⸶20.⸷

23 1 0
                                    

This is our he(aven)ll
|1755 słów|

༊*·˚

Coś ścisnęło mnie w piersi. Zacisnęłam zęby, żeby nie krzyczeć. Zasadniczo już nie bolało, ale wrażenie było strasznie nieprzyjemne. Jakby serce nagle wybuchło, a w jego miejscu znalazła się wyłącznie pustka. Docisnęłam nawet dłonie do klatki piersiowej, ale wtedy zorientowałam się, że ten dotyk był... dziwny.

Zupełnie nie taki jak dotychczas.

Skupiał się na oddziaływaniu, nie na odbiorze – ważny był wydany sygnał, a nie to co działo się później.

Równie dobrze odczuwałam roztrzęsienie każdej najdrobniejszej komórki; przesył impulsów między neuronami aż do mózgu. Jak fala zbierała wodę, tak przez moje ciało przetaczał się prąd.
I równocześnie ulatywał ze mnie ciężar. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, ile dźwigałam na barkach.

Całe moje ciało zdawało się teraz takie lekkie. Prawie nieważkie. Jakby świadomość samoczynnie oderwała się od zbyt wymagającej powłoki, której nigdy nie dało się nasycić.
Jedyne wydarzenie, które wydawało mi się na swój ograniczony sposób podobne, do mojego stanu, kojarzyło mi się z ostatnimi minutami przed snem. Te chwile, gdy umysł staje się wolny i znika z zasięgu całego tego szumu na kilka godzin.

Przepełniało mnie... szczęście. Tak, szczęście. To musiało być szczęście. Euforia.

Byłam sama, pogrążona w ciemnościach. Nie wiedziałam, co się ze mną działo. Rozsądek podpowiadał, że powinnam się bać, ale było mi do tego daleko.

Pojawił się niewyobrażalny spokój i ciepło...

Zaczerpnęłam powietrza całym haustem. Atomy przelatywały przez starannie wydrążone korytarze w moim organizmie, żeby połączyć się z krwią. Czułam potęgę każdego wdechu. Spokój jaki przynosiły.

Tylko, że z jakiegoś powodu nie byłam świadoma swoich wydechów. Powinny przecież iść w parze...

— Witaj.

Odwróciłam się za głosem. W ciemności zmaterializował się mężczyzna otoczony aurą majestatu. Emanował w niewytłumaczalny sposób dobrocią. Był ubrany na biało. I miał skrzydła...

— Pozwól, że będę dzisiaj twoim przewodnikiem — dodał uprzejmie, ciepłym tonem.

Uśmiechnął się nieznacznie, więc spróbowałam odpowiedzieć tym samym.

— Co się stało? Co to za miejsce? — spytałam szybko.

— Chodź, zaraz wszystko ci wytłumaczę.

Wyciągnął do mnie dłoń, więc skorzystałam z pomocy. Przeskoczyła na mnie iskierka, jakby elektryczna, ale zamiast odskoczyć, miałam ochotę już nigdy nie wypuszczać ręki mężczyzny. Gdyby poprosił mnie o drugą, nie zwlekałabym ani chwili. Dzięki niemu nie mogło mnie spotkać nic złego. Nie potrafiłam wyjaśnić tego wrażenia.

— Przejdziemy się kawałek — oznajmił.

W jednej chwili byłam jeszcze pogrążona w ciemnościach, ale w następnej już znajdowaliśmy się w kwitnącym ogrodzie. Rozejrzałam się zachwycona. Niesamowite! Wszystko takie idealne.
W oczy rzucił mi się cień. Mój cień... Też miałam skrzydła! Obejrzałam się na nie. Naprawdę wyrastały z moich pleców! Dotknęłam nieśmiało piór, żeby przekonać się czy były realne.

— Skrzydła nie są trudne w obsłudze. Dasz sobie z nimi radę — zapewnił.

Spróbowałam nimi delikatnie poruszyć, tak jak ręką czy nogą, a to zakończyło się sukcesem! Wow... Postanowiłam później przetestować ich wszystkie możliwości. Na razie czekałam na odpowiedzi.

тєαcн мє нσω тσ ѕℓєєρ||oneshotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz