💜 Rozdział 23 💜

73 11 7
                                    


Godzina 21:00, lokal TAO

Zaczęło się powoli ściemniać, zakładnicy zmęczeni zbyt intensywnym dniem pousypiali, łącznie z Harrym. Sam Tomlinson był także zmęczony, ale doskonale wiedział jak dalej ma wyglądać ich plan. On i Glove był tej nocy odpowiedzialny za całość, reszta mogła oddać się błogiemu odpoczynkowi, a z rankiem mieli ich wymienić.

Błękitnooki mężczyzna przeszedł obok zakładników i udał się do spiżarni z jedzeniem. Rozejrzał się po półkach, szybko dostrzegając Mountain Dew, który mógł być jego zbawieniem tejże nocy. Złapał dwie puszki i udał się spowrotem do Liama.

- Łap - uśmiechnął się Tomlinson do chłopaka, szybko otwierając swoją puszkę. Siedzieli na sofie, która przytargali z prywatnego pokoju Louisa, który sobie przypisał.

- Dzięki. Udało nam się - sapnął Liam i upił łyk ze swojej puszki.

- A i owszem - dodał cicho profesor. Poczuł się zdecydowanie lepiej, a kofeina zaczęła rozpływać się po jego żyłach, przywracając go powoli do życia.

- Mógłbym zapytać o coś? - były bokser wyczuł luźną atmosferę i chciał wyjaśnić pewne kwestie, które wciąż siedziały mu w głowie.

- Słucham - odparł zrelaksowany mózg operacji, zupełnie nie gotowy na to, co zaraz miał usłyszeć.

- Czy Pan i Taste to coś poważnego? - zapytał, wprowadzając w osłupienie profesora. Ten gwałtownie zachłysnął się napojem, przez co potrzebował chwili, by dojść do siebie. - O czym ty do cholery mówisz? - zapytał nieco rozdrażniony, stawiając puszkę koło nogi.

- Między wami coś się dzieje. Nie tylko ja to widzę, mieliśmy nie łamać zasad, a wy to jawnie robicie - wywrócił oczami chłopak, popijając jak gdyby nic dalej napój.

- Żartujesz w tym momencie sobie?! I od kiedy jesteśmy na Ty?! - Louis zerwał się z sofy i przez szybki ruch wylał całą zawartość puszki. - Kurwa, świetnie, napiłem się! - prychnął zdenerwowany, budząc tym paru zakładników.

- Nie chciałem Pana zdenerwować, tylko zwyczajnie znać prawdę - Liam także wstał z napojem w ręku.

- Twoja prawda widzę, że i tak jest przesądzona, więc myśl co tylko chcesz. Wiedz jedno, nigdy nie złamałbym własnych zasad, nigdy! - uniósł ton głosu i nieco urażony oddalił się do spiżarni, całkowicie puszczając mimo uszu przeprosiny swego podopiecznego.

Szukał ponownie napoju, ale nie znajdując ani jednej puszki fuknął w złości i udał się ponownie na aule. Szedł szerokim krokiem do Liama, by ponownie zasiąść w sofie w celu pilnowania zakładników, gdy w połowie drogi usłyszał głos.

- Mógłbym do łazienki? - zapytał cicho zaspany kręconowłosy. Louis szybko obejrzał się za siebie i ujrzał przed sobą nieco zaspanego chłopaka, który przecierał oczy i miał nie tęgą minę.

- Pójdę z nim - sapnął z oddali Liam, chcąc jakkolwiek zaplusować u profesora.

- Pilnuj! Ja z nim pójdę - oświadczył Louis i kiwając głową pokazał na Styles'a.

Chłopak ostrożnie wstał i lekko zgarbiony, jak to miał w zwyczaju podszedł i stanął przed mężczyzną. Ten złapał go za ramię i lekko popchnął do przodu dał znak, że mogą iść. Gdy dotarli do łazienki, chłopak od razu wskoczył do kabiny i wydał z siebie dźwięk ulgi, który rozniósł się po całej łazience lekkim echem, znowu wprowadzając mężczyznę w ten stan. Louis chcąc odgonić wirujące myśli podszedł do okna i wciąż spoglądając kątem oka na kabinę, w której znajdował się kręconowłosy łapał głębokie susy powietrza. Gdy Styles wyszedł, Louis wcale nie zauważył go, przez co ten podszedł do niego. Harry widząc szarą twarz i widocznie zmęczone oczu mężczyzny, nie wiedząc nawet po co wypalił.

- Wszystko w porządku? - zapytał ku zaskoczeniu nawet siebie. Natychmiast złapał się za usta, chcąc cofnąć to co z nich wypłynęło, ale na marne.

- Co powiedziałeś? - zapytał Louis, szybko namierzając go wzrokiem.

- Ja naprawdę nie chciałem... - zaczął tłumaczyć się chłopak. Był naprawdę przerażony, nie chciał dostać kulki, a oznaka człowieczeństwa wypłynęła w bardzo wątpliwej chwili.

- Ty serio pytasz się czy u mnie wszystko w porządku? - prychnął zaskoczony Louis. - To ty jesteś zakładnikiem i mimo to pytasz się swego oprawcy, czy to z nim wszystko w porządku? - powtórzył pytając mocno wybity z rytmu mężczyzna.

- Każdy jest człowiekiem - odparł szybko Harry, ponownie łapiąc się za usta.

- Kontynuuj... - sapnął Louis, łapiąc go za dłoń i zabierając z jego ust, które ponownie przysłaniał.

- Ja nie wiem, czy... - zawahał się.

- Proszę - sapnął cicho i łagodnie Tomlinson. Ta tonacja dźwięku jaka wypłynęła z jego ust była na tyle przyjemna dla Styles'owego ucha, że postanowił zrobić to, co mu kazał, choć dla niego wciąż wydawało się to wątpliwe.

- Na świecie jest miliony ludzi, ale każdy zasługuje na troskę, nieważne czy zasłużył na to czy nie, czy jest dobry czy nie, czy czuję się samotny czy nie. To coś w rodzaju czegoś, co powinno być normą, świat byłby wtedy lepszy - zakończył swój wywód zielonooki. Bał się, że jednak powiedział zdecydowanie za dużo.

- Tak, przez takich ludzi jak ja ten świat to dno - oświadczył Tomlinson, wcale nie wiedząc po co właściwie to mówi.

Harry naprawdę się wystraszył, gdy zauważył jak mężczyzna posmutniał i nie wiedział czy zaraz mu się za to nie oberwie, bał się najgorszego.

- Każdy może się zmienić - dodał cicho kręconowłosy, jakby to były jego własne myśli, które nie miały ujrzeć światła dziennego.

- Nie każdy dostał szansę - wrócił oczami mężczyzna, przypominając sobie swoje zjebane dzieciństwo i to jak cierpiał mimo wszystko po śmierci ojca. Nie rozumiał tego za nic, przecież to on wyrządził tak naprawdę tyle złego w jego życiu.

- Każdy nowy dzień, to nowa szansa - uśmiechnął się niekontrolowanie Harry.

Louis natychmiast przeniósł na niego swoją uwagę. Dawno nie słyszał tak pocieszających słów, tak dawno nie odbył tak krótkiej i szczerej rozmowy, był zaskoczony jak mądry jest chłopak. Wpatrywał się w szmaragdowo zielone tęczówki Harrego, jakby chciał dostrzec tam podstęp, który był dla niego codziennością. Proste słowa, których nigdy nie usłyszał z ust ojca, a tak wiele mogłyby zmienić. Słysząc je od swojego zakładnika, coś go scisnęło za gardło - to nie tak powinno wyglądać, co się stało, że jest aktualnie, tu gdzie jest?

W błękitnych oczach zawirowały łzy, które pchały się na zewnątrz, ale on nie pozwolił im się za nic wydostać, nie mógł. Harry to dostrzegł. Dopiero wtedy mógł spokojnie ujrzeć prawdziwy kolor oczu Louisa. Za szklaną taflą były iście głęboko niebieskie, niczym ocean. I jego żołądek wykonał niespodziewany obrót, który chłopak zdefiniował jako zwyczajny strach. Louis wpatrując się niepewnie w zielone oczy, błagał samego siebie, by nie ulec rozpadowi. Jak przez mgłę widział trawiaste oczy i nietęgą mine, a to wszystko złożone do kupy w niecodzienny sposób go uspokajało, nie wiedząc właściwie czemu.

To wtedy po raz pierwszy zatonęli w swoich oczach, choć byli tego całkowicie nieświadomi...

You're my undoing || Larry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz