Troska
Dyrektor DowlingWidok wychodzących z klasy uczniów nie powinien mnie dziwić gdyby nie cała spięta Sofi zbierająca ołówki i długopisy z ziemi. Od Reginy słyszałam, że nie jest w dobrym stanie jednak jej brak kontroli nad magia zaczyna być conajmniej niepokojący. Z drugiej strony to są dopiero pierwsze dni w Alfei a poprzednio radziła sobie całkiem dobrze.
- Sofi możesz poczekać chwilę.- Zatrzymuje dziewczynę czując jak swoim strachem i przytłumieniem nieświadomie podniosi poziom swojej energi. Nie było by w tym nic złego gdyby umiała to kontrolować, albo przynajmniej wyczuć, że to co robi jest niebezpieczne.
- Przepraszam za tą sytuację z książkami.- Zaczyna kiedy Panna Erikosn i Amber wychodzą.
- Nie martw się. Nie jestem zła o to.- Posyłam jej uspokajający uśmiech, którego przez stres i zmecznie nie zauważa. - Wszystko w porządku Sofi?- Nachylam się w stronę dziewczyny łapiąc w place jej podbródek aby zobaczyć jej oczy. W nich widzę, wyraźne zmęczonie co umacnia mnie w przekonianiu, że nie powinno być jej w szkole.
- Tak, po prostu miałam ciężką noc.- Tłumaczy przecierając oczy kiedy cofam rękę.
- To nie jest tylko brak snu.- Zauważam, sprawiając, że odwraca ode mnie wzrok zachowując się jakby ściana była ciekawsze ode mnie.
- Poradzę sobie.- Odpowiada w końcu spoglądając na mnie.
- Nie wątpię w to, ale w tym stanie nie możesz uczestniczyć w lekcjach.- Kładę ostrożnie dłoń na jej ramieniu nadal nie wiedząc dlaczego tak bardzo unika pójścia do dormitorium.
- Naprawdę dam radę dyrektor Dowling.- Idzie dalej w zaparte jednak teraz jej głos zaczyna drżeć.
- Boisz się czegoś?- Zadaje sobie sprawę, że brzmi to tak jakbym mówiła do dziecka jednak w tej sytuacji tak jest. W magicznym wymierzę pełnoletność osiąga się w wieku 20 lat. Dlatego Sofi nie odpowiada za siebie w kwestii prawnej w przeciwieństwie do panny Erikson i Amber.
- Profesor Miller powiedziała, że ktoś może mieć na mnie magiczny wpływ dlatego mam te koszmary.- Pociera dłonią swoje ramię wyglądając jakby wstydziła się tego co mówi.
- Myślisz, że ta osoba może być w pobliżu i chce cie skrzywdzić?
- Zabrać do Lilith.- Niezauważalnie wzdrygam się na to imię puszczając ramię Sofi.
- To niezmienia jednak faktu, że musisz odpocząć. Na Twoje koszmary też jest rozwiązanie i z tego co wiem panna Amber zaczna je wdrażać w życie.- Dziewczyna przytakuje biorąc swoje rzeczy kiedy ja zakładam płaszcz i razem idziemy w stronę drzwi.
***
Po przekroczneiu, progu na pierwszy rzut oka nie zauważam niczego podejrzanego. Część talerzy poukładana jest do zlewu kiedy reszta leży na stole. Okna są uchylone aby przewietrzyć pokoje a szachy panny Erikrison leżą na stoliku kawowym w raz z wazonem krwawych róż. Ja jednak idę za Sofi wchodząc do jej pokoju. Tam zmienia się wiele. Przede wszystkim silny zapach świecy ochronnej unosi się w powietrzu drażniąc mój nos a atmosfera wypełniona się negatywną energią. Nie tylko negatywną energią Sofi. Jest coś jeszcze, pojedyncze iskierki magi, które wydają się być znajome.
- Coś pani wyczuła...?
- Profesor Miller się nie myliła.- Spoglądam na dziewczynę, która miękko stoi na nogach. Mimo to uważnie obserwuje otocznie nie dając sobie chwili wytchnienia.
- Dlaczego ciagle musze mieć pecha?- Wzdycha z frustacji siadając na łóżku.
- Nie wiem, ale przykro mi z tego powodu.- Zajmuję miejsce u jej boku nie mówiąc nic więcej. Teraz jedynie czego potrzebuje to odpoczynku i spokoju. Te dwie rzeczy jako jej nauczyciel muszę jej zapewnić.
- Dyrektor Dowling?
- Tak?- Przyglądam się dziewczynie zauważając jak bawi się placami splecionymi na kolanach.
- Dziękuje pani za odprowadzenie mnie.- Rozluźnia się posyłając mi smutny uśmiech. Nie to chciała powiedzieć, ale teraz nie mam sumienia jej tym męczyć.
- Nie ma za co. Przyjdę później zobaczyć czy wszystko z tobą w porządku.
- Tak, jasne.- Dziewczyna przytakuje wpatrując się we mnie niepewnie. - Nie wychodzi pani?
- Nie. Muszę mieć pewność, że zaśniesz.- Tłumaczę wyłapując zdziwnie w jej oczach.
- Nie ma takiej potrzeby.- Śmieje się zdziwiona, a raczej zaniepokojona tym faktem.
- Sofi to mój obowiązek. Nauczyciele muszą wspierać swoich uczniów, tym bardziej kiedy są w twojej sytuacji.
- Tylko, że ja nie zasnę przy pani.- Odpowiada ze spuszczonym wzorkiem, po czym poprawia się mówiąc. - Nie umiem zasypiać przy... nikim innym niż Natali i Gabierlu.- Dobiero ostrożnie słowa nie chcąc mnie obrazić.
- Rozumiem. Jednak jeżeli chcesz mogę ci pomóc zasnąć.
- Jak?
- Istnieje proste zaklęcie snu. Nie jest ono szkodliwe, przeciwnie często matki stosują je na dzieciach aby pomóc im zasnąć.- Na słowo ,,matka" dziewczyna smutnieje kładąc się na łóżku z kilkoma łzami w oczach. - Sofi płaczesz?
- Nie.- Odpowiada krótko.
- Masz łzy w oczach.
- Tak, mam kiedy jestem zmęczona.- Kłamię wierzechiem dłoni wycierając łzy. - Możemy zaczynać?- Odwraca głowę w stronę ściany.
- Tak, możemy zaczynać. Usiądź i się rozluźnij.- Proszę siadając na tyle blisko dziewczyny aby w razie potrzeby móc ją złapać kiedy zaśnie. Ostrożnie chwytam nadgarstek dziewczyny i kładę sobie na dalsze ramię. Sama łapie za lewe ramię dziewczyny opierając rękę o jej plecy. Drugą dłoń kładę na skroni Sofi nucąc pieśni Elfarysjksie. Pieśni kojące serca zarówno żołnierzy jak i dzieci.
- Co to za pieśń?- Spogląda na mnie z zakłopotaniem.
- Elfarysjka pieśń Smutku i Radości.- Odpowiadam krótko kontynuując. Robię to aż ciało Sofi w stó procenatch oprze się o mnie a oczy zamkną. Ostrożnie kładę podopieczną uważając na jej głowę oraz wpatruje się w owoce mojej pracy. Od wieków nie śpiewałam tej ani nawet podobnej pieśni, ale wygląda na to, że nie wyszłam zprawy. Na koniec szybkim ruchem nadgarstka i za pomocą magi zdejmuje z niej bluzę, którą składam na jej biurko. Teraz mam pewność, że przez kilka następnych godzin będzie spała jak zabita. Wbrew pozorą nie jest to najlepsza opcja, ale w magi nie ma pół środków. Zaklęcie może być rzucone albo nie. A każda magia ma swoją cenę. Tak jak w tyn przypadku ceną tego zaklęcia jest silny sen Sofii.
CZYTASZ
Skrwawione Serce Rodowód Krwi
FantasySofi Wicher to 17 letnia dziewczyna pozostawiona przez rodziców. Jej życie na pozór może wyglądać zwyczajnie, przeciętnie jednka skrywa w sobie tajemnice...