Godzina 17:00, cela Tomlinsonów
- Nadal jesteś zły? - zapytała cicho blond dziewczyna, powoli podnosząc się ze swojej pryczy. Odstawiła na bok tacę ze skórkami od chleba, które zalegały tuż obok jej kolana, gdyż była zbyt leniwa, by odłożyć ją na ziemię.
- A nie powinienem? - zapytał ironicznie chłopak. Podniósł się z łóżka i spojrzał na tacę, na której leżały owe skórki - pamiętał, że w dzieciństwie ciągle to robiła. Nienawidziła ich i nic, i nikt nie mógł jej zmusić do tego, by było inaczej.
- No co? Nie muszę, to nie jem - wywróciła oczami, wyczekując odpowiedzi na wcześniejsze pytanie. Zsunęła się z materaca do pozycji siedzącej, odsuwając na bok zalegającą, metalową powłokę. - Ty mógłbyś chociaż swój obiad zacząć - dodała szybko.
- Nie muszę, to nie jem - powtórzył obojętnie Louis. - I tak, jestem zły - wysyczał niemalże przez zęby, gdyż natrętne błękitne tęczówki wciąż na nim ciążyły.
- Wiesz, że nigdy nie chciałam dla ciebie źle, prawda? Po prostu boję się, że ten Styles wyjdzie ci bokiem, a potem będziesz żałował, że w ogóle zacząłeś - zaczęła spokojnym jak na nią tonem. Wstała i podeszła do Louisa, sadzając swój szczupły tyłek tuż obok jego ud, przez co musiał niechętnie się przesunąć, tym samym lądując skrawkiem odsłoniętych pleców na gołej i zimnej ścianie.
- Nawet nie dopuszczasz do siebie myśli, że mógłbym być z nim szczęśliwy, więc o czym w ogóle mowa - sapnął cicho chłopak, powoli się podnosząc.
- Nie chce zostać sama - wysapała nagle dziewczyna. Poczuła jak gorąco uderza jej do głowy, a ręce zaczynają się pocić. Szybko ochrząknęła, próbując przepchać gule w gardle, lecz na marne. - Boję się, że mnie zostawisz. Nie mam nikogo innego, prócz ciebie, Louis - wychrypiała, czując jak łzy napływają jej do oczu.
Chłopak lekko osłupiał. Nie dowierzał, że właśnie usłyszał tak szczere słowa z ust własnej siostry, która na codzień była taka twarda, a przynajmniej tak mu się wydawało. Ostrożnie przysunął się do niej, zauważając jak łzy mimowolnie zaczynając spływać ciurkiem po jej zaróżowionych policzkach.
- Ej, Lotts, to dlatego to wszystko? - zapytał najłagodniej jak potrafił, gdyż bądźmy szczerzy nie wiedział jak ma się zachować. Nagła zmiana zachowania siostry, mocno go zaskoczyła.
Dziewczyna jedynie skinęła głową, po czym rozpłakała się doszczętnie, zasłaniając twarz dłońmi. Louis w mgnieniu oka przyciągnął ją do swojej klatki, mocno do siebie przytulając. I minęło może dobre pół godziny, nim blondynka ponownie zaczęła normalnie oddychać, nie dusząc się swoimi łzami.
Godzina 11:30, pokój hotelowy
Wszystko wydawało się takie nierealne, gdy Harry dotarł do hotelu. Zapłakane oczy szczypały go niemiłosiernie, przez co pole widzenia było znacznie ograniczone. Cudem nie wywinął orła na schodach prowadzących na trzecie piętro, nie wiedząc nawet czemu wybrał właśnie je, podczas gdy winda była do dyspozycji.
Gdy wszedł do prostego, szarego pokoju zlokalizował jedynie łóżko, szybko rzucając gdzieś w kąt swoją skórzaną torbę, po czym rzucił się na nie, tak jak stał. Obudził się po niecałych trzech godzinach, czując jak temperatura uderza mu do głowy. Gwałtownie zrzucił z siebie puchową kurtkę, przypominając sobie, że ma na sobie jedynie piżamę. Szybko zrozumiał zdezorientowany wzrok recepcjonistki, która przyjmowała od niego płatność.
A gdy był już rozbudzony całkowicie, a gorąco przestało wręcz z niego parować, zlokalizował wieszak tuż przy drzwiach, zawieszając tam swoją kurtkę. Po jego prawej stronie znajdowały się drzwi do pomieszczenia, które mogłyby być łazienką i nie mylił się, gdy je uchylił. Szybko udał się do umywalki, odkręcił kran i nabrał w dłonie wody, ochlapując sobie twarz - poczuł się o wiele lepiej. Spojrzał w lustro, jego oczy wyglądały już normalnie, nie będąc tak czerwone i przeszklone, jak wtedy, gdy tam dotarł.
O godzinie 15, zamówił sobie room servise z obiadem, który szybko pochłonął. Nie jadł właściwie nic od rana, więc nie szło mu się dziwić. Jego policzek już dawno przestał być czerwony, ale zaczął lekko pobolewać podczas jedzenia, więc gdy tylko skończył, udał się do łazienki. Stanął przy lustrze, lecz nie dostrzegł nic specjalnego, więc szybko przemknął ponownie do łóżka i nawet nie wierząc kiedy, pogrążył się ponownie w głębokim śnie.
Ostry ból w okolicy żuchwy obudził go kwadrans po dziewiętnastej. Natychmiast podniósł się z łóżka i dotknął obolałego policzka. Czuł jak mocno pulsuje pod opuszkami, więc biegiem udał się do lustra. Gdy przed nim stanął nie dowierzał - od żuchwy, po okolice policzka rozciągała się czerwona plama o nierównych kształtach, która powodowała ból przy ruszaniu buzią.
- Co do... - sapnął sam do siebie, przysunął się bliżej lustra i obejrzał dokładnie twarz. W najbardziej czerwonej okolicy, zaczynało robić się nieco bardziej fioletowe miejsce. - Oh boże, cudownie... dzięki ojcze! - wrzasnął wściekły chłopak, ciskając pięścią w lustro.
Frustracja, która nim kierowała, zaprowadziła go do telefonu, a ocknął się, gdy wybierał numer jednostki więziennej, w której przebywał Louis.
- Teraz, albo nigdy - sapnął cicho sam do siebie i wcisnął zieloną słuchawkę. - Dzień dobry, poproszę z osobą kordynujacą więzienie numer dwadzieścia cztery w Londynie, chciałbym wykupić osadzonych - poinformował Harry, jak najwyraźniej mógł osobę po drugiej stronie.
- Witam, a z kim mam przyjemność? - zapytał miły, damski głos po drugiej stronie słuchawki.
- Harry Styles z tej strony - sapnął nieco mniej pewnie chłopak, po czym usłyszał głuchą ciszę.
![](https://img.wattpad.com/cover/308402166-288-k515247.jpg)
CZYTASZ
You're my undoing || Larry
FanficGrupa przestępcza ściąga całkiem nie przypadkowych ludzi do swej świty. Knucie rocznego planu wymaga niemałych poświęceń, a zaskakujące ich okoliczności całkowicie wybijają profesora z szeregu zadań, które tak uważnie przecież zaplanował. Czy uda im...