XVII

39 3 0
                                    

Nie spodziewali się, że ich spokój po raz kolejny zostanie zakłócony.

Atak nadszedł znienacka. Ostrzeliwano ich statek, chociaż tak naprawdę nie mieli pojęcia z kim mieli do czynienia i czym narazili się najeźdźcy. Do środka wkroczyły obce wojska. Zabijali Asgardczyków bez ostrzeżenia i bez litości. Deandre, widząc, jak okrutnie byli traktowani, choć niewinni i bezbronni, po raz pierwszy w życiu nie miał skrupułów przed odebraniem przeciwnikowi życia.

Ciął mieczem, ranił pazurami, miażdżył ogonem. Chronił każdego Asgardczyka ceną własnego życia, u swego boku mając Lokiego, Thora, Walkirię i Fenrisa. Choć każdy z nich był silny z osobna, a razem byli jeszcze silniejsi, tym razem przeciwnik okazał się być zbyt potężny. Niewiele czasu minęło, zanim Walkiria zniknęła im z oczu w bitewnym szale, a Thor padł półprzytomny na ziemię, krwawiąc z ust i licznych ran.

Deandre na pewno by zginął, gdyby nie pomoc wilka, który kłapnięciem szczęk przepołowił stojącego nad nim przeciwnika. Niewiele to dało, gdyż chwilę później sam Fenris przewrócił się na bok, zaatakowany przez kosmitę, który swoim rozmiarem i posturą przypominał Hulka.

Obiecał wilkowi walkę ramię w ramię i wzajemną pomoc, dlatego też widząc, jak przeciwnik szykował się do kolejnego ciosu, zerwał się na równe nogi i dopadł do Fenrisa, zasłaniając jego głowę własnym ciałem. Cios niechybnie by padł, gdyby nie szybka reakcja Lokiego, który swoim sztyletem odbił dziwaczną broń obcego i odciągnął go na bok, by tam kontynuować walkę.

Chłopak nie marnował czasu. Nakazał Fenrisowi nie ruszać się z miejsca i wstał, po raz kolejny dobywając miecza. Chwiał się na nogach, zmęczony i poobijany, jednak nie miał zamiaru się poddać, a i wilk wydawał się wciąż mieć siły do dalszej potyczki. Podniósł się z ziemi i rozstawił szeroko drżące łapy. Widząc kolejnych nadciągających wrogów otworzył pysk i warknął, ukazując rząd ostrych białych zębów. Deandre otarł krew z rozciętego policzka i ruszył do przodu, gotowy do walki, gotowy do obrony przyjaciół do ostatniej kropli krwi.

Gotowy na śmierć.

Patrzył, jak kolejni Asgardczycy padali. Widział osuwającego się na ziemię Heimdalla, widział padających jak muchy czempionów. Fenris rozbijał wrogie oddziały mocnymi ruchami łap, przewracał i zrzucał na nich elementy statku, aż w końcu sam padł na ziemię po raz kolejny, wycieńczony, coraz bardziej zdezorientowany.

Było ich za dużo i byli zdecydowanie zbyt silni. Deandre wiedział już, że nie mieli żadnych szans, jednak to nie przeszkadzało mu w dalszym odpieraniu ataku. I tak nie miał dokąd uciekać, a jeśli już miał zginąć, przynajmniej mógł odejść godnie, w walce, jak przystało na asgardzkiego wojownika.

Nabrał gwałtownie powietrza, gdy sztylet przeszył jego bok, a krew trysnęła z jego ust. Upadł na ziemię, jego miecz wydał metaliczny odgłos, gdy zderzył się z podłożem. Chłopak odwrócił się w stronę stojącego za nim przeciwnika i z zaskoczenia powalił go długim, gadzim ogonem, by zaraz przy jego pomocy zmiażdżyć głowę kosmity. Później ostatkiem sił doczołgał się do Fenrisa, który rzucił mu krótkie spojrzenie spod półprzymkniętych powiek. Deandre oparł się o jego puchatą szyję i ze świstem nabrał powietrza, bladą dłonią przyciskając wciąż krwawiącą ranę. W drugiej dłoni nadal dzierżył miecz, gotowy bronić ich obu do samego końca.

Pole walki nagle ucichło. Między ciałami przechadzało się jeszcze kilku ocalałych z wrogiego oddziału, a jeden z nich, wyjątkowo szpetny, przemawiał do poległych, ale i do tych, którzy zdołali przetrwać atak, jednak byli zbyt słabi, by podnieść się z ziemi.

- Dostąpiliście zaszczytu oczyszczenia przez Wielkiego Tytana. Możecie myśleć, że to cierpienie. To zbawienie. Wasza ofiara pozwoli przywrócić równowagę we wszechświecie. Więc cieszcie się, bo przez swoją śmierć stajecie się dziećmi Thanosa.

Kwiaty i miód, czyli gdy bóg spotyka mutanta | Loki x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz