I

98 11 10
                                    

Deandre nie wierzył, że już za chwilę znajdzie się w krainie bogów. Nigdy nie przypuszczał, że będzie mu dane przeżyć coś takiego i nie mógł się doczekać, aż zobaczy to wszystko, o czym opowiadał mu Loki. Jeśli same opisy brzmiały tak fantastycznie, to rzeczywisty widok musiał zapierać dech w piersi.

Stał obok niego, zastanawiając się, jak tak właściwie miała wyglądać ich podróż. Bóg chwycił go za rękę i przysunął do siebie, a potem spojrzał w niebo.

- Heimdall! - zawołał, a chwilę później spadł na nich słup jasnego światła.

Deandre poczuł się bardzo dziwnie, ale nie niekomfortowo. Miał wrażenie, że obydwaj bardzo szybko się przemieszczali i gdyby nie to, że trzymał się Lokiego zapewne wypadłby z przejścia prosto na stojącego na środku dziwnego pomieszczenia mężczyznę w złotej zbroi. Nieznajomy przekręcił miecz w podłożu niczym klucz w zamku, a światło za nimi zniknęło. Chłopak podziękował cicho przytrzymującemu go przyjacielowi, a potem odsunął się nieco, kiedy był już pewien, że da radę sam ustać.

- Kogo ze sobą przyprowadziłeś, panie? - zapytał mężczyzna w złotej zbroi, ostatnie słowo wypowiadając wyraźnie nieszczerze, wymuszenie.

Loki uśmiechnął się i wyciągnął rękę w stronę chłopaka.

- To jest Deandre, mój dobry przyjaciel. Bardzo chciał zobaczyć Asgard, a ja postanowiłem mu to umożliwić.

- Czy jesteś pewien, że sprowadzanie śmiertelnika do naszego świata to dobry pomysł?

- Dlaczego? Deandre nie ma złych zamiarów wobec żadnego Asgardczyka i nie stanowi zagrożenia. Zapewniam cię, Heimdallu, że nie masz się czego obawiać.

- W takim razie miło nam cię gościć, Deandre. Zapewne jesteś kimś wyjątkowym, skoro nasz król - zerknął przelotnie na Lokiego - obdarzył cię tak wielkim zaufaniem.

- Um, dzień dobry - odpowiedział niepewnie. - Mi też bardzo miło.

- Chodźmy, Deandre, mam ci bardzo dużo do pokazania.

Pokiwał głową i podążył za Lokim, którego ziemskie ubrania zaczęły znikać, od razu zastąpione czarno-zieloną szatą ze złotymi zdobieniami. Chłopak zawsze zachwycał się jego magicznymi zdolnościami, zazdroszcząc, że sam niczego takiego nie potrafił. Od dziecka pragnął posiadać jakąś niezwykłą zdolność - magię, możliwość zmiany kształtu, rozmawianie ze zwierzętami, latanie, a jednak los postanowił uczynić go zwykłym, szarym człowiekiem.

Westchnął cicho na myśl o tym, jak szare i nudne było jego życie, oczywiście do czasu, kiedy poznał Lokiego. Cieszył się, że chociaż on sam nie miał żadnych nadprzyrodzonych mocy, miał możliwość obcowania z nimi poprzez swojego przyjaciela.

- Coś nie tak? - zapytał bóg, którego uwadze nigdy nie umykały jego zmiany nastroju.

- Po prostu myślę o tym, jak szary i nudny jestem w porównaniu do was - przyznał, patrząc na rozciągający się przed nimi kolorowy most.

- Och, nie myśl tak o sobie. Nigdy nie pomyślałem, że jesteś nudny, a już na pewno nie szary. W końcu jesteś tęczową osobą, prawda?

- Bardzo śmieszne.

Loki odpowiedział lekkim uśmiechem. Kroczyli po tęczowym moście, który wyglądał jakby został zrobiony ze szkła, a jeszcze niżej, dużo niżej, spokojnie szumiało morze. Deandre patrzył na to w zachwycie, a gdy uniósł głowę jego oczy rozbłysnęły na widok złotych budynków, a szczególnie stojącego w samym środku ogromnego pałacu. Kiedy byli już blisko dostrzegł także ogrom pięknych, kwitnących roślin i zdobione fontanny. Wszystko wyglądało niesamowicie i Deandre nie wiedział, na czym najpierw powinien zawiesić wzrok. Rozglądał się, podziwiając kolumny, budynki, ogrody i alejki, a także przechodzących obok nich ludzi, Asgardczyków, którzy kiwali Lokiemu na powitanie, ale jakby nieprzekonani, niepewni, a ich wzrok mówił wyraźnie: „Nie jesteś naszym prawdziwym władcą. Nigdy nim nie będziesz."

Kwiaty i miód, czyli gdy bóg spotyka mutanta | Loki x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz