22.Bałwan, 3 miesiące i dmuchawiec.

67 6 1
                                    


Od incydentu z ojcem Frank'a minęło już kilka dni. Ja zaczynałam wyglądać jak człowiek, Diego chyba się od obraził, a brat nawet przekonał się do Torresa. Z resztą z wzajemnością.

Było trochę jak stary z psem. Narzekał, że nie chce żadnego psa, a skończyło się na tym, że stał się jego najlepszym przyjacielem. Oczywiście nie porównując Frankiego do psa, ale w przypadku obojga chłopaków było podobnie. Rozumiecie aluzję.

Aktualnie, leżałam na łóżku i czytałam kolejną książkę z mojej domowej biblioteczki, gdy Diego i Frank, grali albo raczej starali się grać w Just Dance. Osoba trzecia, patrząc na nich, mogłaby co najmniej pomyśleć, że wzywają demony, albo próbują rzucić na mnie zaklęcie.

-Ha! Robię cię jak twoją matkę!- wykrzyczał Diego, wymachując rękami w każdą stronę. Mój brat zmarszczył brwi, jednak nie pozostawał mu dłużny i z szybkością nadgonił chłopaka.

-Chciałbyś!

-Nawet nie wiesz jak.- odpowiedział młodszemu, po czym oboje się roześmiali.

Końcowo wygrał Frankie, co nie dziwiło mnie. Skubany ruszał się lepiej niż nie jedna tancerka w klubie, a Diego... On się rzucał.

-I co lamusie! Wisisz mi 10 dolców! Boże kocham cię Rihanna, wiedziałem, że dasz mi zwycięstwo!- krzyczał chłopiec, wykonując taniec zwycięstwa.

-Dałem ci fory!- mruknął Diego, po czym usiadł obok mnie i nachylił się, by zobaczyć co czytam.

Spojrzałam na jego skupioną minę, gdy ten chłonął słowa raz, po raz.

-Aurora?- spytał unosząc brwi.

-Tak, imię głównej bohaterki. Coś z nim nie tak?

-Nie, jest bardzo ładne. Mógłbym nazwać tak córkę.- zamyślił się.

-Dlaczego?

-Hm... Wydaje się takie delikatne, ale z charakterem. Kojarzy mi się z siłą jak i wrażliwością. Jest śliczne.

Aurora. Może i naprawdę te imię miało w sobie jakąś iskrę?

-Jak chcecie to mogę iść do kolegi, będziecie mieli czas, żeby sobie zmajstrować dzieciaka.- zaśmiał się Frank, a ja z Diego spiorunowaliśmy go wzrokiem.- Przecież żartuję.

-Ja myślę. Nie mam aktualnie czasu żeby pilnować kolejnego niemowlaka.

-Jak to kolejnego?- spytali oboje, marszcząc brwi, jakbym ukrywała przed nimi małżeństwo, którego owocem były trojaczki.

-No wy? A kto niby. Na razie nie doczekałam się dziecka i nie planuję go, jak na ten moment.

-Zabawne Roz. - mruknął Frankie, a po chwili usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.

-Idźcie otworzyć. Muszę zadzwonić do mamy.- mruknęłam i wyszłam na taras.

Wybrałam w komórce numer matki, po czym zadzwoniłam. Odebrała po dwóch sygnałach.

-Rozalie córeczko, czemu dzwonisz tak późno? Martwię się, wiesz o tym?

-Mamo dzwonię codziennie. Nic się nie dzieje. A dzwonię późno, bo czytałam.- westchnęłam, przecierając twarz. Od momentu, w którym Lucas popchnął mnie, a ja wraz z bratem zamieszkałam tymczasowo w moim domu, matka dzwoni i pisze bez przerwy, jakbym była umierająca, a Frankie bezdomny.

-Wystarczy wam pieniędzy? Mam nadzieje, że tak. Pamiętaj, że od poniedziałku idziesz do szkoły, to samo z Frankiem. Przekaż mu.

-Jasne mamo.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 01 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

White Roses and Sweet KissesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz