Asgardzie była także rocznicą śmierci Lokiego, którą znaczna większość Asgardczyków, o ile nie całość, obchodziła z przymusu, „bo tak wypada". Deandre wiedział, że Odyn, pani Frigga i przede wszystkim Thor wciąż nie pogodzili się ze stratą, podobnie jak on. Żałował, że bóg przekrętów nie miał nawet grobu, który chłopak mógłby odwiedzić.
Chociaż nikt nie emanował żalem i nie kwapił się specjalnie do składania kwiatów po pałacem Deandre słyszał ich rozmowy na temat zmarłego księcia. Dyskutowali o tym czy trafił do Valhalli, czy może jednak do Hel, bardziej spodziewając się tego drugiego. W końcu przeciwstawił się Odynowi i chciał dokonać czegoś tak okropnego jak zniszczenie całej rasy Lodowych Olbrzymów.
- A ty jak myślisz? - zapytała go Sif, kiedy podczas uczty w sali tronowej spotkali się przy stole z trunkami.
- Nie wiem - odpowiedział szczerze. - Gdziekolwiek jest, mam nadzieję, że jest mu dobrze.
Chociaż wciąż nie darzyli się szczególną sympatią, widząc jak bardzo Deandre przeżył śmierć Lokiego i jak dobrze zaczął dogadywać się z bogiem piorunów, Sif i reszta towarzyszy spuścili nieco z tonu. Czasami ze zwykłej grzeczności zagadywali go przyjaźnie na korytarzu, a z czasem nawet się polubili, chociaż ich więź nie była szczególnie mocna.
Deandre nie marnował spędzanego w Asgardzie czasu. Oprócz pomagania miejscowej ludności w ich codziennych czynnościach oraz ucztowania u boku Thora postanowił nauczyć się asgardzkiego. Wiedział, że bogowie potrafili mówić we wszystkich językach, jednak czuł, że jako przyjezdny powinien nauczyć się ich języka, tak jak każdy powinien nauczyć się języka używanego w kraju, w którym postanawiał zamieszkać. Miał spędzić w Asgardzie jeszcze wiele czasu, o ile nie całe życie, dlatego wiedział, że nauka nie pójdzie na marne. Była to także jedna z rzeczy, które sprawiły, że kompania Thora spojrzała na niego przychylniej, a nawet pomagała mu w nauce - zaczynali rozmowy po asgardzku, poprawiali go, gdy się mylił, przypominali słowa, których zapomniał i uczyli nowych.
Nie zmarnował także okazji, gdy okazało się, że w niektórych miejscach w krainie bogów był całkiem dobry zasięg. Kiedy jeszcze jego telefon nie był rozładowany odbył parę rozmów, między innymi z dziekanem uczelni, którego udało mu się wyprosić urlop dziekański (wciąż miał nadzieję, że Bifrost zostanie naprawiony przed jego końcem, a przynajmniej przed śmiercią chłopaka), a także z matką, próbując w jakiś logiczny sposób wyjaśnić jej, dlaczego przez najbliższy czas mógł nie dawać znaków życia.
Resztę rocznicy śmierci Lokiego, będącą jednocześnie rocznicą jego pobytu w Asgardzie, postanowił spędzić tam, gdzie najczęściej przebywali podczas odwiedzin Deandre - w pałacowych ogrodach. Chłopak zawsze lubił spędzać czas z naturą, wsłuchiwać się w szelest liści, śpiew ptaków i szum wody w fontannie, podobnie jak lubił opierać się o balustradę najdalej wysuniętego z balkonów i słuchać szumu spadającego w kosmos morza. Często przychodził w te miejsca, wspominając rozmowy z przyjacielem, a czasem dołączał do niego Thor, pytając o to, jaki był Loki, gdy był z nim sam na sam.
- Wygląda na to, że naprawdę byliście ze sobą blisko - stwierdził pewnego dnia bóg piorunów, wysłuchując kolejnej odpowiedzi.
- Wy też - odpowiedział Deandre z pewnością w głosie. - Nigdy otwarcie by tego nie przyznał, ale was kocha. Nawet Odyna.
Chociaż w Asgardzie czuł się bardzo dobrze czasami miał wrażenie, że działo się z nim coś dziwnego, a przynajmniej nietypowego. Często przypadkowo ranił sam siebie lub innych swoimi własnymi dłońmi. Bywało, że słyszał szepczących za zakrętem ludzi, a głośne wiwaty Thora raniły jego uszy bardziej niż zazwyczaj. Widział mysz przemykającą końcem korytarza i czuł zapach biesiadnych dań jeszcze zanim przekroczył próg pałacu, nie mówiąc już o sali tronowej. Niekiedy coś drażniło jego plecy, a wszelkie użyte przez boskich medyków specyfiki i maści nie działały, czemu bardzo się dziwili. Bolały go też inne części ciała jak nogi, ręce czy dolne partie pleców.
- Czy ja umieram? - zapytał przy okazji kolejnej wizyty.
- Miejmy nadzieję, że nie - odpowiedziała jedna z medyczek, spoglądając na niego bezsilnie, nakładając kolejną porcję ziołowej maści na jego podrażnioną szyję. - Przyjdź znowu, jeśli coś będzie cię bolało. Może w końcu się dowiemy, co się z tobą dzieje.
Od tamtej pory odwiedził medyków jeszcze kilka razy. Bóle w końcu ustały, ale Deandre domyślał się, że nie na długo.
- Deandre! Deandre! - głos Thora wyrwał go z zamyślenia. Chłopak odwrócił się i zobaczył pędzącego w jego stronę, dziwnie rozradowanego boga piorunów. - Możemy cię wysłać do domu.
- Co? - zapytał z niedowierzaniem, podchodząc bliżej mężczyzny. - Przecież most nie jest jeszcze naprawiony.
- Heimdall znalazł inną drogę. Okazuje się, że z kawałków Bifrostu można wydobyć wystarczająco dużo energii, by przenieść jedną osobę do Midgardu. Możesz wrócić do domu.
- No nie wiem - zawahał się, nerwowo łącząc ze sobą dłonie. Wiedział, że powinien wrócić, jednak opuszczenie Asgardu po tak długim czasie wydawało mu się okropnie trudne. Spojrzał na Thora, przygryzając wargę. - Odwiedzisz mnie kiedyś, jak już naprawicie Bifrost?
- Oczywiście. I ty będziesz odwiedzał nas, mam nadzieję.
- Jasne. - Uśmiechnął się, a potem ruszył za prowadzącym go na koniec zniszczonego mostu Thorem.
Deandre zdziwił się, gdy oprócz Heimdalla i pani Friggi zobaczył tam także całą kompanię Thora, a także Odyna we własnej osobie. Skłonił się na powitanie, na co wszyscy odpowiedzieli tym samym.
- Czyli zdecydowałeś się wrócić do Midgardu - zagadnął Odyn. - Pamiętaj, że zawsze będziesz u nas mile widziany.
Podszedł do niego i położył dłonie na jego ramionach, uśmiechając się ciepło. Deandre odwzajemnił uśmiech, nie wiedząc, co mógłby odpowiedzieć, jednak zanim zdążył się nad tym zastanowić Odyn znów przemówił:
- Wiele dla nas zrobiłeś jeszcze zanim zostałeś tutaj uwięziony, a nawet poczułeś powinność nauczenia się naszego języka. Pomagałeś, zasiadałeś z nami do uczt, przestrzegałeś naszych zasad i tradycji. Nasze drzwi zawsze będą stały dla ciebie otworem, a kiedy już naprawimy most Heimdall odpowie na każde twoje wezwanie. Jesteś jednym z nas, Deandre. Jesteś Asgardczykiem.
- To... to dla mnie ogromny zaszczyt - odpowiedział nieśmiało, zszokowany słowami Odyna nie mniej niż reszta zebranych, jednak nie wydawali się niezadowoleni ze słów swego władcy. - Mam nadzieję, że niedługo znów się zobaczymy.
Pożegnał się ze wszystkimi, a potem Heimdall otworzył dla niego wąskie przejście, przez które Deandre mógł wrócić na Ziemię, gdzie wylądował na samym środku chodnika, zwalając się na zaskoczonych przechodniów. Przeprosił, a potem czym prędzej udał się w kierunku swojego mieszkania.
CZYTASZ
Kwiaty i miód, czyli gdy bóg spotyka mutanta | Loki x OC
FanfictionDeandre zawsze odstawał od reszty czy to wyglądem, zachowaniem, czy poglądami. Wielu uważało go za dziwaka i chociaż na początku chłopak zaprzeczał, z czasem pogodził się z prawdą i sam zaczął tak o sobie mówić. Cieszył się, że był, jaki był. Sądził...