II

79 8 8
                                    

Po rozmowie z przyjaciółmi Thora Deandre wrócił do domu w wyjątkowo złym humorze. Zastanawiał się, czy i bóg piorunów traktował Lokiego w tak okropny sposób jak reszta Asgardczyków, a sądząc po podejściu młodszego z nich obawiał się, że właśnie tak było.

Bardzo chciał podzielić się z kimś swoimi przeżyciami z ostatnich miesięcy, wyżalić się, poradzić, jednak dobrze wiedział, że jego matka pomyśli, że kompletnie oszalał, chociaż wcale nie byłoby to takie dziwne, biorąc pod uwagę istnienie kogoś takiego jak Iron Man, rozmrożony Kapitan Ameryka czy Hulk. Deandre uważał to za bardzo zabawne, że chociaż mutanci chodzili po świecie, wszyscy wciąż uparcie twierdzili, że istnienie bogów i innych pozaziemskich istot było niemożliwe.

Zdecydował, że wróci do Asgardu następnego dnia - nie chciał zawracać Heimdallowi głowy, chodząc tam i z powrotem. Z drugiej strony nie wiedział czy powinien to odwlekać. Sprawy mogły potoczyć się naprawdę szybko i chłopak nie wątpił, że gniew jakiegokolwiek boga mógł być opłakany w skutkach.

Przetarł oczy dłońmi, odwrócił się tyłem do okna, przez które do jego pokoju wkradło się blade światło księżyca. Spróbował ułożyć się wygodnie, jednak uporczywe myśli nie pozwalały mu na spokojne zaśnięcie. Wiercił się, przekręcał z boku na bok, coraz bardziej zdenerwowany. W końcu usiadł na brzegu łóżka i wyjrzał na zewnątrz, wzdychając cicho, gdy zobaczył pierwsze promienie słońca wyłaniające się zza wysokich budynków.

Ubrał się, zjadł szybkie śniadanie i wyszedł z domu z zamiarem zawołania Heimdalla gdzieś na uboczu, kiedy jego oczom ukazał się spływający z nieba słup jasnego światła w samym centrum miasta. Wstrzymał oddech, domyślając się, co się działo - przyjaciele Thora przyszli odnaleźć drugiego z braci.

Deandre nie zastanawiał się długo i chociaż nie był zbyt wysportowany, biegiem ruszył w kierunku, w którym jeszcze przed chwilą znajdywało się przejście do Asgardu. Miał nadzieję, że zdoła do nich dotrzeć zanim rozpęta się prawdziwe piekło.

- Sif! - zawołał, gdy grupa w końcu znalazła się w zasięgu jego wzroku. - Sif, zaczekaj!

Kobieta zatrzymała się, a wraz z nią reszta kompanii. Odwrócili się, słysząc jego głos i zaczekali aż zdyszany chłopak do nich dobiegnie. Dał sobie chwilę na uspokojenie oddechu, a potem wyprostował się i popatrzył na Sif, mając nadzieję, że tym razem go posłucha.

- Wróćcie do Asgardu - poprosił. - Nie szukajcie Thora. Dajcie Lokiemu trochę czasu, może w końcu sam stwierdzi, że chce sprowadzić brata z powrotem. Robienie tego wbrew jego woli nie jest dobrym pomysłem. Pójdźmy tam razem, porozmawiam z nim, może mnie posłucha.

- W twoich słowach jest zbyt wiele „może" - fuknęła, prostując się dumnie.

- Bo nie mogę niczego zagwarantować - warknął sfrustrowany. - Ale wiem, że jeśli nie wrócicie teraz do Asgardu, wy, a szczególnie ludzie w pobliżu mogą znaleźć się w poważnym niebezpieczeństwie.

Wiedział, że go nie posłuchają. Widział to po ich twarzach, po oczach, które wpatrywały się w niego z pogardą i w których czytał jak w otwartej księdze. Wciąż mieli go za naiwnego, nie rozumieli, dlaczego tak bardzo zależało mu na Lokim - on sam nie do końca to wiedział.

- Pójdę z wami - powiedział, zanim zdążyli się od niego odwrócić. - Może zdołam z nim porozmawiać, zanim zrobi coś głupiego.

Ruszył za nimi, nie pytając ich o zdanie, a i oni wydawali się nie przejmować jego obecnością. Rozglądał się uważnie, poszukując wszystkiego, co wyglądało nietypowo i podejrzanie. Może Loki już czaił się gdzieś między budynkami? Może czekał na nich za zakrętem?

Kwiaty i miód, czyli gdy bóg spotyka mutanta | Loki x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz