XI

57 7 0
                                    

Pociągnął nosem i przetarł policzek wierzchem dłoni, gdy z pochyloną głową stanął przed wyjściem z Asgardu, tuż obok Thora, który zdecydowanym chwytem trzymał Lokiego za ramię, umyślnie stanąwszy między nimi. Skoro i tak cała trójka wybierała się do Midgardu stwierdzili, że szkoda kłopotać Skurge'a dwa razy - kiedy już znajdą się na Ziemi, Deandre pójdzie w swoją stronę, a Thor i Loki w swoją.

Czuł na sobie jego wzrok, jednak ani myślał nawet na niego spojrzeć. Nie miał zamiaru ukrywać przed nim łez, wręcz przeciwnie - chciał, by Loki wiedział jak bardzo go skrzywdził.

Nie podobało mu się to, że kiedy już znaleźli się w Midgardzie przez pewien czas musieli iść w jednym kierunku. Deandre milczał, póki towarzyszący mu mężczyźni się nie zatrzymali. Odwrócił się, by pożegnać Thora, jednak wytrzeszczył oczy, gdy bogowie z nietęgimi minami patrzyli na rozbierany właśnie budynek.

- Czy ty wysłałeś Odyna do domu spokojnej starości dla śmiertelników? - zapytał, obdarzając go takim spojrzeniem, jakby nigdy wcześniej nie spotkał na swojej drodze większego idioty. - Skretyniałeś do reszty?

Thor również nie uważał tego pomysłu za świetny, co doprowadziło do kolejnej wymiany zaczepnych zdań między braćmi.

- Nie wierzę, że żyjesz - odezwał się w końcu Thor. - Widziałem, jak umierałeś. Byłem w żałobie, płakałem po tobie. I to nie tylko ja.

Loki zerknął na Deandre, który z założonymi rękami wciąż przyglądał się wywożonym pozostałym po domu opieki gruzom, mając nadzieję, że Odyn nie znajdywał się gdzieś pod nimi.

- Jestem zaszczycony - odpowiedział bóg powątpiewającym tonem, sprawiając, że Deandre prychnął cicho.

Grupka dziewczyn podeszła do Thora, by zapytać go o wspólne zdjęcie. Loki wydawał się zażenowany całą sytuacją, chociaż chłopak podejrzewał, że po prostu wciąż zazdrościł bratu uwielbienia, jakie ten dostawał od ludzi, podczas gdy on sam musiał ukrywać się pod iluzją własnego ojca, by go szanowano.

- Wiesz - zaczął Deandre, wciąż na niego nie patrząc. - Była kiedyś przynajmniej jedna osoba, która cię podziwiała.

Loki zrobił minę, którą robił zawsze kiedy słyszał coś, co mu się nie podobało. Już miał odpowiedzieć, kiedy nagle tuż pod nim pojawił się złożony z tysięcy poruszających się pomarańczowych iskierek okrąg.

- Co robisz? - zapytał Thor, spoglądając na brata, jednak bóg przekrętów wyglądał na zbyt zdezorientowanego, by mógł to być on.

- To nie ja, przysięgam - powiedział, zanim zanurzył się w dziwnym kręgu i zniknął.

Została po nim tylko mała karteczka, wyglądem przypominająca bardzo prostą i elegancką wizytówkę. Thor podniósł ją i obydwaj przeczytali znajdujący się na niej adres - 177 A Bleecker Street. Spojrzeli po sobie, nie rozumiejąc co to wszystko miało znaczyć. Deandre, wiedząc, że Thor za nic mu tego nie odpuści, udał się razem z przyjacielem tam, gdzie wskazywała wizytówka. Mężczyzna zabębnił w duże, stare drzwi i już po chwili znaleźli się w środku, chociaż nikt im nie otworzył. Wyglądało to tak, jakby w magiczny sposób przenieśli się do wnętrza budynku. Było tam dość mrocznie, jedynym źródłem światła w ciemnym pomieszczeniu było duże, okrągłe okno u szczytu niskich schodów prowadzących na wyższe piętra.

- Thor Odinson - rozległ się niski głos, zmuszając ich do odwrócenia się w kierunku okna.

Kilka centymetrów nad schodami lewitował odziany w pelerynę mężczyzna. Ruszył gładko i szybko w ich stronę. Deandre nie był do końca przekonany czy powinni czekać na dalszy rozwój wydarzeń, czy może lepszą opcją byłaby ucieczka.

Kwiaty i miód, czyli gdy bóg spotyka mutanta | Loki x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz