⸶23.⸷

4 0 0
                                    

Ostatnia szansa (konkurs)

|1602 słowa|


Znowu to samo. Popatrzyłam zawiedzona na wodę zmieszaną z krwią wylewającą się z wanny. Nie trzeba było nawet sprawdzać – trup. Czułam, że odebrał sobie życie dobre kilkadziesiąt minut temu.

Ech... Takie przypadki zdarzały się ostatnio co najmniej raz na dobę. Definitywnie za często.

Wcześniej miewałam kłopoty, ale nigdy nie aż takie jak teraz. Nigdy wcześniej ludzie tak bardzo nie nienawidzili samych siebie. Z reguły trzeba było jedynie z nimi porozmawiać i sami na nowo odnajdywali Miłość Własną. Wystarczał moment i wymieniali litanię swoich zalet, o których doskonale wiedzieli! Zdarzały mi się beznadziejne przypadki oraz długie walki, jednak teraz miałam z tym do czynienia prawie na każdym kroku! A czasu za mało...

Już nic nie mogłam tu zrobić. Odpuszczanie nie było łatwe, ale nic innego mi nie pozostawało. Musiałam kontynuować niekończącą się drogę, zatem zamknęłam oczy i spróbowałam zlokalizować kolejnego człowieka, który mnie wzywał. Z całych sił wytężyłam zmysły, żeby uchwycić jego pulsującą z prośbą o pomoc duszę.

Jest.

Otworzyłam oczy. Obraz był jeszcze trochę rozmyty, ale jego myśli wyraźnie odznaczały się jasnym światłem przede mną. Dobry znak – jeszcze żył w przeciwieństwie do poprzednika. Podeszłam bliżej i zza duchowej rzeczywistości wyłoniła się ludzka. Byliśmy teraz na tym samym poziomie. Mogliśmy rozmawiać, więc moje nadzieje wzrosły. Przyjemna odmiana.

Znajdowaliśmy się na placu zabaw, a mój towarzysz siedział na huśtawce i kołysał się podparty na nogach. Było ciemno, a uliczne lampy usiłowały wnieść trochę światła do ponurego obrazu. Przybrałam postać nastolatki mniej więcej w jego wieku, żeby wpasować się w scenerię.

— Cześć — przywitałam się — mogę się dosiąść?

— Jeśli chcesz.

Uznałam to za pozwolenie, więc zajęłam drugą huśtawkę.

— Co tu robisz o tej godzinie? — zainteresowałam się.

Wzruszył ramionami.

— Mógłbym zapytać cię o to samo — uznał swobodnie i uśmiechnął się.

Oni wszyscy zawsze mieli takie ładne uśmiechy. Przekonywujące i jednocześnie strasznie sztuczne.

— Powiedzmy, że szukam nadziei — odparłam, aby jakoś sensownie rozpocząć rozmowę — a ty?

— Podobnie — zgodził się — i nie mogłem spać.

— Dlaczego?

— Chyba nie powinienem się zwierzać obcej osobie...

— Jak masz na imię? — spytałam szybko.

— Anthropoi.

— A ja Philautia — również się przedstawiłam. — Widzisz, już nie jesteśmy obcy.

Znowu się uśmiechnął. Odwzajemniłam.

— Więc Anthropoi — zaczęłam jeszcze raz — dlaczego nie śpisz?

Zastanawiał się nad odpowiedzią. Czułam ciepło, które emanowało jako jego próba stłumienia emocji. Chciał wymyślić coś wyrachowanego? W następnej chwili spojrzał na mnie ze załzawionymi oczami, ale głos wciąż miał stabilny:

тєαcн мє нσω тσ ѕℓєєρ||oneshotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz