Harry siedział sam w przebieralni, był zestresowany za godzinę, zaczyna się jego mecz quidditcha akurat z ślizgonami, i nie jest zestresowany tym czy wygrają, tylko fakt, że to pierwszy mecz po pogodzeniu się z Malfoy'em i ile może to tak nazwać, jak będzie to wyglądać, wcześniej się nienawidzili, przez co nie myśleli obiektywnie a teraz? Sam nie wiedział, usłyszał ciche pukanie, a w drzwiach stał nie kto inny jak Draco Malfoy.
-Stresik jest?
-Trochę- przetarłem dłonie o spodnie, czemu byłem taki spięty.
-A co powiesz może na mały zakład?- zapytał tajemniczo.
- Kontynuuj.
-Hm, nie przyznam się, ale widziałem, że nie siedzisz ze swoimi przyjaciółmi.
-Nie oszukujmy się, widzę jak się gapisz na posiłkach, to, że mam okulary nie znaczy, że jestem aż tak ślepy- zaśmiałem się, a blondyn się trochę speszył.
-Co ty na to, żeby przegrany przez miesiąc siadał przy stole wygranego?
-Okej, możemy na to pójść- podałem mu rękę, którą on od razu złapał.
-Dobra pójdę już, nie moja przymierzalnia- zaśmiał się, po czym się obrócił i wyszedł.
Ta godzina minęła przerażająco szybko, i już po chwili wychodziłem ze swoją drużyną na czele, przemówiła do nas Pani Hooch, że ma to być czysta gra, po czym mecz się zaczął już po nie pełnych 20 minutach, Slytherin miał przewagę 10 punktów, lecz niedaleko coś mi migło złotego, jednak blondyn tez musiał to zauważyć, mam przewagę, jestem tak blisko wręcz na wyciągnięcie ręki, do momentu kiedy poczułem mocny ból, który po chwili znów powrócił był to tłuczek, znowu mnie uderzając z taką siłą, że zrzuca mnie z miotły, zamykam oczy lecę na dół już czuje te wszystkie połamane kości kiedy uderzę o ziemie, ale to nie nastało, poczułem mocne szarpnięcie za rękę.
-Rusz się Potter, wraca do cholery- przed moimi oczami był Malfoy trzymający mnie, wsiadłem na jego miotłę, a on skutecznie z perfekcją wymijał tłuczka, ale on się nie poddawał, byliśmy już prawie przy ziemi, znowu poczułem ten ból, i drugi raz czuje, że spadam, ale tym razem nie sam, trzymam mocno Malfoy'a tak, żebym to ja upadł na ziemie, i stało się to z mocnym hukiem, przeszywający ból w klatce piersiowej, tylko to czułem.
-Harry...- szepnął cicho Draco, widziałem znowu ten sam tłuczek, leciał prosto na nas, ostatkami sił i płynącej jeszcze w krwi adrenaliny przewróciłem nas, żebym to ja był na górze, doczekałem się kolejnego uderzenia, ale tuż po nim uciął mi się film.
-Panie Malfoy niech Pan się odsunie!- krzyczała Mcgonagall, a za nią biegli Profesor Snape i Dumbledor, zaraz po jej krzyku koło mojej głowy uderzył tłuczek, już widziałem jak znowu leci, lecz w porę Snape go zniszczył.
-Harry? Harry!!- krzyczałem, był nie przytomny, podbiegli do mnie Pansy i Blaise odciągając mnie od niego, próbowałem się wyrwać, ale bez skutku, potem tylko widziałem, jak zabierają Harry’ego na noszach- Harry...on...
-Już spokojnie...ciiii będzie dobrze- przytulała mnie Pansy, nawet nie wiem kiedy łzy zaczęły spływać mi po policzkach, podnieśli mnie z Blaise’em i pomogli opuścić boisko.
-Skrzydło szpitalne, muszę tam iść- próbowałem się im wyrwać, oni dalej mocno mnie trzymali.
-Draco, spokojnie- Pansy dalej próbowała mnie uspokoić.
-Chodźmy tam, proszę...- przestałem się wyrywać, po prostu stanąłem w miejscu.
Pansy i Blaise spojrzeli się porozumiewawczo na siebie, po czym ruszyliśmy w trójkę do skrzydła szpitalnego, pod drzwiami Pansy powiedzieli, że właśnie leczą Harry’ego i nie możemy wejść, to się nie dzieje naprawdę, zsunąłem się po ścianie, podciągnąłem do siebie kolana, a łzy znowu zaczęły mi spływać po policzkach, poczułem, że ktoś obok mnie siada i przytula, musiała to być Pansy.
-Draco, będzie dobrze, to jest Hogwart, mają tu eliksiry czy zaklęcia na wszystko, uzdrowią go.
-Dlaczego to zrobił...- szepnąłem cicho.
-Nie wiem Draco, może po prostu nie chciał, żeby coś ci się stało?
Siedzieliśmy tam już ponad godzinę, i dalej żadnych wiadomości, wszystko, co chce wiedzieć, jest za zamkniętymi drzwiami.
-Draco, chodźmy do dormitorium, odpoczniesz, jak coś ruszy w sprawie Harry’ego, pewnie ktoś nas powiadomi.
-Nie, nie ruszę się stąd, dopóki nie dowiem się co z nim.
Jak na zawołanie drzwi się otworzyły a w nich stanęła Mcgonagall
-Jeszcze się nie obudził, ale jego stan jest stabilny, pozwolę wejść jednej osobie- powiedziała profesor z powagą, ale w jej oczach było widać skruchę.
-Idź, poczekamy- poganiała go Pansy, a Blaise tylko na niego spojrzał, jego wzrok mówił to samo.
Ociężale wstałem, niby z pewnością siebie, ale tak samo ze strachem ruszyłem do środka skrzydła szpitalnego, reszta łóżek była wolna, czyli na tą chwilę był tam tylko Harry, a nad nim stała Pomfrey z Snape’em, w oddali stał Albus, ruszyłem w stronę łóżka, na którym leżał, profesor Mcgonagall i Dumbledor opuścili pomieszczenie, a do mnie podeszła Pomfrey kładąc rękę na ramieniu.
-Nie ma co się martwić, jeszcze dziś powinien się obudzić.
-Co z nim?
-Cóż ma złamane żebra, to pewnie od uderzeń tłuczka, ale też złamaną nogę, a to już może być, choć by od upadku, będzie musiał tu poleżeć, żeby wszystko się zrosło- uśmiechnęła się słabo do mnie, po czym ruszyła do siebie, zostawiając mnie samego z Severusem
-Nie chce cię do niczego namawiać, ale chcę, żebyś był świadomy, że przyjaźń z Panem Potterem może być dla ciebie i dla niego niebezpieczna, wiesz o tym co by się stało gdyby czarny Pan się dowiedział- powiedział swoim monotonnym głosem, ale nie dla mnie znam go od dziecka i ten głos pokazuje czasem więcej emocji niż czyny.
-Wiem...- spojrzałem na niego smutny, podszedłem do mnie i tak samo jak Poppy położył dłoń na moim ramieniu, po czym opuścił pomieszczenia.
Przyciągnąłem jakieś krzesło, żeby usiąść przy łóżku Pottera, nie wiem ile tam siedziałem, pewnie długo, bo zaczęło się ściemniać, nie raz widziałem Pomfrey, która patrzyła się na mnie, powinna mi kazać już wyjść, ale z jakiegoś powodu nie zrobiła tego, już zacząłem przysypiać, jednak ruchy na łóżku wystarczająco mnie obudziły.
-Cześć- powiedział nie mrawo Potter.
-Cześć- uśmiechnąłem się delikatnie- nie strasz mnie tak więcej Potter.
-Uhuhu czyżby sam Draco Malfoy się o mnie martwił- chciał się zaśmiać, ale zamiast tego skrzywił się z bólu.
- Staraj się nie ruszać, masz złamane żebra, pójdę po Pomfrey- wstałem z krzesła zamiarem pójścia po pielęgniarkę, a po chwili namysłu powiedziałem- i tak cholernie się martwiłem.
Teraz Pomfrey już mnie wyprosiła, bo musiała go przebadać, a że było już dawno po kolacji, ruszyłem prosto do pokoju wspólnego, gdzie jeszcze siedzieli moi przyjaciele.
-Draco! I jak z nim?- zerwała się z kanapy Pansy.
-Okej, ma złamane żebra od uderzeń tłuczka, i nogę prawdopodobnie przez upadek z wysokości, ale obudził się.
-Och to dobrze
-Zabraliśmy ci trochę jedzenia z kolacji, spodziewaliśmy się, że się na niej nie pojawisz- powiedział Blaise, wskazując na jedzenie na stole.
-Dziękuję wam- usiadłem z nimi, zbierając się za jedzenie, dopiero teraz poczułem, że serio byłem głodny.
-A tak z innej strony, nie uważacie, że to wszystko było dziwne?- zapytał się po chwili ciemnoskóry chłopak.
-Co dokładnie?
-No ta sprawa z tłuczkiem, dziwne, że latał tylko za wami.
-Myśląc o tym w ten sposób to tak, było to dziwne- powiedziała Pansy, po czym się zamyśliła- myślicie, że ktoś go zaczarował?
-Na pewno tylko zostaje pytanie kto.
CZYTASZ
Another Side Of Draco Malfoy
FanficZ końcem wakacji Harry wraca do Hogwartu na 7 rok, co niestety przybliża ich tylko do wojny z Voldemortem, sam miał już dość całej tej otoczki złotego chłopca każdy wymagał od niego nie wiadomo jakiego cudu, odizolowywal sie coraz bardziej od swoich...