Król? | Rozdział 3

1K 32 4
                                    


Każdy następny dzień wyglądał tak samo. Wstawanie rano, ubieranie się, jedzenie, czytanie, mycie się, przebieranie się, chodzenie spać. W tym czasie zdążyłam kilkukrotnie przeczytać swoje książki i znałam je już na pamięć.

Z westchnieniem położyłam książkę na klatce piersiowej i spojrzałam na płonącą świeczkę. Mimo późnej pory słyszałam na balkonie chodzącego strażnika, który stał tam już od kilku godzin. Nagle koło okna przemknęła mi jakaś postać. Usiadłam gwałtownie i przetarłam oczy. Powoli wstałam i usłyszałam, że na balkonie coś się dzieje. Nie byłam pewna co się dzieje, więc szybko zgasiłam świecę i wzięłam do ręki świecznik, a następnie cicho podeszłam do balkonu. Zobaczyłam jak żołnierz pada na ziemię, a jakiś chłopak staje przy murze. Coś w jego dłoni zaświeciło a następnie zaczął iść w stronę drzwi od balkonu. Przerażona stanęłam jak najdalej i wstrzymałam oddech. Chłopak wszedł do mojej komnaty, a gdy przeszedł obok miejsca, w którym się chowałam kopnęłam go w nogę przez co się wywrócił. Weszłam bardziej w cień i spojrzałam na niego.

- Kim jesteś i czego chcesz? – spytałam trzymając mocniej świecznik, który w tym momencie była moją jedyną bronią. Chłopak zaczął wstawać a ja wycelowałam w niego bronią. – Nie ruszaj się i odpowiedz na moje pytania.

- Proszę, odłóż... świecznik. Nic nie chcę Ci zrobić – powiedział spokojnie i podszedł bliżej mnie, a ja się cofnęłam. – Jestem Edmund Pevensie, a Ty?

Powoli opuściła broń i podeszłam bliżej światła.

- Bellatrix – powiedziałam cicho.

- Całe szczęście – powiedział z ulgą. – Posłuchaj, znam Kaspiana. Prosił mnie żebym Cię odnalazł. Chodź ze mną.

- Skąd mam mieć pewność, że mogę Ci ufać? – spytałam.

- Nie możesz jej mieć, ale naprawdę chcesz tu zostać? – spojrzałam na niego i wtedy zauważyłam czarne włosy, piękne, czekoladowe oczy i delikatne piegi. Wyglądał uderzająco podobnie do Edmunda Sprawiedliwego...

- O matko... - jęknęłam. – Ty... Ty jesteś Król Edmund Sprawiedliwy. – powiedziałam i uklękłam spuszczając wzrok.

- Przestań i wstań – powiedział łapiąc mnie za ręce i podnosząc. – Nie mówi do mnie „Królu" ani nic takiego. Edmund, po prostu, jasne? – przytaknęłam szybko. – Dobrze, a teraz chodź. Nie mamy dużo czasu.

Chłopak złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć do drzwi. Gdy je uchylił wyjrzeliśmy na korytarz, na którym na szczęście nikogo nie było.

- Kaspian jest cały? – spytałam patrząc na czarnowłosego.

- Tak, żyje i ma się dobrze – powiedział nie patrząc na mnie, a w drugiej ręce trzymając miecz.

Nie wiem, z kąt Edmund wiedział, którędy mamy iść, ale posłusznie szłam razem z nim, aż do momentu, w którym weszliśmy na jedną z wież.

Sprawiedliwy wyciągnął z tyłu zbroi dziwny, metalowy przedmiot i po naciśnięciu czegoś, ten zaczął świecić. Ze zdziwieniem patrzyłam na urządzenie. Naglę usłyszałam uderzanie metalu o metal. Spojrzałam w dół i na jednym z murów zobaczyłam dwóch, zapewne, martwych żołnierzy i trójkę innych ludzi. Którzy zaczęli gdzieś iść.

- Co to takiego?- spytałam zerkając na przedmiot, który chwilę wcześniej świecił.

- A, to. To latarka. No wiesz. Używa się jej zamiast na przykład świec i pochodni. – Wyjaśnił, a ja zmrużyłam oczy.

- Ale od tego nie idzie ciepło. Poza tym, Ty coś wcisnąłeś i ta letarka zaświeciła.

Edmund parsknął śmiechem, a jego oczy radośnie świeciły. Spojrzał na mnie z uśmiechem i powiedział:

Chocolade Eyes Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz