💜 Rozdział 19 💜

72 12 5
                                    

Styles był skołowany, nie rozumiał nic, a nic z zachowania głowy gangu. Człowiek, który chciał pozbawić go życia, wyglądał zdaniem Harrego, jakby kłócił się z własnymi myślami, co nawet dla niego jako zwykłego człowieka było nieco dziwne. Zawsze spostrzegał takie osoby jako zdecydowane, twarde i bez cienia uczuć, tu jednak wydawało się to zdecydowanie odwrotne.

Jego myśli szybko zostały rozwiane, gdy tylko spojrzał na czerwony nadgarstek. Lekko pulsował i stawał się wrażliwy przy dotyku, ale nie to go trapiło. Żołądek wygrywał istne symfonie Beethovena, wręcz błagając o jedzenie.

Nie minęło za wiele, gdy drzwi do środka ponownie się otworzyły, a Louis wszedł zdecydowanym krokiem do środka. Ostrożnie podszedł do chłopaka i usiadł obok, wciskając mu lód w dłonie. Oparł się o podgłówek sofy i rozstawił nogi, by usiąść najwygodniej jak mógł.

- Przyłóż - sapnął Louis, kątem oka podążając za oczami Styles'a. Nie, żeby chłopak był jakoś mega wdzięczny za lód, zdecydowanie wolałby w tamtym momencie cokolwiek co dałoby mu siły na dalsze minuty życia, które wciąż były dla niego niepewne.

Chłopak przyłożył posłusznie dużą torebkę z lodem do ręki, jednakże szybko odłożył ją na bok. Jego brzuch domagał się jedzenia, na już. Zielonooki wciągnął go chociaż trochę, próbując stłumić dźwięki wydobywające się ze środka.

- Mógłbym dostać coś do jedzenia? - zapytał zdeterminowany. Widział, że mężczyzna nic mu nie przyniósł, prócz tego głupiego lodu, ale w sumie czego mógł się domagać od kogoś, kto go porwał. Musiał jednakże spróbować, skoro z lodem wypaliło, były także i szanse na coś na ząb. Poprawił swój spadający lok z czoła i zagarnął go za ucho, odkładając jednocześnie na klepiki podłogi lodowaty worek.

- No tak... - szepnął Louis, ostrożnie wyciągając ze swej kieszeni małe opakowanie czterech krakersów w czekoladzie.

Udało mu się szybko złapać ostatnie opakowanie, które kątem oka rzuciło mu się na zapleczu z towarem, w którym grzebał szukając czegoś dla sprzątaczek. Wyciągnął z kieszeni nieco pogniecione ciastka i wręczył je chłopakowi, próbując nie skupiać się na jego twarzy. Nie chciał nawiązywać za specjalnie kontaktu wzrokowego, który w tej sytuacji był nie wskazany, bo nadal nie doszedł do siebie po sytuacji z dzieckiem, przez co był nieco zmiękczony.

- Dziękuję - dało się słyszeć ciche słowa wyszeptane z ust Harrego. Szybko otworzył opakowanie i roztopione kawałki zaczął wkładać błyskawicznie do ust. To jaką ulgę poczuł, czując coś co napełniało jego brzuch było na miarę złota.

Louis chcąc, czy nie chcąc zerknął na chłopaka zajadającego się owymi krakersami. Mało co nie wybuchł śmiechem, widząc jak dorosły chłopak szamie je w oszalałym tempie, wcale nie zwracając uwagi na to jak czekoladowe plamy powstające wokół jego ust. Wyglądał niczym umorusane dziecko, którym Tomlinson był sam ładne lata temu, wtedy kiedy jeszcze był szczęśliwy.

- Mam oddać? - zapytał cicho Harry, zauważając wpatrującego się w niego z głupim uśmiechem mężczyznę, od którego wciąż zależało jego życie.

- Nie - Louis po raz pierwszy od dłuższego czasu wybuchł śmiechem, nie mogąc uwierzyć jak można być, aż tak głodnym. - Jesteś cały w czekoladzie, wytrzyj się - parsknął Tomlinson, ponownie ze wszystkich sił próbując nie wybuchnąć śmiechem, po raz kolejny.

Harry momentalnie się speszył, szybko odkładając na bok pudełko i wycierając w spodnie resztki czekolady, które zostały na jego palcach - przecież nie mógł jej zlizać, byłby zdecydowanie zbyt oscentacyjny, co mogłoby się źle dla niego skończyć. Zaczął lekko ściągać ku nadgarstką swoją fioletową koszulę, którą założył tuż po koncercie, gdyż była jedną z wygodniejszych i potarł jej krańcem kąciki ust.

Louis wciąż nie dowierzał co ten chłopak zwyczajnie wyprawia, patrzył z ciekawością na każdy jego kolejny ruch, co jedynie krępowało chłopaka jeszcze bardziej.

- Oh boże... weź to zliż i po sprawie - wywrócił oczami Louis ze śmiechem w tle, odwracając głowę.

Speszony jak i wystraszony chłopak z zaróżowionymi policzkami zlizał słodkie palmy czekolady ze swych ust w błyskawicznym tempie. Louis wcale nie patrzył, no dobra... może trochę coś zaobserwował, może ten długi język chłopaka wirujący wokół jego własnych ust wcale nie spowodował suchości w jego gardle i głazu w jego żołądku. Louis jak porażony wstał z sofy i natychmiast przesiadł się koło stłuczonego lustra.

Harry bał się jakkolwiek odezwać, by nie spowodować ataku złości w mężczyźnie, sam do końca nie wiedząc co złego zrobił, przecież sam go o to prosił. Louis poniekąd świadomy, doskonale wiedział jakie myśli wirowały w jego głowie. W ogóle nie powinno mieć to miejsca, przecież to była przedawniona sprawa, a przynajmniej tak sądził Louis...

You're my undoing || Larry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz