Po wytłumaczeniu chłopakowi tematów i omówieniu teorii, kazałam chłopakowi po odpowiadać na kilka moich pytań, aby sprawdzić ile zapamiętał.
-No kurwa, przecież tego nawet nie było w książce!- krzyknął zmęczony i zdenerwowany Diego i wyrzucił ręce w powietrze.
-Widzę, że to już porą aby zakończyć lekcję.- powiedziałam I pokazałam w książce odpowiedź na pytanie, która była napisana czcionką pogubiona i zaznaczona na CZERWONO.
-Nie!... Znaczy okej.
-Dobra, to ja spadam, co do następnych lekcji dogadamy się jak będziemy w kozie.- Burknęłam, matka dalej nic nie wie, a sama konieczność spędzenia tam czterech godzin z Diego, nie cieszy mnie jakoś bardzo.
-Nigdzie cie tak nie puszczę.
Zastanawiałam się przez chwilę o co temu debilowi chodzi
-Oświec mnie, bo nie rozumiem o co ci chodzi.
Wskazał palcem na mój ubiór, po czym przeniósł na mnie spojrzenie i uniósł brew, jakby oczekiwał jakiejś odpowiedzi.
-Co jest nie tak z moim ubraniem?- zapytałam, na co on przewrócił oczami I na chwilę wyszedł z pokoju, aby wrócić z bluzą w rękach.
-Zakładaj.
-Nie ma kurwa mowy.- powiedziałam patrząc na niego jak na wariata, to, że dałam mu koszulkę jakoś mnie nie obchodziło, bo była śmieszna, a on chciał mi dać bluzę, która należy do męskiej drużyny koszykarskiej. Czyli gra w kosza.
-Przecież to tylko bluza, a ty ubrałaś się jakbyś wybierała się na jebaną plażę.- Burknął.- Ubieraj to, albo ja na ciebie założę własnoręcznie.
Zrób to.
Kurwa.
-Ale wiesz co oznacza ta bluza, jak ktoś mnie w niej zobaczy...- W naszej szkole, obowiązywała zasada, jeżeli jesteś chłopakiem i należysz do jakiejkolwiek drużyny, czy piłkarskiej czy jak w tym przypadku koszykarskiej, bluzę możesz podarować tylko, TYLKO, swojej dziewczynie.
-Nic dla mnie nie znaczysz,- ał.- z resztą dom masz zaraz obok, nikt cie tu nie zauważy.
-No właśnie, dom mam zaraz obok nie potrzebuje jej.- powiedziałam, jednak widząc spojrzenie Diego, podeszłam i zabrałam mu bluzę z rąk, po czym wciągnęłam na siebie.
-I co zadowolony?- prychnęłam, widząc jak mimowolnie się lekko uśmiecha. Szmaciarz.
-Jak słońce.- odpowiedział szczęśliwie.
Będąc już w holu próbowałam zawiązać buty.
-Kurwa!- krzyknął chłopak, od razu spojrzałam przez szybkę w drzwiach.
W stronę domu szła kobieta.-Diego wrócił... O jej! Witaj Rozie! Nie wiedziałam, że tu jesteś. Zostaniesz na kolację?- Zajebiście, to była Pani Karen.
-Um... Moja mama kazała mi już wracać bo też robi kolację. - Próbowałam powiedzieć to spokojnie, ale panika robiła swoje, jeżeli matka Diego, powie o tym mojej, będę w dupie. Ona myśli, że ja jestem w bibliotece i się uczę.
-Och to ja do niej zadzwonię! Może też przyjdzie, to zjemy razem.- powiedziała podekscytowana kobieta.
Jestem w dupie. A ten debil zamiast cokolwiek powiedzieć, to stał i patrzył w ścianę. Jak jakiś npc.
-Nie ma potrzeby, nie będziemy już dzisiaj przeszkadzać.
-Nie przesadzaj, zawsze jesteście....
-Ona udzielała mi korepetycji.- Odezwał się wreszcie chłopak, na co pani Karen, zmarszczyła brwi I spojrzała na syna jakby widziała go po raz pierwszy.
CZYTASZ
White Roses and Sweet Kisses
RomanceOpowieść o tym jak człowiek nieświadomie może nas zniszczyć, po czym złożyć jak puzzle i pokazać co to miłość. _____________________________ Rozalie, pilna Uczennica, mieszkająca z matką w Nowym Jorku. Diego, przystojny Hiszpan, który niedawno się t...