Chapter 17.

1K 57 30
                                    

LILLIANAH.

"Nie dostrzegłaś tego, że ktoś Cię kochał"

Czuję, że moje serce zaczyna bić w nienaturalnie szybkim tempie i to sprawia, że zwyczajnie w świecie zaczyna robić mi się słabo. Opieram się o ścianę, do której jeszcze przed chwilą byłam przyszpilona przez silne dłonie bruneta i biorę kilka głębszych oddechów by jakoś uspokoić szalejące we mnie emocje. Czuję na sobie palące spojrzenie wszystkich osób, jednak mój wzrok utkwiony jest w ciemnych jak piekło źrenicach Kyliana. Stoję tak przez chwilę nie spuszczając z nich wzroku i błagam w myślach, żeby to wszystko nie okazało się tylko snem, lub co gorsza kolejnym przykrym żartem bruneta.

-Cholera, jasna! Mogliście powiedzieć, że szykujecie taki teatrzyk, popcorn bym sobie przygotował.- oznajmia ze śmiechem Sergio, poklepując Kyliana po ramieniu, jednak gdy zauważa nasze posępne miny, od razu odpuszcza unosząc swoje dłonie w geście poddania. -Chyba lepiej będzie jak sobie pójdę.

-Pierwszy raz w życiu się z Tobą zgodzę, Sergio!- oznajmia brunet, jednak jego wzrok nadal zawieszony jest na mnie.

Podążam wzrokiem za Achrafem i Ramosem, którzy kierują się w stronę schodów i uśmiecham się delikatnie, zauważając jak Hiszpan wystawia w moim kierunku kciuki do góry, próbując tym samym dodać mi trochę otuchy.

-Powiesz coś, czy będziemy tak stali w ciszy, mierząc się wzorkiem?- przełykam głośno ślinę i zastanawiam się tak naprawdę od czego mam zacząć czy, o co zapytać, jednak brunet mnie wyprzedza. -Nie żartowałem, Lilly. Ani z tym, że zrobiłem to dla Ciebie, ani z tym, że byłem w Tobie zakochany.- szepcze, ponownie zbliżając się do mnie.

-Nie krzywdzi się kogoś kogo się kocha chyba, że jest się pieprzonym diabłem!- warczę, odpychając go dłonią, którą natychmiast chwyta.

-Wiem i jedyne, co w tej chwili mogę zrobić to stanąć przed Tobą i szczerze Cię za to przeprosić. Zrobiłem z Twojego życia piekło i masz prawo nazywać mnie diabłem, tak samo jak masz prawo mnie nienawidzić, jestem w stanie z tym żyć, w końcu to już niedługo. -oznajmia i puszcza mi oczko, siląc się na uśmiech.

Obserwuję go jak kieruje swoje kroki ku wyjściu i czuję jak po policzkach ponownie zaczynają spływać mi łzy i nie mam już siły by trudzić się ścieraniem ich, dlatego pozwalam im płynąć i zmywać resztki mojego makijażu.

-Wybaczę Ci pod warunkiem, że poddasz się operacji.- oznajmiam, stanowczym tonem.

-Dlaczego Ci tak bardzo na tym zależy, Lilly?- pyta, odwracając się twarzą do mnie, a to że zwraca się do mnie moim imieniem, sprawia, że czuję się w jakiś cholernie dziwny sposób wyjątkowo. -Dzięki temu, że ja odpuszczę ktoś będzie miał szanse na operacje i szczęśliwe życie po niej. Mnie nie czeka już nic.

-Pierdolisz głupoty, Kylian! Masz dwadzieścia cztery lata, jesteś jednym z najlepszych piłkarzy na świecie, ludzie Cię kochają i podziwiają. Dlaczego Ty nie potrafisz pokochać siebie?- pytam, podchodząc do niego, a następnie staję na palcach i chwytam w swoje dłonie jego twarz. Przez ułamek sekundy patrzę w jego oczy, po czym złączam nasze usta razem w przyjemnym choć krótkim pocałunku. -Weź mnie do swojego domu.- proszę, ledwie słyszalnie.

-Wiesz, że igrasz z ogniem, aniołku?- pyta, unosząc brew.

-Nie boję się sparzyć. - oznajmiam stanowczo, a na jego twarzy zauważam szeroki uśmiech.

~*~

KYLIAN.

Kompletnie nic nie pamiętam z drogi, którą przebyliśmy taksówką do mojego domu, ale nie dlatego, że byłem na haju, a dlatego, że zatraciłem się w pocałunkach serwowanych przez tą uroczą, choć pyskatą brunetkę.

Player | Kylian MbappeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz