💜 Rozdział 7 💜

78 13 7
                                    

4:10, napad w trakcie

Ekipa pod czujnym okiem Track'a i profesora znalazła się w auli. Wejścia zostały zamknięte, a zakładnicy stali się przypadkowymi ofiarami, no może prócz jednej osoby, więc nie było już odwrotu. Musieli w to pójść, na pełnej.

- Gdzie Styles?! - krzyknął Pie, uważnie rozglądając się dookoła.

- No chyba nie spodziewałeś się, że będzie tutaj czekał na nas z otwartymi ramionami? - parsknęła Charm, od razu lokalizując małe przejście do pokoju gości - tych dających prywatne koncerty.

Glove zarechotał niekontrolowanie przez niefortunną wymianę słów pomiędzy nienawidząca się dwójką. Wtem Niall od razu obdarował chłopaka gniewnym spojrzeniem i miną mówiącą jeszcze będziesz coś chciał. Nie wchodzili jednakże w dalsze dyskusje, które na tym etapie planu nie były nikomu potrzebne, przecież musieli ze sobą przetrwać ściśle określony czas w scenariuszu.

Gdy wszelkie alarmy zostały wyłączone, a tle można było jedynie usłyszeć krzyki przyszłych zakładników, z głośnym hukiem do pokoju zza kulisami wpadli oni. Nieco się zdziwili, a wręcz byli zdumieni, że ujrzeli przed sobą jak gdyby nic śpiącego na kanapie chłopaka, z wielkimi markowymi słuchawkami na uszach. Muzyka była słyszalna już przy postawieniu pierwszego kroku w środku pomieszczenia.

- Ja pierdole - zaśmiała się Taste, wpadając w gromki w coraz to głośniejszy śmiech z Charm.

- Czy on śpi? - prychnął Pie, podchodząc do niego bliżej jako jeden z pierwszych.

- Nie coś ty, ogląda powieki - sapnęła poirytowana Charm i pacnęła blondyna po głowie.

Chłopak jak gdyby nic nagle otworzył oczy, szybko napotykając mnóstwo ludzi nad sobą. Zaskoczony, podniósł się do pozycji siedzącej, niemalże wyrzucając słuchawki w górę.

- Jezu! Nie straszcie mnie - wysapał lekko blady Harry.

- Straszyć to my dopiero będziemy - dodał całkiem poważnie Pie. Chłopak natychmiast zsunął się gwałtownie z sofy, jakby chciał uciekać, lecz niestety nie było mu to dane.

- Kim wy jesteście?! - wykrzyczał, próbując się wyrwać z objęć byłego boksera i drobnego złodziejaszka, lecz nieskutecznie. Gdy napotkał twarz swoich sprzed pół godziny gości i usłyszał krzyki na zewnątrz, szybko do niego doszło co się właśnie dzieje.

- Kimś, komu Twój ojciec zapłaci grube pieniądze, kochanieńki - zaśmiała się szyderczo Charm.

- Nie dostaniecie ani grosza! - Harry gwałtownie i bez zastanowienia wykrzyczał im twarz, wciąż szarpiąc się niczym rozjuszone dziecko.

- Jeszcze zobaczymy - wywróciła oczami Taste. Popchnęła chłopaka do przodu i wszyscy razem wyszli z pomieszczenia.


4:20, wciąż w trakcie napadu

Skutecznie unieruchomiony chłopak stał ze związanymi rękami w rzędzie razem z siedmioma innymi osobami, które nie miały szczęścia, by wydostać się na zewnątrz na czas. Wśród nich znalazł się dawny profesor uczelni, na której miał okazję uczyć się sprzed sześciu laty sam Track. Znalazły się także jak się okazało dwie sprzątaczki, księgowy, który akurat tego wieczora odwiedził właściciela klubu, by uzupełnić pewne luki w umowach, a także sam właściciel zarządzający tą nieruchomością. Niestety nastąpiły pewne komplikacje, które wcale nie były brane pod uwagę.

- Kiedy profesor będzie? Mamy mały problem, dosłownie mały - poinformował przez słuchawki Pie. Wszyscy zaangażowani mieli na sobie tajemnicze białe maski, by uniknąć rozpoznania, a przynajmniej w jakimś stopniu.

- Właśnie biegniemy z Trackiem do Was! Nic nie róbcie! - wysapał w pośpiechu błękitnooki. Udało im się wejść wejściem ewakuacyjnym i przeczekać zamieszanie w jednej z tych dróg, nim Track zamknął wszystko na amen.

- Przyjąłem! - krzyknął posłusznie blondyn.

Gdy tylko mózg i były agent CBA dotarli na miejsce, nie za wiele musieli tłumaczyć. Szybko spostrzegli w szeregach małego chłopca, który jako jedyny nie miał związanych rąk i cicho pochlipywał.

- Kurwa... - wysapał tak samo zaskoczony ciemnowłosy chłopak, jak i sam profesor.

Tomlinson podszedł do niego i kucnął na jego poziomie. Spojrzał się milszym wzrokiem na dzieciaka, mimo że całkowicie niszczyło mu to plan, nie mógł przecież tego przewidzieć.

- Skąd się tu wziąłeś, chłopcze? - zapytał. Chłopczyk spojrzał się rozbieganym wzrokiem na niego.

- Zgubiłem mamę w tłumie - mały blondynek niemalże wypłakał, zakrywając twarz rączkami. Nie, żeby maski na twarzy cokolwiek ułatwiały.

- Kto do cholery zabiera dziecko do klubu?! - wykrzyczała nerwowo Taste, poprawiając swoje blond pukle, które po chwili związała w luźny kok, by nie przeszkadzały.

- Uspokój się, to tylko dziecko - wyspał lekko załamany profesor.

- To ja będę musiała wymyślić alternatywne dla tego dzieciaka, nie ty... - wywróciła oczami blondynka.

- Nie jesteś tu przypadkowo, jak każdy z was... - profesor pokazał otwartą dłonią na całą ekipę zebraną przed sobą -... więc uspokój się i daj mi pomyśleć - syknął nieco szorstko błękitnooki. Poprawił swoją czerwoną w kratę marynarkę i ruszył do przodu. - Zostancie tu! I dajcie im coś do picia - sapnął profesor, oddalając się.

Ekipa zrobiła tak jak prosił i przyniosła zakładnikom z baru po szklance mineralnej wody. Sam udał się do pokoju, w którym wcześniej spał Styles, wcale nie spodziewając się, że stanie się on jego prywatnym miejscem, w którym będzie rozmyślał przez resztę dni napadu.

You're my undoing || Larry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz