Po dość ciekawym poranku, gdzie chłopcy obudzili się przytuleni do siebie w komnacie Snape, ulotnili się dość szybko, mimo tego, co wydarzyło się rano, nie było jakieś napiętej atmosfery między nimi, oboje puścili to w nie pamiętać, żegnając się przy wejściu na wielką salę, ruszyli w kierunku swoich stołów.
-Draco, gdzie byłeś całą noc?- zapytała zmartwiona Pansy, kiedy usiadłem obok niej.
-Aaaa, no miałem wizytę ojczulka, byłem u Snape
-Jesteś jakoś dziwnie szczęśliwy jak na spotkanie z ojcem- spojrzał się podejrzliwie Blaise.
-Yyyyyy tak jakby siedziałem tam z Potterem.
-Czekaj co? Jak? Skąd on tam się wziął? Co wy tak często na siebie wpadacie.
Widział- spojrzałem smutno na nich- to on mi pomógł, zabrał mnie do Snape'a i siedział tam ze mną.
-Cóż, miło I tak z jego strony- powiedziała dziewczyna, po czym zajęła się jedzeniem.
-A tak przy temacie Pottera wiewióra mu chyba żyć nie daje- zagadnął ciemnoskóry chłopak, patrząc w stronę stołu Gryfindoru
Sam tam spojrzałem, i Blaise chyba miał racje, Potter już od jakiegoś czasu nie siada z nimi jednak wiewióra, poszła za nim siadając obok niego, z czego chłopak nie wygląda na zadowolonego.
-Biedny, będą mi teraz truć dupę o wszystko.
Po śniadaniu Harry udał się na błonia, bo w sumie i tak nie miał gdzie iść, a chciał skorzystać z faktu, że było jeszcze ciepło.
-Harry- usłyszałem krzyk Pansy siedzącą nieopodal z dwójką znanych mi ślizgonów- może usiądziesz z nami?
Po chwilowym przemyśleniu wszystkiego za i przeciw podeszłem do nich
-Nie boisz się, że ktoś cię zobaczy z nami?- powiedział cicho Malfoy, w jego tonie głosu było czuć za jednym razem zawahanie i nadzieję.
-Nie mam nic do stracenia, więc czemu by nie- powiedziałem, na co Pansy uśmiechnęła się do mnie ciepło, a kontem oka cudem chyba zobaczyłem lekki zarys uśmiechu Malfoy'a.
Szczerze mówiąc gadaliśmy bardzo długo, tak naprawdę o wszystkim, o egzaminach czy chociaż by o nadchodzącym meczu quidditchu, aż do momentu, w którym podeszła do nas dwójka rodzeństwa Weasley
-Harry, tobie się już serio w głowie poprzewracało? Żeby się z wrogiem spoufalać? Chodź z nami, póki nie za późno- prychnął z pogardą Ron.
-A może on wcale nie chcę iść z wami? Skoro z nami siedzi, to znaczy, że tego chcę- odezwał się Blaise.
-Nie gadamy z tobą, Harruś kochanie chodź.
-Boże Ginny- odezwałem się po raz pierwszy- my nie jesteśmy razem, nie wiem co ty sobie ubzdurałaś w tej głowie, ale my nigdy nie byliśmy i nie będziemy razem.
-Ale Harruś, przecież było nam tak dobrze, ostatnio dziwnie się zachowujesz- wręcz psiknęła Ginny
-Nie, nie było nam dobrze.
-Ale jeszcze może być, jeśli pójdziesz z nami- nalegała wciąż.
-Boże czego ty kobieto nie rozumiesz, nie chce z tobą być.
-Ale niby dlaczego! Co ci nie pasuje?
-A może fakt, że jestem gejem?- nie wiem, czy tak serio jest, jednak ostatnio rozważałem taką możliwość.
-Boże chłopie co ty gadasz za bzdury, nie ma na to szans, żebyś był pedałem!-oburzył się Ron, który jak nigdy siedział cicho.
-A żebyś się zdziwił- wpadł mi do głowy głupi pomysł, ale myślę, że skuteczny, żeby się odwalili, o ile ujdę z życiem i mnie nie znienawidzi.
CZYTASZ
Another Side Of Draco Malfoy
أدب الهواةZ końcem wakacji Harry wraca do Hogwartu na 7 rok, co niestety przybliża ich tylko do wojny z Voldemortem, sam miał już dość całej tej otoczki złotego chłopca każdy wymagał od niego nie wiadomo jakiego cudu, odizolowywal sie coraz bardziej od swoich...