Nowy Asgard rozwijał się prężnie pod wodzą Walkirii. Stawał się coraz większy, piękniejszy, coraz bardziej samowystarczalny.
Deandre, wiedząc, że właśnie tam było jego miejsce, nie wahał się ani chwili. Zamieszkał w jednym z domów bliżej morza, chcąc zawsze słyszeć jego szum i mieć na nie widok z prawie każdego okna. Dźwięk spokojnej wody i jej zapach uspokajały go, pozwalały mu lepiej spać, a i Fenris uważał, że dobrze to na niego działało. Wilk przez większość czasu przebywał w swoim mniejszym rozmiarze, jedynie na rozłożystych polach przybierając swoją naturalną postać, gdy Deandre, zaraz po tym, jak kończył przejażdżki na Sleipnirze, dosiadał czworonożnego przyjaciela i razem z nim przemierzał góry, łąki i lasy, a czasami nawet piaszczysty brzeg morza.
Nie uciekał dłużej przed tym, kim był. Pomagał miastu się rozwijać i bronił go przed najeźdźcami, jak wtedy, gdy cztery lata po pokonaniu Thanosa pojawił się Gorr, który porwał wszystkie asgardzkie dzieci i za swój cel obrał zniszczenie wszystkich bogów. Thor oczywiście zdołał go pokonać, płacąc za to ogromną cenę - Jane.
Zyskał za to córkę Gorra, którą traktował jak swoją, a która nazywała go wujkiem, którym stał się także Deandre. Lubił tę dziewczynkę i często pozwalał jej bawić się z Fenrisem, zabierał ją na przejażdżki na jego grzbiecie i uczył jazdy konno, najpierw wykorzystując do tego zwykłe wierzchowce, nie chcąc, by zrobiła sobie krzywdę na ośmionogim Sleipnirze.
Co jakiś czas wymieniał wiadomości ze starymi przyjaciółmi - Peterem Parkerem, Rocketem, doktorem Bannerem, a nawet doktorem Strangem, którego regularnie prosił o pozwolenie na naukę w Kamar-Taj, jednak jak do tej pory nie udało mu się go uzyskać.
Nigdy nie uważał się za bohatera, jednak w końcu zaakceptował to, że ludzie nazywali go jednym z Avengerów. Patrzył, jak świat budował się na nowo, tak, jak przed wojną, od czasu do czasu potykając się na zwolenników Thanosa, choć nie spodziewał się, by ktokolwiek z tych, którzy przeżyli tę tragedię, będzie skłonny przyznać rację komuś takiemu jak on.
Wszystko wydawało się wrócić do normy, aż któregoś dnia spokój Deandre znów został zakłócony. Załatwiał on sprawy Nowego Asgardu, w tym celu udając się do Oslo. Starał się wypełnić powierzone mu przez Walkirię zadanie najlepiej jak potrafił i kiedy już miał udać się w drogę powrotną coś go zatrzymało.
Normalnie widok portali nikogo już nie dziwił, jednak w tym było coś innego. Na początku, widząc pomarańczowy kolor, myślał, że może to doktor Strange przybył prosić ich o pomoc, jednak tamten portal nie był okrągły, a prostokątny. Poza tym, mężczyzna na pewno szukałby ich na miejscu, w Nowym Asgardzie, zamiast przenosić się do Oslo i dopiero stamtąd do nowego miasta bogów.
Z portalu wypadły dwie ludzkie, męskie sylwetki. Jeden z nich był wyraźnie starszy, co Deandre wydedukował z krótkich siwych włosów i wąsa. Miał na sobie ciemnobrązowy garnitur i wyglądał niezwykle elegancko, i gdyby nie to, że wyglądał tak bardzo ludzko przysiągłby, że do Oslo przybyła delegacja z innej planety.
Nie mógł zobaczyć twarzy drugiego z nich - kiedy podnosił się z ziemi ustawiony był plecami do Deandre. Pierwszym, co rzuciło mu się w oczy była brązowa kurtka z postawionym kołnierzem, na której tyle widniał duży, pomarańczowy nadruk mówiący „WARIANT". Mężczyzna miał długie do ramion czarne, lekko kręcone włosy, które poruszyły się lekko na delikatnym wietrze. Deandre zdziwił się, gdy, po tym, jak wiatr smagnął jego twarz, dotarł do niego dziwnie znajomy zapach kwiatów i miodu. Nieznajomy zaśmiał się cicho na coś, co powiedział do niego starszy mężczyzna, a śmiech ten wydawał mu się tak niewiarygodnie znany, że chłopak przez chwilę zwątpił w działanie swoich zwierzęcych umiejętności.

CZYTASZ
Kwiaty i miód, czyli gdy bóg spotyka mutanta | Loki x OC
أدب الهواةDeandre zawsze odstawał od reszty czy to wyglądem, zachowaniem, czy poglądami. Wielu uważało go za dziwaka i chociaż na początku chłopak zaprzeczał, z czasem pogodził się z prawdą i sam zaczął tak o sobie mówić. Cieszył się, że był, jaki był. Sądził...