X

49 6 6
                                    

Kiedy ostatni z pacjentów opuścił budynek Deandre, jako że zawsze utrzymywał gabinet w czystości, dość szybko uwinął się z porządkami, zanim sam skierował się ku wyjściu. Padało, dlatego pierwszą rzeczą jaką zrobił było rozłożenie dużego parasola. Przekręcił klucz w zamku i schował go w kieszeni ciemnego płaszcza, a gdy się odwrócił tuż przed nim siedział duży, czarny kot. Wpatrywał się w niego zielonymi ślepiami, wodząc wzrokiem po jego sylwetce. Był przemoknięty do suchej nitki, a do tego okropnie brudny. Chłopak patrzył na niego przez chwilę, a potem westchnął ciężko i wyciągnął klucze z kieszeni, próbując przypomnieć sobie czy miał w gabinecie jakiś nadprogramowy transporter.


W ogóle się nie szarpał kiedy Deandre szorował go w wannie, próbując pozbyć się niesamowitego smrodu jaki wraz z kotem znalazł się w mieszkaniu. Po drodze chłopak wstąpił do sklepu zoologicznego, gdzie kupił szampon dla zwierząt i kilka innych potrzebnych dla kociaka rzeczy. Futrzak powoli tracił błotnisty smrodek, który stopniowo zastępowała woń, jak głosiła etykieta na szamponie, owocowo kwiatowa. Kiedy już uporali się z częścią pielęgnacyjną zwierz dostał odrobinę świeżej karmy, której nie chciał specjalnie jeść, jednak w końcu zmusił się do tego z dość nietęgą jak na kota miną.

Kiedy chłopak sam doprowadził się do porządku i ułożył wygodnie na łóżku kot wskoczył na materac, a później wgramolił mu się na kolana. Deandre pogłaskał go i podrapał za uchem. Kociak zamiauczał donośnie, trącając go łapą. Myśląc, że zwierzak miał ochotę się bawić, rzucił mu kłębek sznurka, za którym ten zaraz zaczął gonić, wyprawiając niezwykłe akrobacje. Zaśmiał się, patrząc na kota, kiedy ten leżał na plecach, w przednich łapkach trzymając kłębek. Czarna główka odwróciła się w stronę chłopaka, zielone oczy posyłały mu psotne, rozbawione spojrzenie.

- Przypominasz mi kogoś - odezwał się do niego Deandre. - Gdyby nie to, że na własne oczy widziałem jak... pomyślałbym, że...

Kiedy łzy jedna po drugiej zaczęły spływać po jego policzkach kot wskoczył znów na łóżko. Przednimi łapami oparł się o pierś chłopaka i ocierał pyszczkiem o jego twarz. Deandre przesunął dłonią wzdłuż chudego kręgosłupa kocura, uśmiechając się smutno.

- Tęsknię za nim, wiesz?

Szorstki języczek przesunął się po jego nosie, wilgotny nosek zetknął się z czołem chłopaka, a później kociak zwinął się w kulkę u jego boku. Deandre upewnił się, że wszystkie okna w mieszkaniu były zamknięte, a później wsunął się pod kołdrę, pociągając nosem. Czarny kot przytulił się do niego i chwilę później chłopak zasnął, wsłuchując się w nieustające, uspokajające mruczenie.

Obudził się jak zwykle wcześnie. Już miał się zerwać i przygotować poranną porcję karmy dla swojego nowego przyjaciela, lecz zaraz stanął na środku pomieszczenia i rozejrzał się, zanim przejrzał wszystkie pokoje.

Kota nigdzie nie było.

* * *

Czekał na reakcję Heimdalla już kilka dobrych minut i nie wyglądało na to by miał się doczekać. Zdziwił się, ponieważ klucznikowi nigdy wcześniej się to nie zdarzało. Miał nadzieję, że nie było to wynikiem kolejnego konfliktu w Asgardzie, o którym miał się zaraz dowiedzieć, a tylko chwilowa przerwa techniczna. Już miał zrezygnować z wizyty w krainie bogów, kiedy przejście w końcu się otworzyło.

- Heimdall! - zawołał, gdy już znalazł się w Asgardzie. - Co się dzieje? Dlaczego...

Zdziwił się, gdy zobaczył przed sobą nie Heimdalla, ale zupełnie obcego człowieka, którego widział po raz pierwszy w życiu. Czyżby dotychczasowy klucznik wybrał się na chorobowe?

Kwiaty i miód, czyli gdy bóg spotyka mutanta | Loki x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz