Część 19

1 0 0
                                    

Uczucia
Emma

Zostawcie gwiazdkę ☆

Przez resztę nocy Sofii spała spokojnie, ja w sumie też po herbacie Diany. Nie zmienia to jednak faktu, że przed snem zdążyłam 5 razy zajrzeć do nowego członka drużyny. Teraz też to robię obserwując jej powolny oddech oraz to jak leży zwinięta w kłębek przytulając się do poduszki. Jej czarne włosy wydają się z początku zlewać z otoczeniem. Za około 10 minut musimy wstawać, ale nie ma serca jej budzić. Nie wiem czemu. Nie jestem w stanie tego wytłumaczyć, ale wydaje się być taka bezbronna wobec świata. W szczególności kiedy udało mi się obudzić ją z koszmaru i płakała w moich ramionach. Mogę przysiąść, że moja bluzka nadal nią pachnie co o dziwo nie przeszkadza mi. Z zamyślenia wyrywa mnie wiercenie się Sofii w łóżku, dlatego postanawiam zostawić ją w spokoju i zająć się śniadaniem.

- Zamiast patrzeć możesz działać.- Zwraca na siebie uwagę Diana. Stoi nonszalancko oparta o blat stołu z szejkiem w ręce.

- Przestań, po prostu sprawdzam czy wszystko z nią w porządku.

- Tak? A oczka ci się błyszczą chyba nie na mój widok.- Drażni się ze mną kiedy zaczynam robić śniadanie.

- A jak mam się zakochać w kimś kogo znam zaledwie kilka dni?- Za nim się zoriętuję już żałuję tego pytania.

- Weź się puknij dwa razy i zakręć trzy.

- Dobra, dobra wiem.- Zatrzymuje ją chcąc się wytłumaczyć. - Wiem, że mam runę Gebo co nie zmienia faktu, że jak na razie w sprawach sercowych idzie mi tragicznie.

- Może dlatego, że Lysandre wybrała ci matka a ty posłusznie się zgodziłaś.- Wypomina mi to mniej oziębłym głosem niż bym się tego spodziewała.

- Nie miałam wybory, z resztą znasz ją.

- Tak... suka z niej. Co nie zmienia faktu, że to twoje życie i ty o nie masz zawalczyć.- Klepie mnie motywująco po ramieniu po czym dodaje. - Ja to dokończę a ty obudź Sofii.- Zgadzam się na to czując dziwne szarpnięcie w sercu, coś jakbym się cieszyła, ale to chyba normalne. Wtedy czuję dość silne pieczenie runy. Masuje placami owe miejsce próbując odgadnąć, która z run mi to robi.

- Gebo.- Mruczę rozpoznając kształt X. Po chwili wszystko się normuje, a ja wchodzę do Sofii. - Czas wstawać.- Mówię stanowczym, ale nie za głośnym głosem.

- Już?- Podnosi się do pozycji siedzącej przecierając oczy.

- Tak, śniadanie za raz będzie gotowe.- Machnięciem dłoni odsłaniam okno przez co Sofii krzywi się na silne światło. - Musimy jeszcze porozmawiać z dyrektor Dowling o twoim... koszmarze.- Oczyszczam głos spoglądając w szare oczy dziewczyny. Dziwne, wyglądają jakby błyszczały mimo iż nie używa magii. Chyba, że to naturalny kolor. To czy mogą stać się jeszcze jaśniejsze? Jak księżyc?

- Spoko, daj mi chwilę za raz przyjdę.- Ziewa dając mi czas abym wyszła. Po pięciu minutach, kiedy ja już kończę śniadanie Sofii wychodzi z pokoju ubrana w czarny golf oraz koszule w kratkę. A jej spodnie są popielate pasujące do owej koszuli.

- Jak się trzymasz?- Pyta się Diana poddając jej talerz z kanapkami.

- Paskudnie.- Wzdycha lekko wpadając we mnie kiedy siada.

- Dlatego idziemy prędzej do sali profesor Miller. Kobiety, która nas rozdzieliła kiedy biliśmy się z bandą Lysandry.- Tłumaczy Diana uzyskując jedynie powolne przytakniecie dziewczyny.

- Co? Ale po co?- Zrywa się nagle podnosząc głowę.

- Aby się nad tobą nie znęcała kiedy dostaniesz odklejki.

- Tak można?- Pyta się po kilku sekundach dziewczyna.

- Tak, my się tym zajmiemy a ty po prostu tam bądź.- Kończę temat chcąc aby dziewczyna skupiła się na jedzeniu. - A spakowałaś się?- Zaprzecza trzymając w ustach kawałek kanapki.

- Zajmę się tym a ty ogarnij Sofii.- Proponuję Lis idąc w stronę pokoju Młodej. Ja postanawiam wykorzystać fakt, że Sofii jej kanapkę i do termosa wlewam jej herbatę z żeń-szenia.

***

Marsz do głównego budynku był dzisiaj bardziej czasochłonny niż zwykle, ale przynajmniej żeńskie powietrze ożywiło Sofii. Teraz jednak ważniejsze jest aby znaleźć profesor Miller. A pierwszym naszym celem jest jej klasa.

- Dobra ja pukam ty mówisz.- Zarządza Diana wskazując na mnie.

- Co?! Ona woli ciebie...- Nie daje mi jednak dokończyć uderzając knykciami o drzwi. Typowa Diana, czemu ja się jeszcze do tego nie przyzwyczaiłam...

- Wejść.- Na komendę otwieram drzwi wchodząc jako pierwsza a za mną Sofii i Diana.

- Dzień dobry.- Witamy się stając w miarę możliwości koło siebie.

- Nie ma jeszcze lekcji.- Zauważa kobieta odsuwając butelkę Burbonu na bok.

- Tak, my w sprawie Sofii.- Spoglądam na młodszą przyjaciółkę zauważając jej zdezorientowanie wymalowane na twarzy na widok alkoholu.

- Aaa, tak. Pana Sofii Wicher.- Kobieta pochyla się w stronę dziewczyny, która z automatu prostuje się. - Dziecko, które pierwszego dnia wylądowało na dywaniku dyrektorki.- Posyła jej słaby uśmiech sprawiając, że mam dziwną ochotę bronić dziewczynę.

- Racja, dlatego jeszcze raz za to przepraszam.- Mówi Sofii nawiązując kontakt wzrokowy z profesor Miller.

- Przynajmniej tyle dobrego z tego, że w końcu ktoś pomógł Madam Rose poukładać książki. Co nie zmienia faktu, że nie za dobrze wyglądasz.- Podchodzi do biurka i bierze łyk napoju ze szklanki.

- Miałam koszmary.

- ,,Koszmary" to delikatnie powiedziane.- Zabiera głos Diana rysując cudzysłów w powietrzu.

- A mówiąc dosłownie?- Profesor Miller siada na skraju biurka kiedy spoglądam razem z Dianą na Sofii.

- To było coś więcej niż tylko koszmar. Jakby... sen oddziaływał na moje ciało.- Dziewczyna podnosi rękawy pokazując zaczerwienienie wokół nadgarstków odsłaniając obtarcia i siniaki takie jakby była związana.

- Hm... Nie wygląda to źle co nie zmienia faktu, że oddziaływanie  przez umysł na ciało jest skomplikowanym procesem. A przede wszystkim trudnym.- Zastyga rytmicznym ruchem mieszając ciecz w szklance.

- Mogła to być Lilith?- Pyta się Sofii robiąc krok w stronę kobiety.

- To zależy czy jej ufasz, czy dopuszczasz ją do siebie?

- Nie, nie robię tego ale była w tym śnie.

- Więc są dwie opcje: wysługuje się kimś albo ktoś inny potrzebuje ciebie. Wszystko jednak sprowadza się do osoby, która oddziałuje na ciebie.- Milknie rzucając mi i Dianie przelotne spojrzenie.

- Więc co mam zrobić?

- Panna Amber ma specjalne świece ochronne, które mogą cię ochronić podczas snu, ale to jedynie leczenie objawów.

- A co jeżeli mamy tu szpiega?- Pyta się Diana podnosząc ręce na wysokość kartki piersiowej.

- Mało prawdopodobne, ale możliwe.- Odpowiadam nawiązując z nią kontakt wzrokowy.

- To jednak nie wasze zadanie.- Przerywa nam kobieta dodając. - Radzę wam lepiej zabezpieczyć pokoje.- Robi pauzę dodając po chwili. - I nie sprowadzać obcych.- Kieruje to do Diany posyłając jej lekki uśmiech na co jedynie krzyżuje ręce. Jak ją znam będzie teraz narzekać na profesor Miller co niestety będę znosić do końca dnia.

Skrwawione Serce Rodowód Krwi Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz