19

1.3K 45 14
                                    

Londyn o tej porze dnia był bardzo zatłoczony. Kto by się spodziewał, że do głupiej budki telefonicznej będzie kolejka. Rabastan Lastrange musiał poczekać aż pięcioro mugoli, którzy musieli wybrać akurat tę budkę telefoniczną, wykona swoje telefony i raczy się oddalić. Pewnie niejedna osoba zachodziłaby w głowę, co poszukiwany śmierciożerca ma zamiar zrobić? Planował dostać się do Ministerstwa. Ale w jaki sposób? Przecież od razu go złapią.

Kilka dni wcześniej udało mu się pojmać Luisa Savage – aurora. Riddle od razu postanowił, że skorzystają z pecha pana Savage i dostaną się z jego pomocą do Departamentu Przestrzegania Prawa. Rabastan za sprawą eliksiru wielosokowego miał wślizgnąć się do Ministerstwa i rozpocząć swoją misję. Różdżka Luisa, którą miał przy sobie na pewno będzie bardzo przydatna choćby przy ewentualnej kontroli. Dodatkowo udało im się dzięki Verita Serum dowiedzieć od aurora o ewentualnych środkach ostrożności. Rabastan miał teraz w głowie idealnie posegregowane nazwiska, imiona, hasła i szyfry, które na pewno mu się tego dnia przydadzą.

Spojrzał na zegarek i westchnął zniecierpliwiony. Zbliżała się dziesiąta, a on jeszcze nie wszedł do Ministerstwa. Jeszcze tylko dwie osoby i będzie mógł wejść do budki telefonicznej. Krok do przodu. Tak! Jeszcze jeden mugol! Rab zaczął nerwowo stukać nogą o chodnik. Dostawał powoli kurwicy. W końcu nie wytrzymał. Ten kretyn rozmawiał już dziesięć minut. Czy te pieprzone budki nie mają jakiegoś ograniczenia czasowego? Otworzył drzwiczki i warknął.
-Człowieku! Ile do jasnej kurwy nędzy można gadać? –Spojrzał morderczym wzrokiem na mężczyznę przed nim. Ten chyba zrozumiał swój błąd i zamruczał do słuchawki coś typu „Muszę kończyć, oddzwonię po pracy."
Rabastan odetchnął z ulgą i wszedł w końcu do budki. Spojrzał na tarczę z cyframi. Wziął do ręki słuchawkę i przystawił ją do twarzy jednocześnie wystukując numer – 62442.
Głos w słuchawce był kobiecy i melodyjny, ale na swój sposób irytujący.. pomimo, że padło kilka słów „imię, nazwisko, cel wizyty."
-Luis Savage, auror. Przyszedłem do pracy. –A cóż innego mógłby robić w Ministerstwie?
Głos w słuchawce jakby zastanawiał się czy wpuścić go do środka, czy może jednak będzie musiał darować sobie tę trasę i po prostu zwieje nim pojawią się ludzie ministra, chcący na wszelki wypadek go pojmać. Nikt raczej nie mógł donieść o porwaniu, czy zniknięciu Savage'a, był on przecież kawalerem i mieszkał sam. Kolegów w pracy miał niewielu. Wśród Aurorów bardzo popularne jest konkurowanie między sobą.
-Witam Panie Savage, życzę miłego dnia w pracy. –Głos stał się jakby przyjemniejszy.

----

Ministerstwo było zatłoczone podobnie jak ulice Londynu. Rab szedł głównym holem prosto w stronę windy, która miała go zabrać na drugi poziom gdzie znajdowały się kwatery aurorów i sam Departament Przestrzegania Prawa.
Mijał twarze, które znał z przesłuchań, bądź proroka codziennego. Akurat przechodził obok jednego ze stanowiska gazeciarzy. Młody mężczyzna wręczał przechodniom po jednym egzemplarzu. Rabastian podszedł bliżej i wziął jedną z gazet. Na pierwszej stronie, wielkimi literami napisane było „Ministerstwo planuje wszcząć przesłuchania rodzin znanych Śmierciożerców." Nim się zorientował stał już w windzie z innymi pracownikami i czytał sobie Proroka.
Na kolejnej stronie pisano na temat wizyty Rity Skeeter w Hogwarcie.
„Pani redaktor planuje podczas wizyty zebrać materiały, które wykorzysta w swojej nowej książce"
Rabastan prychnął czytając artykuł. Nie mógł zrozumieć jak społeczeństwo może wierzyć w te pierdoły.

-Od kiedy czytasz proroka Savage? –Głos należał do człowieczka, który stał za nim. Był to mężczyzna średniego wzrostu, o dość ostrych rysach twarzy, które spokojnie mogłyby w sumie należeć do szpakowatej kobietki niż do szerokiego w barkach faceta. –Zawsze mówiłeś, że nie wierzysz brukowcom.
-Co innego wierzyć, a co innego po prostu przeczytać co wypisują. Co słychać u żony, Williamson? –Znał tego czarodzieja. Był to Anthony Williamson. Też pracował jako auror i Rab znał go nie tylko dzięki informacjom jakie wyciągnął z Savage'a, ale również z własnych przesłuchań nim wysłano go do Azkabanu.
-Nieco chorowała, z resztą jak zwykle. Ciężko poświęcać każdy wolny dzień na chodzenie do Świętego Munga. Smocza ospa to okropieństwo. Dobrze, że teraz są sposoby by nieco zahamować rozwijanie się choroby. –Westchnął ciężko i przeczesał swoje włosy. Wory pod oczami były wyraźną oznaką, że mężczyzna źle sypia, bądź nie robi tego wcale. Jego rozkojarzenie będzie na pewno przydatne.

Incancerous || Drarry ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz