Jaśniejący promyczek słońca,
Którego czas dobiega już końca,
Patrzy na mnie smutną zielenią,
Podczas gdy serca powoli ciemnieją.Deszcz odbija echem łkanie,
Wiatr ukrywa moje drganie.
Liście tłumią krzyki duszy,
Która na kawałki się już kruszy.Los mi dzisiaj ją odbiera,
W świat szeroki ją zabiera,
A ja wciąż tu pozostaję,
Twardą z zewnątrz poudaję.Tak naprawdę cierpię w ciszy,
Nie zastąpi jej nikt nigdy.
Mówią że czas rany leczy,
A to bzdura, nic z tych rzeczy.Bo szukam jej w każdej poznanej osobie,
W każdej jednej przeprowadzonej rozmowie.
Nic jednak nie gasi rozpaczliwego pragnienia,
Możliwości ponownego jej przytulenia.