Rozdział 7

899 47 3
                                    

Dedykowany @kina2222. Dzięki za miłe komy. To dla mnie wiele znaczy i oczywiście dziękuję wam za votes. Chyba już to pisałam ale powtórzę. Chciałabym, żeby to opowiadanie miało więcej wyświetleń niż jego pierwsza część. Liczę, że mi pomożecie. Dobra koniec hah...

--------------------------------
- Możesz mi ściągnąć już tą chustę z oczu? - zaczęłam się śmiać z jego tajemniczości. - Zaczynasz być jak Zayn. Dosłownie. - oprócz mojego śmiechu, jego oddechu słyszałam szum potężnego oceanu.
- To tutaj. Na trzy. - podekscytowanie i ciekawość wzrosła u mnie do maksimum. - Raz, trzy. - ściągnął mi materiał z oczu i ujrzałam piękny jacht przy brzegu swobodnie kołyszący się. Na boku widniała nazwa Cassandra.
- A gdzie dwa? - odwróciłam się do niego na co zmarszczył brwi. - Powiedziałeś jeden, trzy. - założyłam ręce na wysokości piersi. W duchu śmiałam się z jego zdziwonej miny.
- Yyy...  Nie mogłem się doczekać aż zobaczysz moją niespodziankę. J... ja...  - zaczął się jąkać, a ja cicho zaśmiałam się. Objęłam beradnego chłopaka i przycisnęłam moje wargi do jego pełnych uspokajając go.  Oddał i przedłużył pocałunek przyciągając mnie do siebie. Po dłuuuuugiej chwili oderwaliśmy się od siebie oddychając płytko. - Kocham cię. - szepnął.
- Ja ciebie też. - odpowiedziałam równie cicho.
- Choć. - pociągnął mnie za rękę w kierunku wielkiego i białego jachtu. Weszliśmy na drewniany pomost. Na wejściu na łódź stał brunet o ciemnej karnacji i zielonych oczach. Ubrany w białą koszulę na której zawieszone były okulary policjantki. Jego spodenki są równie białe co koszula. Na stopach ma zwykłe,  niebieskie trampki.
- Cześć, Stone. - powitał go Liam. - To moja dziewczyna Cassie.
- Dzień dobry. - Stone wygląda na więcej niż dwadzieścia lat ale na pewno nie ma trzydziestu.
- Witaj. Miło cię poznać Cassie. Życzę wam miłego rejsu. Dziś to ja jestem kapitanem. - pochwalił się.
- Dziękujemy i powodzenia. Choć. - mój chłopak objął mnie w talii i pociągnął w głąb pokładu. Po schodkach weszliśmy na dach.  Wyłożony jest białą skórą co mi się podoba. Na środku leżał koszyk i gitara, a to wszystko dopełnił krajobraz czyli piękny zachód słońca. Po chwili poczułam jak płyniemy. Automatycznie na mojej twarzy pojawił się uśmiech od ucha do ucha.
- Podoba się? - spytał obejmując mnie w talii.
- Oczywiście. Dziękuję. - cmoknęłam go przelotnie w usta i podeszłam do barierki patrząc w błękitną toń. Nie do wiary, że to już rok. Rok odkąd w moim życiu są chłopaki. Nagle usłyszałam dźwięk jak ktoś robi zdjęcie.
- Usuń to. - powiedziałam nawet na niego nie patrząc. Wiem, ze to mi zrobił zdjęcie.
- Nie. Już dodane na Twittera. - I właśnie w tym momencie przypomniało mi się, ze nie mam już mojego telefonu. Niecierpie cię Louis. Oj będzie zemsta.
- Jesteś wspaniały ale nie lubię kiedy umieszczasz moje zdjęcia na portalach społecznościowych. - wydełam dolną warge.
- Dobrze, kochanie. Już przestanę. - podszedł i położył swoje dłonie na mojej talii, a moje zarzuciłam na jego szyję. - Choć mam coś pysznego. Najpierw zjemy, a potem skosztuje ciebie. - zarumieniłam się na jego słowa. Po chwili oboje usiedliśmy obok koszyka podziwiając zachód słońca. Chłopak wyjął z koszyczka krewetki z warzywami, drogie, czerwone wino i sztućce.
- Szczerze mówiąc to nigdy nie jadłam krewetek. - uśmiechnęłam się.
- Są naprawdę dobre i raczej się nimi niezatrujesz, bo sam je robiłem.
- To raczej posmakują mi. - wzięliśmy widelce do rąk i nabiliśmy po krewetce. Karmiliśmy się nawzajem. - Naprawdę to jest przepyszne. - pochwaliłam go przełykajac kęs. Uśmiechnął się na moje słowa. - Dzięki ale już nie dam rady. - poklepałam się po brzuchu.
- Jak to? Mamy jeszcze lody czekoladowe z dodatkiem truskawek. - wydął "niewinnie " dolną wargę.
- No dobra. - skuszę się.
- Zaraz wracam. - wstał i poszedł pod pokład. Zapalił lampki dla nastroju. Gwiazdy pięknie świecą na granatowym niebie co jest wprost zachwycające. Po jakiś pięciu minutach wrócił mój chłopak ze szklaną miseczką pełną lodów czekoladowych i owoców. Usiadł i podał mi łyżkę, a sobie wziął widelec.
- Dlaczego nie jesz łyżką? - popatrzył na mnie.
- To trochę dziwne ale boję się ich. Mam tak od małego. Jak się urodziłem byłem prawie martwy. Moja prawa berka była cała w bliźnich i niby mię działała ale już jest w porządku. Do czwartego roku życia przyjmowalem po kilka zastrzyków dziennie. Nie pamiętam co tak dokładnie wywołało ten strach ale to ma związek z tym. - samotna łza spłynęła mi po policzku słysząc to. Mój ukochany był chory. Dziękuję Bogu, ze jest tu ze mną. Nim się spostrzegłam przybliżył się i scałował moje łzy, które jak wodospad wypływały z moich oczu.
- Nie płacz. Jestem tutaj. Z tobą. - szepnął i przytulił mnie.
- Przepraszam. - wymamrotałam. - Nie masz za co aniele. Nie smuć się i wcinaj lody. Brudną łyżeczką od lodów przejechał po moim nosie. Zapewne po to by mnie rozśmieszyć. I cóż wyszło mu to.
- Liamie Jamesie Paynie...  - powiedziałam z udawaną złością. - Pożałujesz tego. - wzięłam tą łyżkę i przejechałam mu po brodzie. Nasze wygłupy trwały tylko chwilę, bo po chwili rozkoszowaliśmy się smakiem pysznego przysmaku.
- Otwórz usta. - zrobiłam tak jak kazał i włożył mi jedną z truskawek do buzi.
- Mmm...  jaka słodka. Teraz ty. - wzięłam również ten sam owoc i zrobiłam to co Liam.
- Kocham twoje palce. - oblizał każdy mój palec brudny z czekolady przygryzając opuszki co jakiś czas. Czułam jak we mnie buduje się TO napięcie. - Masz może ochotę na wino?
- Tak. Z wielką chęcią. - posłałam mu mój wzrok. Z koszyka wyjął dwa kieliszki i nalał do nich czerwonej cieczy.
- Za nas.
- Za nas. - upiłam łuk rozkoszując się alkoholem, który roztapia moje gardło.
- Wyglądasz tak seksownie. - na te słowa cała zmiękłam. Odebrał ode mnie kiliszek i położył go na boku. Przybliżył sie i pocałował. Czułam od niego czekoladę, alkohol i miętę. Przejechał swoim językiem po mojej dolnej wardze prosząc o wejście, które otrzymał prawie natychmiastowo.
