VI

78 9 1
                                    

Obudził się w nieznanym sobie miejscu. Podniósł się powoli i rozejrzał, przetarłszy oczy. Kiedy obraz nabrał ostrości wstał i wyszedł z przytulnego pokoju, by poszukać kogokolwiek kto wyjaśniłby mu, gdzie się znajdywał. Szedł długim korytarzem, aż w końcu dotarł do miejsca, które w niczym nie przypominało pomieszczenia mieszkalnego, a raczej ekskluzywny bar.

Zbliżył się do jednej z ogromnych szyb, a kiedy przez nią wyjrzał zobaczył, że znajdywał się na piętrze bardzo wysokiego budynku i nawet domyślał się jakiego. Na zewnątrz, na wysypanym małymi, beżowymi kamykami tarasie stała dziwna machina obsługiwana przez dziwnie znajomego, starszego mężczyznę. Dopiero gdy odwrócił się w jego stronę chłopak rozpoznał w nim naukowca pracującego z Jane, ziemską dziewczyną Thora.

- Obudziłeś się.

- Co mi zrobiłeś? - Odwrócił się, słysząc głos Lokiego. - Tam, na statku.

- Nie chciałem robić ci krzywdy, więc cię uśpiłem - odpowiedział, podchodząc do stojącego pod jedną ze ścian baru. Wziął do ręki szklankę, którą zaraz napełnił wodą. - Chodź, napij się.

Deandre jeszcze raz zerknął na pracującego na zewnątrz naukowca, po czym podszedł do baru i przyjął wręczoną mu szklankę. Wziął kilka łyków, a później zielone oczy spoczęły na stojącym po drugiej stronie Lokim.

- Nie mogłeś po prostu uśpić wszystkich na statku? - burknął, zanim zabrał się za dalsze opróżnianie szklanki. - Co z nim? Dlaczego dla ciebie pracuje? Wyprałeś mu mózg?

- Coś w tym stylu. - Wzruszył ramionami. - Nie martw się, kiedy już skończy, uwolnię go. Nic mu się nie stanie. Dałeś niezły popis, wiesz, z pazurami i ogonem. Nie wiedziałem, że tak bardzo się rozwinąłeś w tym kierunku. Potrafisz robić coś jeszcze?

- Nie wiem i w sumie nie chcę wiedzieć - odpowiedział, stukając paznokciami w szklankę. - Posiadanie takich zdolności jest naprawdę fajne, ale zaraz zaczynają się tobą interesować ludzie tacy jak pan Fury.

- Dostałeś propozycję pracy? - prychnął.

- Poniekąd. Natasha zasugerowała dalszy trening umiejętności, ale to nie dla mnie, to życie bohatera. Kłótnie, walki, odbieranie życia. No i musiałbym cię ścigać.

Loki zaśmiał się, opierając się przedramionami o blat. Zetknął ze sobą ich czoła i obydwaj przymknęli oczy, a wtedy chłopak poczuł się jakby spokojniejszy.

- Doceniam to, że nie chcesz stawać przeciwko mnie.

- A ja to, że nie chcesz wykorzystać mnie jako broni przeciwko bohaterom. Bo nie chcesz, prawda?

- Oczywiście, że nie. - Otworzył oczy, odgarniając czarne włosy za jego ucho, gdy ich spojrzenia się spotkały. - Nie ciebie.

Deandre dotknął jego dłoni, pogładził ją delikatnie opuszkami palców. Spuścił wzrok i wlepił go w do połowy pustą szklankę.

- Nie zatrzymasz tego, prawda? - zapytał cicho.

- Nie mogę. Nawet gdybym chciał Tesseract zaczął już pracować i nie jestem w stanie go powstrzymać.

- Czyli niedługo fala kosmitów zaleje całą planetę i rozpocznie się rzeź - bardziej stwierdził niż zapytał.

- Postaram się, żeby rzezi było jak najmniej. Obiecuję.

Nikt poza Deandre nie wierzył w obietnice Lokiego. Być może dlatego, że, przynajmniej do tej pory, chłopak zawsze miał pewność, że bóg spełni dane mu słowo. Nigdy go nie oszukał, nigdy nie użył na nim żadnej sztuczki, a nawet swoich magicznych zdolności używał tylko po to, by chłopakowi nie stała się krzywda. To wszystko sprawiało, że pomimo okropnych rzeczy, jakie robił Loki, Deandre ufał mu jak nikomu innemu. To właśnie Loki był tym, który nigdy nie złamał danej mu przysięgi i nigdy nie zostawił go w potrzebie. Byli dla siebie w najgorszych chwilach, gdy myśleli, że cały świat ich opuścił. Akceptowali swoją odmienność i swoje wady, tworząc dziwną, niezrozumiałą dla innych więź. Deandre podejrzewał, że on sam, zapytany, dlaczego wciąż trwał u boku boga najzwyczajniej w świecie odpowiedziałby: „nie wiem", niezdolny do wyjaśnienia tego, co czuł, gdy patrzył na asgardzkiego księcia.

Kwiaty i miód, czyli gdy bóg spotyka mutanta | Loki x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz