Chapter 34.

760 35 27
                                    

DŻULIAN.

- Jesteś pewien, że wszystko jest w porządku? -przewracam oczami słysząc kolejny raz to samo pytanie. Odwracam się w kierunku mamy, która ze zmartwioną miną mi się przygląda i podchodzę bliżej niej, kładąc swoje dłonie na jej ramionach. 

- Tak, jestem pewien. Minął już miesiąc i lekarz sam powiedział, że mogę już stąd wyjść. - oznajmiam i przytulam ją delikatnie.

-No dobrze. Niech Ci będzie, ale proszę Cię dbaj o siebie. Ja ze swojej strony obiecuję, że będę Cię odwiedzać codziennie. - kręcę głową słysząc obietnice rodzicielki i uśmiecham się, bo zdecydowanie da się zauważyć, że nadal mi nie ufa. 

- Spokojnie, dzisiaj mam zamiar zaproponować Lilly żeby się do mnie wprowadziła, więc będzie miał mnie kto pilnować, a znasz ją i wiesz, że ona zdecydowanie nie pozwoli mi na żadne głupoty. 

- Ah, ta Lilly... - wzdycha i posyła uśmiech w moim kierunku. - Totalnie oszalałeś na jej punkcie, synku, ale cieszy mnie to. Lilly jest naprawdę dobrą dziewczyną i przede wszystkim widać, że zależy jej na Tobie. Nie zniszcz tego, proszę. - dodaje, a jej dłoń delikatnie przejeżdża po moim policzku.

- Nie mam takiego zamiaru. - oznajmiam i odsuwam się od kobiety.

Z powrotem udaję się w kierunku łóżka na którym leży torba z moimi rzeczami. Chwytam ją i po raz ostatni rozglądam się po pomieszczeniu, które przez ostatni miesiąc było moim domem. - Zdecydowanie nie będę tęsknił. - szeptam, po czym przepuszczam swoją mamę w drzwiach i wspólnie wychodzimy na zewnątrz. 

Oczywiście przed budynkiem aż roi się od paparazzi i dziennikarzy, którzy tylko czekają bym powiedział chociaż jedno zdanie, jednak szczerze? Ani nie mam na to siły, ani ochoty, dlatego szybko zakładam na twarz okulary, a na głowę zarzucam kaptur, by nikt nie widział goszczącego na mojej głowie opatrunku i w eskorcie ochroniarzy udaję się do samochodu, w którym czeka na nas kierowca. 

W drodze powrotnej oczywiście piszę do Lilly, która jest na praktykach, jednak nie mam zamiaru jej zdradzać, że wyszedłem ze szpitala, bo w mojej głowie jeszcze jakiś czas temu powstał pewien pomysł, który właśnie teraz chciałem zrealizować. 

~*~

- Siema stary, nawet nie wiesz jak dobrze Cię widzieć żywego. - przewracam oczami, słysząc głos Sergio i podchodzę do niego, zamykając go w uścisku. - Serio nie funduj nam już takich akcji. - dodaje, odsuwając się ode mnie.

- Nie zamierzam. - obiecuję i uśmiecham się zauważając idącego w naszym kierunku Achrafa. - Siema, Haki. - krzyczę i zbijam z nim pionę, a następnie przedstawiam swój plan, w którym właśnie ta dwójka ma mi pomóc. 

- Stary, oni jak grzebali Ci tam w mózgu to zdecydowanie musieli Ci coś uszkodzić, gadasz od rzeczy. - oznajmia Achraf, za co dostaje ode mnie przez głowę. 

-Tobie by mogli tak pogrzebać, może by Cię nawrócili na dobrą drogę, bo jeszcze chwila i te dragi zeżrą Ci resztki tego co w tej łepetynie masz. - wtrąca się Sergio i wyrywa chłopakowi papierosa, którego trzyma w ustach. - A teraz chodźmy, bo mamy mało czasu, a sporo do załatwienia. 

- To co? Tiffany&Co? - pytam, na co obydwaj kiwają głową. Od razu wpisuję adres w nawigację i włączam się do ruchu.

Na miejsce docieramy po około godzinie i dzięki temu, że każdy nas zna udaje nam się na jakiś czas zamknąć sklep dla innych osób, dlatego w pełnym spokoju i bez skrępowania mogę szukać idealnego pierścionka zaręczynowego dla mojej Lilly. Oczywiście już po kilku minutach robi mi się słabo i mam wrażenie, że wszystkie są takie same, co sprawia, że zaczynam się denerwować, bo naprawdę chciałbym by ona miała coś totalnie wyjątkowego.

Player | Kylian MbappeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz