💜 Rozdział 30 💜

74 13 1
                                    

Minęło dwa dni, to dla potencjalnego człowieka tak naprawdę niewiele, lecz nie dla naszej ekipy. W ciągu tego czasu zdążyli pozbyć się łupów z TAO, wydalić czterech zbędnych i wadzących zakładników, a także niestety, bądź i stety pożegnać się z jedną koleżanką z grupy.

W Louisowej głowie zaczęły dziać się przedziwne rzeczy, na które nie potrafił mieć jakiegokolwiek wpływu, co go zdecydowanie zbyt mocno denerwowało. Lottie nieco stłamszona ograniczeniami przez grupę, nie mogła za wiele zrobić w tym temacie, choć tak wiele chciała. Został nam też Harry, który jako główna karta przetargowa odgrywał niemiłosiernie ważną rolę, by wydostać się bez szwanku z budynku, a jednocześnie był przepustką do pozyskania nieco więcej grosza.

Zbliżała się godzina 19:10. Taste za nic nie potrafiła usiedzieć w miejscu, jednocześnie będąc świadoma, że może zdecydowanie pogorszyć wszystko, jak wyruszy za bratem. Siedziała na krześle, nerwowo drgając nogą. Co kilka sekund przerzucała pistolet z dłoni do dłoni, co nie umknęło reszcie grupy zgromadzonej w sali głównej.

- Co z tobą? - zapytał zgryźliwie Zayn, dopytrujac się czegoś więcej w jej zachowaniu, lecz z myślami szedł zdecydowanie nie w tym kierunku.

- O co ci chodzi? - zapytała dziewczyna, wywracając na niego oczami.

Chłopak siedział wraz z dwoma pozostałymi na sofie, pilnując dwóch spokojnych sprzątaczek, więc umówmy się za dużo roboty to oni nie mieli. Dlatego też ich uwaga skupiała się w większości na dziewczynie.

- Walisz tą nogą w podłogę jak oszalała... - zaczął Niall.

- Przerzucasz ten pistolet z ręki do ręki co pięć sekund... - wtrącił Liam.

- Dodatkowo nie wyglądasz na najbardziej entuzjastyczną osobę w tym pomieszczeniu... - dokończył Zayn.

- Czemu miałabym być najbardziej entuzjastyczną osobą w tym pomieszczeniu do cholery? - uniosła się dziewczyna. Wstała z krzesła i chowając w truchcie do chłopaków broń, zatrzymała się tuż przed nimi. Założyła dłonie na biodra i wyczekująco zaczęła patrzeć na jegomości.

- Wszystko się udaje, a ty wciąż niezadowolona, a może tu chodzi o coś więcej? - zapytał Zayn, grając na nerwach i tak już podenerwowanej dziewczyny.

- Może o pewnego błękitnookiego dowódcę... - zaczął wtrącać Niall, na co od razu dostał z pieści w bark. - Ała, no już spokojnie! - krzyknął chłopak, rozmasowując obolałe miejsce. Co jak co, ale dziewczyna potrafiła przywalić i to nie byle jak, w końcu sposób wychowywania zobowiązuje.

- Czy wy do chuja jasnego serio myślicie, że ja się bujam w profesorze?! - krzyknęła dziewczyna. W ułamku sekundy zebrało się w niej zdwojone tyle złości, że musiała sobie ulżyć.

- Yyy... tak? - zapytał ironicznie Zayn, patrząc na coraz to bardziej wściekłą blondynkę.

- Ogarnijcie się! Naprawdę nie mam zamiaru więcej powtarzać, że to nie może się stać, nigdy! Zaraz zwymiotuje... - błękitnooka mocno zaakcentowała swoją wypowiedź i spojrzała z zabójczym wyrazem twarzy na resztę.

- Oj tam zasady, Taste... - zaśmiał się wciąż prześmiewczo Liam, na co i on także dostał pięścią w bark.

- Tu nie chodzi do cholery o żadne zasady, Glove. Nie rozumiecie i nigdy nie zrozumiecie - wysapała wściekła dziewczyna.

Była na tyle zła, że musiała ochłonąć. W tym celu zwinęła swój zacny kuperek do spiżarni, rozkazując reszcie, by pilnowała kobiet. Miała tego wszystkiego zdecydowanie dość, lecz nie ona jedna...


19:10, profesorowy pokój

- Czyli przyjmujesz? - zapytał Louis. Zauważył ten błysk w oku chłopaka, który od czasu do czasu pojawiał się, gdy rozmawiali, więc sądził, że to dobry czas na formalne jego mniemaniem pytanie.

- Od kiedy to gangster przeprasza swojego zakładnika? - zapytał odważnie Harry. Musiał widzieć, nie rozumiał tego wszystkiego. To nie mieściło się w jego głowie. Strach odszedł gdzieś na bok, więc wykorzystał chwilę.

Louis zmieszał się, nie spodziewał się, że kiedykolwiek usłyszy coś takiego od kogokolwiek. Mężczyzna szybko zrozumiał, że kręconowłosy po części miał rację - to było takie nie w jego stylu. Wziął głębszy oddech, a lekki stres zaczął przemieniać się w złość.

- Racja, co ja do cholery wyprawiam. To nie tak powinno wyglądać... przepraszam swojego zakładnika. Totalnie pojebane! - krzyknął nagle Louis, zaczynając na głos prowadzić konwersacje ze samym sobą.

Wstał raptownie z siedzenia i odwrócił się tyłem do chłopaka. Wtedy Harry zrozumiał, że przegiął, że był zbyt odważny zadając takie pytanie. Dreszcz strachu przeszedł przez jego kręgosłup. Ostrożnie wstał, lekko miękkie nogi z lekka uniemożliwiały mu szybsze ruchy, ale się przełamał i podchodząc na trzy kroki od mężczyzny, zatrzymał się.

- Czemu wstałeś? Pozwoliłem Ci? - zapytał rozzłoszczony mężczyzna. Jego ton głosu był znowu szorstki. Harry tak bardzo pożałował, że w ogóle zadał to pytanie.

- Ja chciałem... - zaczął ostrożnie. Nie wiedział do końca co powiedzieć, ale coś musiał. Spieprzył sprawę, a za nic nie chciał ponownie oberwać. Musiał się ratować.

- Przyjmuje, to miłe, że chciałeś mnie przeprosić - powiedział chłopak z lekko trzęsącym się głosem. Ciężko mu było ukryć fakt, że znowu zaczął się bać błękitnookiego.

- Z takim darem przekonywania, świat aktorów jest twój - oznajmił wciąż zły Louis. Odwrócił się do chłopaka, ale gwałtownie odskoczył. Zupełnie nie spodziewał się, że odległość ich dzieląca jest aż tak bliska.

- Może aktor ze mnie żaden, ale piosenkarz już wcale nie taki zły - uśmiechnął się.

Stres ponownie zaczął odpuszczać wyższego, a rollercoaster toczący się w jego ciele, jak i umyśle mocno dał mu popalić. W jednej chwili zrobiło mu się słabo. Poczuł mroczki przed oczami, a sylwetka mężczyzny zaczęła mu się rozjeżdżać w ciemną postać. Chwilę potem upadł na ziemię, mocno zderzając się z twardą podłogą. Louis podszedł do niego, zbyt spokojnie jak na całą sytuację.

- Nie próbuj z aktorstwem Styles, to nie przejdzie - zaśmiał się błękitnooki. Nachylił się nad chłopakiem, ale gdy ten nie zareagował przyszło mu szybko zrozumieć, że to wcale nie gra. - No kurwa no, Styles! Nie mdlej mi tu znowu! - krzyknął przestraszony mężczyzna.

Natychmiast upadł na kolana i nawet nie poczuł, jak równie mocno zderzyły się one z podłogą. Złapał chłopaka pod boki i przyciągnął do siebie, sprawdzając oddech i puls. Był wyczuwalny, ale zdecydowanie słabiej, niż jak funkcjonował normalnie. Przeraził się nie na żarty. Jego głowę położył sobie na piersi, tym samy opierając go do pozycji siedzącej na swojej klatce. Kolejno zaczął klepać go po policzkach.

- Ej Harry no, proszę cię ocknij się, to wcale nie jest śmieszne! - krzyknął przerażony jak diabli. Ponownie poklepał go po policzkach, a gdy się nachylił, by skontrolować oddech, ten z nienacka otworzył oczy.

Zaskoczony Harry i przerażony Louis - w skrócie lepiej się tego nie da opisać. Gdy zielone oczy się otworzyły, ujrzały te błękitne. Wyższy mógł poczuć ciepło wpływające z ust błękitnookiego mężczyzny i jego przyspieszone bicie serca, które dudniło mu w klatce. Ciepła pierś otulała go zewsząd, a on znieruchomiał.

Tomlinson doznał, jak chłodne ciało miał kręconowłosy. Czuł każdą kostkę na jego kręgosłupie, która przylegała do jego klatki. Duże, żabie oczy wpatrywały się w te jego, przebijając barierę strachu i niepewności, dobijając się aż środka jego stwardniałego serca. I, jeśli Tomlinson miałby opisać zapach skóry chłopaka to z łatwością stwierdziły, że pachnie jak rosa o poranku lub jak łąka, na której niegdyś spędzał całe popołudnia, gdy miał jeszcze normalne życie. Niestety, gdy zjechał na pulchne usta ze strupkiem, szybko przypominało mu się przez kogo to ma i jakim jest teraz człowiekiem, to zdecydowanie mocno go uderzyło.

Gdy Louis bił się z myślami, błądząc po czeluściach swojego sumienia, Harry nie myślał, dosłownie. Wiedział tylko, że jest mu chwilowo ciepło i miło, jak nigdy dotychczas. I może był gotowy na największy błąd swojego życia, ale nie chciał się nad tym za specjalnie rozwodzić, chciał jedynie trwać.

You're my undoing || Larry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz