💜 Rozdział 11 💜

77 10 4
                                    

Harry dopiero wtedy zrozumiał, jak lekkomyślne było jego zachowanie. Niepotrzebnie narażał swoje życie, ale coś kazało mu próbować się za wszelką cenę wydostać z tej jakże nie wygodnej dla jego człowieczeństwa sytuacji. Sam siebie nie rozumiał, gdy w jednym momencie miękł na amen, a w drugim próbował grać bohatera, którym nigdy przecież nie był. Niestety to była sytuacja, w której nikt inny, niż on sam nie mógł mu pomóc. Był tylko on, mężczyzna i pistolet. I choć jego dusza krzyczała ze strachu, pragnąć uzewnętrznić się w postaci słów uczucia, które nim tarpały, musiał się powstrzymać. Sytuacja jasno wymagała przemilczenia kwestii, zwykłej ciszy i pokory względem gangstera, który dumnie reprezentował mu swoją broń, jeśli kiedykolwiek jego oczy miałyby ujrzeć świat poza tym nieszczęsnym klubem.

- Twoje starania przyspieszyły wszystko - sapnął Tomlinson. Wstał z krzesła i nachylił się nad chłopakiem, szepcząc mu do ucha. - Za takie postępowanie należy się sowita kara, a moja przyjaciółka tak dawno nie strzelała... - uśmiechnął się przebiegle chłopak, pocierając kciukiem pistolet. Po karku Styles'a przeszedł dreszcz, a owiany dodatkowo ciepłym oddechem mężczyzny, spowodował gęsią skórką na całym ciele.

- Chciałem tylko... - zaczął zielonooki, gdy wtem rozległ się głośny strzał, a słowa chłopaka ugrzęzły gdzieś na dnie jego gardła.


5:40, tuż po strzale

Wszyscy łącznie z zakładnikami rozejrzeli się po sali, gdzie rozbrzmiał głośny huk broni z niedalekiego pokoju. Sprzątaczki zaczęły lamentować, wpadając niemalże w ataki paniki, a mały chłopczyk przerażony zastygł na amen.

- Co się tam dzieje? - zapytała cicho zaskoczona Taste, spoglądając niejasno na Charm.

- Nie było w planie trupów - sapnęła jedynie dziewczyna, kiwając obojętnie barkami.

- Idę sprawdzić, czy wszystko w porządku - oświadczył Glove i zaciskając pięści, biegiem udał się do pomieszczenia niedaleko nich.

Gdy tam dotarł szybko zorientował się, że drzwi są zamknięte, a żadne słowa nie docierają zza nich, co tylko go dodatkowo zaniepokoiło.


Tymczasem w środku

Styles nie odważył się ani drgnąć, gdy pistolet wystrzelił. Czuł jak życie przeleciało mu przed oczami, a gdy nie poczuł ostrej kuli w swym ciele, czując natomiast wciąż gorący oddech na swoim policzku, niemalże rozpłakał się ze szczęścia. Szybko odwrócił się i spostrzegł wbitą kulę prosto w ścianę tuż nad swoją głową. Profesor oddalając się od chłopaka ponownie usiadł na krześle, zabezpieczył broń i schował ją do kadłuba, po czym znów wędrując na krześle zbliżył się do sparaliżowanego chłopaka.

- To ostrzeżenie, Styles. Następnym razem nie chybie - poklepał go po plecach i podchodząc do drzwi, zostawił go samego.

Profesor wychodząc zbił się niemalże z Glove'em, który odskoczył jak poparzony. Chłopak został zamknięty na klucz i oddzielony od reszty, tak było zdaniem Louisa najlepiej. Jego mniemaniem za dużo kombinował, a nastraszenie go miało podwójny skutek. Wystraszeni zakładnicy mogli we własny sposób zinterpretować sobie zniknięcie chłopaka i strzał, to pozwoliło im jako grupie na nieco więcej subordynacji względem ich osób, a przynajmniej na jakiś czas.

- On...? - zapytał jakże zaskoczony były bokser.

- Nie, na śmierć trzeba także sobie zasłużyć - pokręcił głową błękitnooki i zabierając ze sobą swojego podwładnego udali się do reszty grupy.

Klucz utkwił na samym dnie luźnych spodni Tomlinsona, a on stał się osobą, która jako jedyna może mieć Styles'a pod kontrolą. Louis wcale się nie mylił sądząc, że niedługo będą mieli kłopoty.


6:40, godzinę po zamknięciu chłopaka w oddzielnym pokoju

Ekipa zdążyła zrobić właściwie wszystko. Pochowali łupy w drodze ewakuacyjne, wzmocnili zabezpieczającą barierę obrony, ładując wszystkie magazynki na full, a także przygotowali swoich zakładników na nieco więcej fajerwerków, niż sami mogliby przypuszczać.

Kolejnym krokiem było ściągnięcie przez wszystkich masek. Zbyt gorąca temperatura pod nimi, uniemożliwiała normalne funkcjonowanie. Wszystkie zostały złożone do pudełka, które później miało zostać spalone.

- Zjechała się świta policji i agentów fbi od Styles'a! - krzyknął profesor do swej ekipy. Właściwie już od pół godziny siedzieli z Trackiem na kamerach, bacznie obserwując przedni front lokalu.

Trzy duże i czarne furgonetki podjechały pod TAO, wraz z nimi cztery samochody policyjne, a także dwa mniejsze pojazdy z dwoma mężczyznami w zbyt oficjalnych strojach. Domyślali się, że wśród przybyłych gości nie zabraknie także negocjatorów.

- Pfff... przeciez to prawie garnitur - zaśmiał się ciemnowłosy agent CBA, uważnie wpatrując się w monitory kamer.

- Nic nadzwyczajnego - sapnął profesor. Właśnie to w ten sposób wyobrażał sobie te osobistości. Nieco eleganccy i zapewne z niezłą gadką. Miał nadzieję, że go nie zaskoczą.

Profesor wnet zamknął niepostrzeżenie laptopa chłopaka, o mały włos nie zostawiając tam jego spłaszczonej ręki. Młodszy spojrzał się jedynie zaskoczony, ale nic nie odpowiedział. Znał ten wyraz twarzy, doskonale wiedział co mają dalej robić. Szybko przybiegli z pomieszczenia mieszczą czego się tu obok tego ze kręconowłosy, na salę główną. Tomlinson nie potrzebował za wiele słów, gdyż na jego wyraźny znak głową wszyscy ustawili się w kółko i objęli się ramionami, tworząc jak najszczelniejszą barierę.

- Nie pozostało nam już nic innego - powiedział profesor, uważnie obserwując każdą z jego (nie) idealnie wybranych osób w kręgu.


7:20, napad w pełni

Pod budynkiem stali rozstawieni policjanci, tyły zabezpieczone były przez agentów fbi, a każde możliwe wyjście ewakuacyjne było obstawione przed dodatkowych agentów. Wydawać by się mogło, że nie mieli wyjścia, że muszą się poddać, ale czy zwycięstwo nie przychodzi w trudach?

Plan blokada - miał za zadanie wydłużyć czas przejęcia wewnętrznej strefy budynku przez zewnętrzne służby. Czym więcej czasu pozostawali w środku, tym łatwiejsza stawała się organizacja helikoptera, który miał za zadanie wynieść wszystkie ich łupy na wskazane wcześniej przez profesora miejsce.

You're my undoing || Larry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz