Równowaga (konkurs)|693 słowa|
Od prędkości zakręciło mi się w głowie. Motylki znowu poderwały się do lotu, ale tym razem opadły, zanim zdążyłam zachwycić się ich krótkotrwałą obecnością w brzuchu. Wiatr wyciskał łzy z oczu. Zęby zaszczękały o siebie. Au! Chyba obiłam sobie kość ogonową. Potrząsnęłam głową, żeby pozbyć się świszczenia w uszach.
Przeniosłam wzrok na drugą stronę huśtawki. Siedzenie zostało puste. Zniknął... Nie, on odszedł. Zostawił mnie! Dlatego spadłam. Nie było przeciwwagi.
Usta złożyły mi się do płaczu. Tętno przyspieszyło. Serce obijało się o żebra, jak po długim biegu. Docisnęłam dłoń do pulsującej skóry. Pomyślałam, że warto byłoby oddychać, ale w tym samym momencie z mojej piersi wyrwał się rozdzierający ciszę szloch.
Z pełną bezwzględnością zorientowałam się, że zostałam kompletnie sama. Ta świadomość obciążyła mnie, jakby do mojego kręgosłupa przywiązano co najmniej tonę kamieni. Uparcie ciągnęły do ziemi...
Dywan ze zwiędłej, żółtej trawy sięgał aż po horyzont, a na nim znajdowały się rośliny, które ostatnimi siłami walczyły o przetrwanie. Wiatr okradał kwiaty z płatków. W tej chwili raczej nie miało to już dla nich większego znaczenia. Dla mnie zresztą też nie. Tylko cud sprawiłby, że zdołałyby się odrodzić.
Zimno. Otoczyłam się ramionami, pociągając nosem. Gardło zacisnęło się z żalu. Zakaszlałam, płacząc. Słońce musiało znajdować się gdzieś za chmurami. Ostatnio ciągle tam było i teraz wydawało mi się, że zostanie już tak na zawsze.
Chciałam wrócić do dni, podczas których nigdy nas nie opuszczało. Ze śmiechem odpychaliśmy się od ziemi i wzlatywaliśmy do nieba, pokrzykując ze szczęścia. Co prawda, czasem mnie mdliło, ale dla kilku sekund na górze, zawsze byłam gotowa przyspieszyć.
Więcej. Szybciej. Mocniej.
Zmęczenie nie miało najmniejszego znaczenia. Było mi obojętne tak długo, jak widziałam przed sobą powód swojej męczarni.
Kiedyś siedzieliśmy blisko siebie, a huśtawka ani drgnęła. Poza świadomością, nic mi z tego nie zostało. Nie pamiętałam żadnych szczegółów.
Może to ja pierwsza zaburzyłam równowagę? A może on?
Zapłatą za wzloty były upadki, ale godziłam się na tę cenę. Byłam najszczęśliwsza na świecie za kilka łez; krzyk w poduszkę; bezsenną noc; wieczne poczucie samotności... Nie sądziłam, że pewnego dnia nie odbiję się od dna. Nie wrócę na szczyt. Nie będzie nikogo, kto przeważyłby podłość całego świata...
Zostałam tylko ja i moja czerwona huśtawka.
Wytarłam wilgotne policzki. Odetchnęłam głęboko. Może jeszcze nie wszystko stracone?
Z całej siły odepchnęłam się od ziemi — szybko do niej wróciłam. Zamortyzowałam upadek nogami i schowałam głowę w rękach. Tak bardzo chciałabym znowu zbliżyć się do nieba! Chociaż kawałek... Frustracja zabrała ze sobą kolejne kilka łez. To na nic. Wszystko przepadło. Za zachłanność czekał mnie wieczny smutek. Mogłam się z tym wyłącznie pogodzić. Dalsza walka nie miała sensu.
Ktoś położył mi dłoń na ramieniu. Odwróciłam się, ale nie... Pokręciłam głową. Musiało mi się wydawać. Przecież nikogo tam nie było.
A jednak... Moje stopy oderwały się od ziemi! Pisnęłam z zaskoczenia.
Z drugiej strony jakiś nieznajomy. Próbował usiąść stabilnie. Uśmiechnął się do mnie, więc odpowiedziałam w ten sam sposób. Zniknęła niezręczność, z której obecności nie zdawałam sobie do końca sprawy. Huśtawka próbowała dopasować się do nowego ciężaru, jaki obydwoje wnosiliśmy na wahadło. Nie czekałam aż osiągnie pełną równowagę. Przysunęłam się bliżej środkowej osi, a on postąpił identycznie.
Wyciągnął do mnie dłoń, którą ujęłam; drugą rozsypał nasiona. Wiatr poniósł je dalej. Wróciło słońce! Może wyrosną nowe kwiaty!
Popatrzyłam zdumiona na towarzysza, a on znowu się uśmiechnął. Przytulił mnie. Jego ramiona pachniały domem. Było idealnie... Ale on mnie puścił! Odsunął się. Nie! Szarpnęłam go za rękę. Łagodnie uwolnił się z uścisku i wycofał się jeszcze kawałek. Również odsunęłam się, żeby zachować równowagę.
Nie mogłam powstrzymać drżenia całego ciała. A jeśli wszystko skończy się tak jak wcześniej?! Nie chciałam stracić kontroli nad huśtawką! Tak łatwo popaść w jej monotonię...
Poczułam lekkie drżenie. Zamknęłam oczy w obawie, że zaraz uniosę się lub opadnę. Mijały sekundy, jednak nie nastąpił żaden ruch.
Nieufnie uchyliłam oczy.
Wciąż znajdowaliśmy się na równi.
Odetchnęłam.
Zaczęłam rozmowę, a huśtawka wciąż utrzymywała poziom. Zmieniliśmy pozycje — nie drgnęła. Hm... trochę nuda. Całe dnie mijały w ten sam sposób. Zaczynało brakować mi rozrywki. Gdyby tak wprawić mechanizm w ruch?
I wtedy zażartował. Roześmialiśmy się. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie, na tym samym poziomie, a ja byłam szczęśliwa. Może uleganie skrajnościom było jednak zbędne.
CZYTASZ
тєαcн мє нσω тσ ѕℓєєρ||oneshoty
AléatoireOpowiadania, które zaczęły powstawać nocami, kiedy nagle postanowiła nawiedzić mnie wena, ale na spisanie całej, długiej historii jej nie starczyło. ⸶1.⸷ Na podstawie Rings (m.yg.) ⸶2.⸷ Playgirl x badboy xd (h.js.) ⸶3.⸷ ...ѕz̰̃тõ̰r̰̃м (m.yg.) ⸶4.⸷ O...