Rozdział 20

661 43 4
                                    

Dedykowany mikosss1232. Dzięki wielkie za votes ;*. 5. 49 rano i głosujesz. Podziwiam  cię ;)
----------------------------
*Cassie's POV*
- Gratulacje. Właściwie to nie wierzyliśmy innym. Ale teraz...  Gratulacje. - wszyscy wstali.
- No to mamy tylko...  dwa miesiące!!! - krzyknęła Rudd.
- Damy radę.
- Oblejmy to. - Geoff wyciągnął z barku szampana i sześć kieliszków. Każdemu nalał i wręczył do ręki. - Za szczęśliwą parę. - wznieśliśmy toast i upiliśmy trochę. Miło spędziliśmy wieczór w swoim towarzystwie i posiedziałabym jeszcze ale niestety jestem padnięta i jedyne o czym marzę to wtulić  się w Liama i zasnąć. Ziewnęłam tym samym zwracając na siebie uwagę bruneta.
- Jesteś zmęczona? - spytał.
- Tak. Trochę. Lepiej pójdę się już położyć.
- Dobrze. Ja do ciebie za chwilę przyjdę. Śpij dobrze, aniele. - pocałował mnie we włosy.
- Dobranoc.
- Dobranoc. Miłych snów. - posłałam wszystkim ciepły uśmiech i schodami ruszyłam na górę. Z przyniesionej walizki przez Li wyciągnęłam świeżą bieliznę i koszulkę z Batmanem. To już raczej zawsze będzie moją piżamą. W łazience, która znajdowała się na korytarzu wzięłam odświeżający i relaksujący mnie prysznic i wrociwszy do pokoju walnęłam się na łóżko. Jednak zamiast zasnąć musiałam sienjeszczs z kimś zmierzyć. Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę. - powiedziałam wyczerpana do granic możliwości.
- Przepraszam, że ci przeszkadzam. Chciałabym tylko chwilę porozmawiać. - do pokoju wkroczyła mama Liama.
- Proszę usiąść. - wskazałam na łóżko.
- Dziękuję. Cieszę się, że jesteś z moim synem i, że on jest szczęśliwy. To dużo dla mnie znaczy. Na początku myślałam, ze jesteście za młodzi na małżeństwo ale widzę jak się kochacie. Proszę. Obiecaj, ze nigdy bo nie skrzywdzisz.
- Już raz to zrobiłam i nie zamierzam więcej. Jest dla mnie wszystkim co mam. On wie o wielu rzeczach. Moja matka uciekła i zostawiła mojego ojca samego. Z tatą nie gadałam już dawno. Moje rodzeństwo też co prawda mało się mną interesuje. Fakt mam ich ale u mnie sto procent zaufania ma Liam.
- Pamiętaj, ze jakbyś miała jaki kolwiek problem to przyjdź do mnie.
- Dobrze. Dziękuję. - uścinęłam ją.
- Nie ma za co. Dobrze. Jutro porozmawiamy, a teraz śpij. Dobranoc, słońce. - już nic nie mówiąc odwróciłam się głową do okna i zapadłam natychmiastowo w sen.
***
Biegłam. Nie. Chwila. Ja uciekałam. Ale jest jedno pytanie. Przed czym lub przed kim? Ulice Londynu pełne ludzi, a jednak nikt mnie nie widzi i tego czegoś/kogoś co mnie goni. Nikt sie nie skarży na to, że go popycham czy potrącam. Tak jakby jestem niewidzialna. To jest przerażające.
  W pewnej chwili znajduje się w lesie. Jest straszny. Tak jak z horrorów. Dużo drzew, mgła, szare niebo, słaba widoczność i ani żywej duszy w pobliżu mnie oprócz czegoś /kogoś. Biegnę ile sił w płucach. No bo mi płoną. Czuję ten żar. Coś mnie zaciąga do głębokiego i czarnego jak smoła stawu. Kiedy biegam nie mogę się ruszyć, a woda podnosi się. Dotyka moich kolanan, ud, brzucha, dłoni i w końcu szyi i po chwili znajduje się całą w tej chłodnej cieczy. Brak mi oddechu. Pomocy! - krzyczę w myślach. Po chwili czuję silne ramiona oplatające moją talię i wciągające z otchłani. Kiedy ujrzałam jego twarz moje serce zabiło mocniej. To mój Liam. On. To on mnie uratował.
- Dziękuję. - wyszeptałam patrząc mu głęboko w oczy muskając jego cudowne i pełne wargi. Po sekundzie obrócił mnie i pokazał co leży na środku drogi. Chris. Jego głową jest odcięta od reszty ciała, a jego brzuch rozcięty. Wypływają z niego flaki i wszedzie jest jego krew. Mam coś zimnego w dłoni. Podnoszę to na wysokość piersi i przyglądam się. To nóż. Nóż na którym jest krew Chrisa. To ja go zabiłam?
- Dzięki tobie nikt nie przeszkodzi nam w naszym związku. W naszej miłości. - Li wziął mnie i pocałował mocno. W jednej chwili wylądowaliśmy na pięknym jachcie. Niebo nie jest skażone ani jedną białą chmurką, a przepiękna morska ton ma odcień turkusu. To taki świat chcę mieć. Świat,  w którym  jest Liam i nic co by zaszkodziło naszej miłości.
***
- Kurwa...  - mruknęłam. - Jaki porąbany sen. Na dwirze jest jasno, a na zegarku widnieje dziesiąta rano. Kiedy się odwróciłam ujrzałam Pana mojego wszechświata. Czułam alkohol. Chyba pobalował trochę z resztą jak położyłam się spać. Ahhh...  nie mogę mu tego zabronić. Każdy ma do tego prawo. Po cichu wywlokłam moje zwłoki z wygodnego i ciepłego łóżka i podeszłam do walizki. Wzięłam czarne leginsy, szarą bluzę z czerwono - niebieskim napisem Silly i ruszyłam do łazienki. Tam się przebrałam, zrobiłam lekki makijaż i uczesałam włosy w luźnego kłosa na bok. Wróciwszy do sypialni położyłam piżamę pod poduszkę i ubrałam moje emu. Jest chłodno na dworze więc taki strój idealni pasuje do dzisiejszej pogody. Kiedy zeszłam na dół w jadalni przy stole siedział Geoff, który czytał tutejszą gazetę Wolverhampton News popijając kawę z mlekiem i Karen kszątającą się po kuchni średniej wielkości.
- Ohh...  dzień dobry skarbie. Usiądź. Śniadanie jest gotowe. - położyła na stole patelnię z jajecznicą, chleb i masło. Nie zabrakło również jakiś pomidorów, ogórków, szynki czy sera. Nałożyłam sobie trochę jajek i zaczęłam jeść co chwilę popijając ciepłą herbatą. - A gdzie Liam?
- Jeszcze  śpi. - odpowiedziałam jej.
- Chcieliśmy z tobą porozmawiać chwilę. Tak we trójkę. - zaczął Geoff, a ja odłożyłam widelec. - Nie ty sobie jedz. Posłuchaj nas.
- Skoro masz być częścią naszej rodziny to nie mówmy na siebie Pan czy Pani tylko mama lub tata. Jak wolisz. - grzecznie przytaknęłam jedząc śniadanie. - Pamiętaj, że zawsze możemy ci pomóc. Niezależnie jaka pora czy wiek możesz na nas liczyć. Chętnie z tobą pogadamy.
- Dobrze. Dziękuję.
- Dziś idziemy do sąsiadów na kolację i zaprosili również ciebie i Liama więc bądźcie gotowi na siódmą wieczorem.
- Powiem mu. Dziękuję za śniadanie. - chciałam zabrać talerz ale "mama" mnie uprzedziła.
- Ja wezmę.
- Dziękuję. Ja idę się przewietrzyć. W przedpokoju zarzuciłam sobie na ramiona moją parkę i wyszłam za dom. Mało co serce nie wyskoczyło mi z klatki piersiowej. Wielki bernardyn ruszył biegiem w moją stronę i po chwili leżał na mnie i leżąc moją twarz.
- Hahah...  - śmiałam się. - Przestań. - pies wstał ze mnie i przyniósł piłkę. Rzuciłam ją, a po chwili znów wylądowała w mojej dłoni. Tym razem bardziej mokrą przez slinę psa.
***
Włosy zakręciłam na lokówce i prawie były gotowe. Jeszcze spryskałam je lakierem, żeby fryzura się trzymała i byłam gotowa. Założyłam na siebie czarną, rozkloszowaną sukienkę z diamencikami na górnej części stroju. Przyozdobiona kreacja bez ramionczek jest srebrnym paskiem. Założyłam do tego moje czarne platformy, a na ramiona założyłam moją ukochaną skórzaną kurtkę. Spryskałam się perfumami i zeszłam na dół.
- Cassie. Wyglądasz olśniewająco. - pochwalił mnie "tata".
- Dziękuję. Idziemy?
- Tak. - Liam wziął mnie za dłoń, Karen zamknęła drzwi i już po chwili szliśmy w stronę państwa Smith. Po pięciu minutach byliśmy na miejscu. Otworzył nam jakiś starszy facet. Widać, ze ma około pięćdziesiąt lat. Wpuścił nas do środka.
- Joe. Pamiętasz Liama?
- Och...  ależ tak. - podał dłoń brunetowi, a ten ja uscinął.
- To jest jego narzeczona Cassie.
- Miło mi poznać.
- Wzajemnie. - pocałował zewnętrzną część mojej dłoni. - Moja żona i córka już siedzą przy stole. Kiedy weszliśmy do wielkiego salonu, gdzie stał stół jadalniany o mało co nie zwróciłam. Moja matka i Sophia.
- Co? Czy możesz mi to łaskawie wytłumaczyć?
- Trudno mi to teraz powiedzieć ale ty i Sophia jesteście siostrami. - powiedziała karykatura zwana moją matką.
----------
CO???!!!  :O

OTO KOLEJNY ROZDZIAŁ DZISIAJ. WOW. SZALEJE. JAK SIE UDA TO DOFAM JESZCZE JEDEN DZIŚ ALE NIC NIE OBIECUJĘ. BUZIAKI. WASZA.  LOVE. XX.

Midnight Memories /L. P/ [cz. 2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz