Nie podobał mu się pomysł wykorzystania Lokiego do celów Thora. Bóg piorunów nie postawił się ojcu w sprawie brata, a teraz chciał by ten pomógł mu powstrzymać mroczne elfy przed kolejnym atakiem. Dodatkową wściekłość wzbudzało ostrzeżenie starszego z nich, stanowiące, że nie zawaha się zabić boga przekrętów, jeśli ten spróbuje go zdradzić.
Oczywiście Deandre nie miał nic do gadania bo chociaż wiedział, że Thor weźmie jego zdanie pod uwagę i je uszanuje i tak zrobi to, co sam uważał za słuszne.
Mimo wszystko poczuł ulgę, widząc Lokiego poza celą. Czekał na bogów w korytarzu, razem z Jane i Sif. Kiedy Jane zdzieliła boga podstępu w twarz, mówiąc, że to za Nowy Jork, Deandre zacisnął usta w wąską kreskę i odwrócił się do nich tyłem, bo chociaż przemoc względem jego przyjaciela niezbyt mu się podobała uważał, że tak właściwie to mu się należało.
Nie mieli czasu na pogaduszki. Straże Odyna szybko pojawiły się w holu. Sif wzięła ich na siebie by reszta mogła wydostać się z pałacu. Chwilę później znaleźli się w miejscu, gdzie czekał na nich pojazd najeźdźców. Z zewnątrz dochodziły odgłosy walki, podczas gdy bóg piorunów dotykał w statku wszystkiego, co tylko się dało, próbując go uruchomić. Deandre oparł się plecami o jedną ze ścian, krzyżując ręce na piersi i nawet nie próbował pomóc - kompletnie się na tym nie znał, a kręcąc się po pojeździe zapewne tylko by przeszkadzał.
- Właściwie dlaczego lecisz z nami? - zapytała Jane. - Myślałam, że takie rzeczy cię nie interesują.
- Nie domyślasz się? Thor sądzi, że przy mnie Loki będzie mniej skłonny do ucieczki i bardziej chętny do współpracy, zupełnie jakby ostatnio właśnie tak było...
Musiał przyznać, że bawiło go nieco, gdy Loki opierał się swobodnie o jeden z wystających elementów pojazdu, podczas gdy Thor wciskał nerwowo wszystko jak leci. Podejrzewał, że sposób bycia boga był jedną z wielu rzeczy, które go w nim urzekły.
W końcu Thorowi udało się uruchomić pojazd. Wokół nich pojawiły się błękitne hologramy, z których chłopak nic a nic nie rozumiał, wszak nie była to jego dziedzina. Rozległ się hałas silnika i odgłos walących się kolumn, i już po chwili udało im się wylecieć na zewnątrz.
Nagle Jane zakołysała się niebezpiecznie i mało by brakowało, a upadłaby na ziemię - Deandre złapał ją w ostatniej chwili.
- Ojej, czy ona nie żyje? - zapytał Loki, a w jego głosie zapewne nieprzypadkowo nie usłyszał żadnej troski czy chociażby nuty zmartwienia.Chłopak spiorunował go wzrokiem, chociaż tak naprawdę nie spodziewał się z jego strony jakiegokolwiek przejęcia stanem Jane. Thor, w przeciwieństwie do niego, ledwo mógł się skupić na locie, odwracając się co chwilę i nawołując kobietę.
- Nic mi nie jest - odezwała się wreszcie. Chłopak odetchnął.
Deandre usiadł na ziemi i przytrzymał ją, chcąc mieć pewność, że żadnemu z nich nie stanie się krzywda - choć Thor umiał latać przy pomocy swojego młota jego umiejętności w prowadzeniu latających pojazdów były bardzo wątpliwe.
Sytuacja wcale się nie polepszała. Wojska Odyna zaczęły ich ścigać, otworzyły ogień w ich stronę. Jazda boga piorunów stała się jeszcze bardziej chaotyczna, a komentarze Lokiego w niczym nie pomagały, a tylko bardziej denerwowały brata, choć przez te wszystkie lata raczej powinien się do tego przyzwyczaić.
Deandre spojrzał na Thora z niedowierzaniem, gdy ten wypchnął Lokiego przez otwarte drzwi statku. Gdyby nie to, że trzymał na kolanach półprzytomną Jane, zapewne wstałby i nim potrząsnął, ledwo powstrzymując się przed puszczeniem go w ślady brata.
CZYTASZ
Kwiaty i miód, czyli gdy bóg spotyka mutanta | Loki x OC
FanfictionDeandre zawsze odstawał od reszty czy to wyglądem, zachowaniem, czy poglądami. Wielu uważało go za dziwaka i chociaż na początku chłopak zaprzeczał, z czasem pogodził się z prawdą i sam zaczął tak o sobie mówić. Cieszył się, że był, jaki był. Sądził...