- Miałem zaśpiewać ale wolę zupełnie coś innego. - podniósł nas i instynktownie objęłam go nogami w pasie. Ruszył w nieznanym mi kierunku nadal mnie calując i przygryzając moją wargę. Zszedł ostrożnie po  schodkach na dół i otworzył noga drzwi jednej z kajut. Stało tam łóżko, komoda i łapki nocne na etażerkach po dwóch stronach łóżka. Biały i jasny niebieski tworzą niebo, a łóżko jest w różowe kwiatki. Postawił mnie na ziemi. - Mogę? - lekko był zdyszany z resztą tak jak ja.
- Tak. - wyszeptałam. Natychmiastowo zdjął moją koszulkę i zaczął całować biust. Ja nie będąc dlużna zdjełam jego T- shirt. Delikatnie pchnął mnie na łóżko nadal całując. Gdzie nie gdzie przygryzał moją skórę co budowało we mnie napięcie. Za pomocą jednego zrecznego ruchu rozpiął mój stanik i wyrzucił go gdzieś w kąt pokoju. - Jesteś tak cudowną. Twoja skóra jest jak delikatny jedwab. Najdelikatniejszy na całym świecie. - dyszał. Po chwili nasze spodnie i buty wylądowały tam gdzie reszta ubrań czyli na podłodze. On miał na sobie tylko bokserki, a ja moje czarne majtki z koronki, które ledwo co coś ukrywały. Stanik jest podobny. Specjalnie przyjechałam dłonią po jego już dużej erekcji na co wciągnął powietrze i zajęczał. Oczywiście uśmiechnęłam się ze satysfakcją. Składaĺ gorace pocałunki od lini szczęki na dół. Zatrzymał się przy piersiach. Jedną masował dłonią, a drugą dreczył palcami. Zwiał i rolował moje skutki przez co twarz biały. Jęczałam kiedy ugniatał moje cycki. Kiedy je zostawił jechał językiem po moim brzuchu zostawiając mokry ślad. Kiedy był przy pępku włożył ho na chwilę do środka. Swoją dłoń włożył w moje majtki stymulując moją łechtaczkę. Włożył jeden palec we mnie, a kciukiem nadal maltretował mój guziczek. Jęczałam wijąc się pod nim. Czułam jak w moim podbrzuszu buduję się orgazm. Przestał. Oblizał swoje palce.  Zębami zerwał moje majtki, a właściwie dół mojego stroju kąpielowego i przyglądał się mi.  - Taka mokra. Taka gotowa. - pomogłam ściągnąć mu bokserki i kiedy ujrzałam jego męskość oblizałam usta. - Bierzesz tabletki?
- Tak. Wiem, że w gumkach jest niewygodnie więc wiesz. - uśmiechnął się.
- Owiń moje biodra swoimi udami. - posluchałam go i zrobiłam tak jak chciał. Powoli wszedł we mnie.
-Aaaaa...  - zajęczałam z rozkoszy. Wchodził we mnie płynnie i wychodził. Jak ja dawno nie uprawiałam seksu. Zrobił jeszcze kilka delikatnych ruchów i nagle wszedł we mnie gwałtownie i mocno. - Aaaa...  Liam! - krzyknęłam. Nie miał litości. Wchodził i wychodził gwałtownie. Dzięki temu doszłam o wiele szybciej, a on po mnie krzycząc moje imię tak jak ja jego. Opadłam całkowicie z sił.
- Jesteś niesamowita. - szepnął odgarniając włosy z moj go spoconych go czoła. Przytaknęłam oczy.
- Yhm.  - mruknelam jako odpowiedź.
- Śpij. Zmęczona jesteś. - pocałował mnie w czoło. Przykrył nas kołdrą i zgasło światło. Tak przytulnej zasneliśmy po wyczerpującym stosunku.
--------
:) MUSIAŁAM. NIE JESTEM ŻADNYM ZBOCZEŃCEM ALE CZASAMI SĄ TAKIE SCENY POTRZEBNE. NO. OTO KOLEJNY ROZDZIAŁ MIDNIGHT MEMORIES. CIESZYCIE SIĘ TAK JAK JA?? WASZA LOVE. XX. 
KOCHAM WAS.

Midnight Memories /L. P/ [cz. 2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz