Kiedy się obudził pierwszą rzeczą jaką zobaczył był wysoki, biały sufit. Pomieszczenie duże i jasne, wypełnione światłem wpadającym przez rozciągające się przez całą długość ściany, wysokie okna sięgające od podłogi do sufitu.
Leżał na miękkim, wygodnym materacu, zdziwiony tym, że udało mu się przeżyć - już sam upadek z tak dużej wysokości prosto w stos metalowych śmieci powinien był jeśli nie zabić, to chociaż połamać mu kilka kości. Nie czuł już zapachu krwi i był zdecydowanie mniej obolały. Podniósł się do siadu i dopiero wtedy zobaczył siedzącego obok Lokiego. Najwyraźniej wciąż był zbyt oszołomiony, by dokładnie wyczuwać zapachy i wychwytywać dźwięki.
- Jak się czujesz? - zapytał mężczyzna, nachylając się w jego stronę.
- Mogło być lepiej - odpowiedział, nie patrząc na niego.
Loki westchnął cicho, poprawiając się na materacu. Oblizał nerwowo wargi, wyraźnie szykując się do powiedzenia czegoś jeszcze, kiedy Deandre zdołał się podnieść i zrobił kilka kroków w stronę okna. Stanął przed dużą szybą, za którą widać było zaledwie małą część nowoczesnej, kosmicznej metropolii. W powietrzu unosiły się latające pojazdy, a w dole, między większymi i mniejszymi kolorowymi budynkami przemieszczały się całe tłumy ludzi i innych istot. Znajdywali się bardzo wysoko i cały widok wydawał się Deandre naprawdę interesujący, przyciągający.
- Gdzie jesteśmy? - zapytał, zerkając przelotnie na Lokiego.
- Na Sakaar - odpowiedział, wstając i podszedł do chłopaka. Stanął blisko niego, jednak nie na tyle by stykali się chociażby ramionami i dołączył do podziwiania krajobrazu za oknem.
- Niewiele mi to mówi.
- Mnie też, jeśli mam być z tobą szczery. Ale jest lepiej, niż myślisz. Zdobyłem względy przywódcy tego miejsca, Arcymistrza. Pozwolił nam tu zostać, to jego ludzie cię uleczyli. Polubił mnie na tyle, że zostaliśmy gośćmi honorowymi, więc nic nam tutaj nie grozi.
- Wolałbym wrócić do domu. Czy jesteś w stanie mi to załatwić, gościu honorowy?
- Obawiam się, że na razie nie, ale może jeśli zbliżymy się do Arcymistrza jeszcze bardziej, uda się to zrobić.
- Oby jak najszybciej - mruknął, zakładając ręce na piersi.
Loki popatrzył na niego, wziął głęboki oddech i odwrócił się przodem do chłopaka, co zmusiło go do zrobienia tego samego. Patrzył na mężczyznę dosyć chłodno i choć był mu wdzięczny za uratowanie życia wciąż czuł złość związaną z jego podłym kłamstwem.
- Posłuchaj, Deandre, ja... przepraszam. Przepraszam, że cię okłamałem. Nie wiem, dlaczego to zrobiłem. Chyba po prostu się bałem, że cię rozczaruję.
- Że mnie rozczarujesz? - zaśmiał się. - Na pewno rozczarowałbyś mnie mniej, niż teraz. Cztery lata udawałeś trupa, wiedząc, jak bardzo bolała mnie twoja „śmierć". Myślałem, że znaczę dla ciebie więcej. Wiesz, z jakiegoś powodu sądziłem, że byliśmy blisko, że akurat mnie byś nie okłamał. Byłem strasznie głupi.
- Jesteś dla mnie wyjątkowy, Deandre. Zawsze byłem z tobą szczery i nigdy nawet nie pomyślałem o tym, by cię wykorzystać. Nie mógłbym.
- A jednak ukryłeś przede mną to, że żyjesz. Myślałeś, że pobiegnę do Thora i wszystko mu wygadam? Wydawało mi się, że masz świadomość, że bym z tobą o tym porozmawiał i wspólnie coś byśmy wymyślili. Wydawało mi się, że mnie znasz. I że mi ufasz.
- Jesteś jedyną osobą, której ufam - powiedział pewnie, nie spuszczając z niego wzroku. - Ty też mnie znasz, lepiej niż ktokolwiek inny. Zawsze byłeś w stanie rozszyfrować moje iluzje, dlatego nigdy nie odważyłbym się skłamać ci prosto w twarz, bo od razu byś wiedział. Pierwszego dnia, gdy się poznaliśmy, od razu wiedziałeś, że nie byłem twoim nauczycielem. Tak właściwie to sądziłem, że domyślisz się, że Odyn to tak naprawdę ja i ciągle zadaję sobie pytanie jak to możliwe, że tym razem mnie nie przejrzałeś.
CZYTASZ
Kwiaty i miód, czyli gdy bóg spotyka mutanta | Loki x OC
FanficDeandre zawsze odstawał od reszty czy to wyglądem, zachowaniem, czy poglądami. Wielu uważało go za dziwaka i chociaż na początku chłopak zaprzeczał, z czasem pogodził się z prawdą i sam zaczął tak o sobie mówić. Cieszył się, że był, jaki był. Sądził...