⸶3.⸷

61 5 0
                                    

ѕz̰̃тõ̰r̰̃м
|743 słowa|

I stałam tam. Stałam za barierkami, tuż przy wyłączonym świetle latarni morskiej, gdzie dostanie się wydawało być tak odległe, a nawet właściwie to nie wykonalne za dziecka. Kto by pomyślał, że wystarczyłoby tylko wyłamać drzwi i wejść do środka, skoro już dawno budowla stanowiła opuszczony obiekt?

Wiał silny wiatr, ale to rozbijające się fale wygrywały z nim w pojedynku na podnoszenie decybeli. Kiedy tylko rozpoczęła się ta burza, naturalnie warunki atmosferyczne przestały sprzyjać, jednak tutaj tuż przy morzu wydawały mi się głębsze. Bardziej skupione na pokazaniu mi swojej historii. Wypełnione emocjami. Czasem sprzeczające się. Innym razem godzące. W mieście nie mówiły aż tyle, a ich zachowanie było raczej pokazowe. Przynajmniej na to wyglądało. Może… bały się ludzi? Ciężko się dziwić. Tylko nie liczni zdarzali się w porządku. Może dlatego nie okazywały tam tak dużo jak tutaj, po swojej naturalnej stronie? Pomimo tego czułam się oddalona od hałasu, jakby tak na prawdę mnie nie dotyczył. Jakby mógł dosięgnąć tylko tej fizycznej części, ale nie psychicznej. Nie słyszałam nic zbyt dobrze… poza wibracjami mojego telefonu, który kolejny raz zaczął informować mnie, że ktoś do mnie dzwonił. Ale to chyba bardziej dotyczyło dotyku, niż dźwięku.

Wiedziałam kto to był. Nie musiałam nawet spoglądać, żeby kolejny raz tego dnia ujrzeć jego numer. To był ktoś kto również lubił przychodzić w to miejsce i zawsze chciał patrzeć na ten widok, który rozciągał mi się przed oczami. Czułam żal do siebie za to, że nie zabrałam go ze sobą, jednak w tą jedyną drogę po prostu nie mogłam. Gdyby wiedział to na pewno zrozumiałby…

Właściwie to czułam się trochę niżej niż zakładałam, że stanę, ale no cóż. Z dołu wszystko wydawało się być większe, a z góry zdecydowanie mniejsze. Punkt widzenia i nastawienie to ciekawe połączenie, tworzące obraz świata.

Świata, z którego właśnie rezygnowałam.

Odgarnęłam włosy z twarzy, ponieważ wiatr dość mocno potargał je, przysłaniając mi widok. Przeszłam przez zardzewiałe barierki, których dawne zadanie na pewno polegało na ewentualnej ochronie zwiedzających turystów przed upadkiem, po czym trzymając się ich jedną rękę, patrzyłam wprost w fale.

Nigdy nie obserwowałam tak mocno wzburzonego morza. Zazwyczaj spokojnie poruszało się, kojąc stargane nerwy i przynosząc lekki szum do uszu, dając kilka sekund odprężenia. Widywałam wtedy statki, a horyzont sięgał dużo dalej niż teraz - kilka metrów i znikało się w ciemnej odchłani. Żadna łódź nie zostawała już tędy prowadzona do portu, który przeniesiono, więc rozbite części raczej nie znajdowały się w tym miejscu pod wodą. Chociaż… kto wie?

Wzięłam głęboki wdech powietrza wypełnionego ostrym, słonym zapachem razem ze świeżym, wynikającym z deszczu. To połączenie poniosło za sobą przyjemny dreszcz, który wzmocnił się jeszcze bardziej w reakcji na błysk, a po paru sekundach grzmot wyładowania elektrycznego. Piękne.

Mój telefon znowu zaczął brzęczeć, ale tym razem od razu rozłączyłam się i przez nie precyzyjny ruch urządzenie wypadło mi z ręki, żeby następnie wylądować wśród rozbijających się pod moimi stopami fal. To i tak nic nie zmieniało. Zaraz miałam podzielić jego los by zakończyć w ten sposób raz na zawsze ból oraz cierpienie przewijające się przez moje myśli i ciało, nieustannie każdego dnia. Nie chciałam tego robić, ale… było zbyt mało powodów, dla których mogłabym jeszcze cofnąć się przed wyczekiwaniem chwili odwagi, która mogłaby pomóc w puszczeniu barierki.

Przygotowywałam się zbyt długo na ten moment, żeby kolejny raz poddać się i nie doprowadzić czynności do końca.

Pożegnałam się z chłopakiem, który do mnie wydzwaniał wczoraj. Siedziałam u niego do późnej nocy, rozmawiając. Mówił, że był ze mnie dumny, kiedy kolejny raz powtarzałam mu, jak bardzo źle się czułam. Później czułam się trochę lepiej, więc nawet pośmialiśmy się, od nie pamiętnych czasów. A kiedy odprowadził mnie pod dom przytuliłam go, trochę dłużej niż zawsze, tym razem samemu wyrażając swoją dumę i wiarę w niego. Obiecał, że przyjdzie dzisiaj po mnie, jednak wtedy ja nic na to nie odpowiedziałam. Wiedziałam, że przez najbliższe dni, tygodnie, miesiące i lata - nie zobaczymy się. Chyba tylko jego było mi szkoda zostawić, ale wiedziałam, że Yoongi da sobie radę. Kto jak kto, ale on nie poddałby się nawet jeśli będzie cierpiał.

Ja się poddałam.

Zrobiłam to już dawno, a teraz tylko dokańczałam zaczętego wyboru.

Ponownie spojrzałam w dół. Bez zmian. Ten sam sztorm - te same rozbijające się fale. Wytarłam rękawem i tak mokrym przez deszcz, swoją twarz, wzięłam głęboki wdech, a z wydechem, nie myśląc o tym więcej - puściłam się.

Kilka sekund swobodnie spadałam, żeby następnie znaleźć się pod zimną, wzburzoną wodą, z której już się nie wydostałam.

тєαcн мє нσω тσ ѕℓєєρ||oneshotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz