💜 Rozdział 50 💜

73 11 1
                                    

8:00, pokój hotelowy

Po ciężkiej, ale szczerej w rozmowy nocy, nastąpił w końcu nowy dzień. Lottie jak to na porannego ptaka przystało wstała znacznie wcześniej, niż chłopcy. Zostawiła jedynie kartkę, że wychodzi pobiegać, bo musi rozruszać zastałe kości.

Louis przespał całą noc z Harrym na jednym materacu, i choć to nie była jedna z najbardziej komfortowych nocy jakie pamięta, wyspał się jak nigdy wcześniej. Niższy wstał pierwszy, czując ciężar na swej klatce. Kręcone loki rozrzucone po jego torsie nieco go łaskotały, przez co ciągle odgarniał je na bok, uśmiechając się pod nosem. Harry spał tak spokojnie, ciche oddechy wychodziły z jego ust, a spokojnie bijące serce było jak najpiękniejsza melodia dla uszu błękitnookiego. Bał się o chłopaka, ale nie mógł mu tego pokazywać aż w nadmiarze. Po wczorajszej nocy, wiedział, że czeka ich długoterminowa praca nad sobą - obu, lecz najgroszy był fakt, że miał świadomość, że to przez niego, jest tak, a nie inaczej.

- Cześć - sapnął cicho i niespodziewanie wyższy, wyrywając Louisa z wszelkich przemyśleń.

- Cześć, Hazz - uśmiechnął się błękitnooki, całując czoło chłopka. - Wyspałeś się? - zapytał troskliwie, odgarniając ponownie jego pukle za ucho.

Tomlinson przeciągnął się lekko i odparł cicho - lepiej być nie może - ostrożnie się podnosząc i całując policzek chłopaka, po czym lekko się skwasił. Nie trzeba było za wiele mówić, co było tego przyczyną. Gdy tylko się podniósł do pionu przed oczami ukazał się ostro fioletowy siniak, zajmujący conajmniej pół policzka jego Harrego.

- Hazz, co się stało? Muszę wiedzieć, to wygląda... - zaczął zatroskany, podnosząc się z łóżka.

- Mój ojciec... - sapnął żałośnie -... ja wiem, że nie chciał i to nie było celowe, ale na razie nie chcę... - zaczął ponownie, nie chcąc mieć już żadnych tajemnic, lecz nie trzeba było wiele, by Louis szybko wpadł w nerwowy stan.

- Twój ojciec?! Oczywiście... mogłem się domyśleć! Już ja mu przemówie do... - zaczął wrzeszczeć rozjuszony chłopak, na co natychmiast został objęty ramionami przed Harrego.

Złość, która buzowała w żyłach Tomlinsona szybko zaczęła maleć. Szczupłe ramiona obejmowały go ściśle z każdej strony, a zapach perfum, który wciąż utrzymywał się na jego skórze uspokajał zmysły. Błękitnooki wziął głębszy oddech i uległ, kładąc swe dłonie na plecach wyższego. Ułożył głowę w załamaniu jego szyi i lekko pocałował.

- Proszę, nie teraz - zdążył wyspać kręconowłosy, nim ostrożnie zaczął podążać w kierunku ust niższego.

Przymknięte powieki Harrego nie były żadną przeszkodą, gdy przyśpieszony oddech Louisa wciąż powoli ulatniał się z jego wąskich warg. Ostrożnie i delikatnie ucałował jego dolną wargę, zostawiając niewielką przestrzeń między nimi.

- Kocham Cię - wyspał Harry ponownie, jak zeszłej nocy.

Tomlinson ponownie nie odpowiedział, lecz szybko wpił się w jego pulchne wargi, łapiąc go stabilnie za gołe plecy. Całowali się coraz intensywniej, wyznaczając własne ścieżki oddechów i synchronizacji bicia serc. Obijali się o każdą ze ścian, aż dotarli do łazienki, ledwo przeciskając się przez futrynę drzwi.

- Au - sapnął Louis, śmiejąc się w tle, gdy uderzył głową o futrynę, będąc trzymany przez wyższego.

Całowali się coraz zażarciej, intensywniej, ich dłonie wzajemnie coraz bardziej zgłębiały każde wypukłości na plecach, tyłku, torsie. Louis został zepchnięty na kibel, przez co usiadł na nim z głośnym hukiem, a Harry odwracając sytuację gwałtownie wdrapał się na jego uda. Zaczął zawzięcie całować jego szyję, zjeżdżają co raz do ust, zahaczając czasem niby przypadkiem zębami o płatek ucha Tomlinsona, na co ten głośniej sapał wprost w jego szyję, co bardzo mu się podobało.

You're my undoing || Larry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz