Część 30

1 0 0
                                    

Kwiaty rodziny
Sofii Wicher

Razem z kobietą czekamy aż wszyscy wyjdą a ja nie wiem czego mam się spodziewać. Czerwone oczy, które jeszcze kilka minut temu kojarzyły mi się z czymś ciepłym, miłym teraz bacznie obserwują każdy mój ruch. Jej złoty szpon na palcu przesuwa się zgrabnie po materiale sukni kiedy wstaje oraz skinieniem głowy daje znać abym poszła za nią. Robię to mimo iż nie czuje się  nie pewnie w towarzystwie tej kobiety, tak samo jak nie czuje się pewnie u boku Lilith. Razem idziemy na dwór idąc wąską ścieżką na tyły domu. Zimne powietrze drażni mój nos wywołując ból a krew gotująca się w moich żyłach wydaje się stygnąć. Będąc na miejsce moim oczom ukazuje się sporych rozmiarów ogród. Otoczony wysokimi żywopłotami i kilkoma drzewami. Dzikie latorośle pną się po drewnianych belkach podpierających daszek altany, do której wchodzimy. Jest ona mała i skromna, z dwoma krzesłami oraz stolikiem.

- Usiądź.- Nakazuje kobieta wskazując mi na krzesło ustawione przodem do ogrodu. Bez słowa sprzeciwu zajmuje wskazane mi miejsce czując jeszcze większe zimno kiedy dotykam stalowego krzesła. Para wydobywa się z moich ust a szybki, i nie równy oddech przypomina mi o obowiązku noszenia kurki w takie wieczory. - Widzisz ten ogród?- Pyta się stając koło mnie.

- Tak, pani.

- A mój dom, jak ci się podoba?

- Jest piękny i duży.- Odpowiadam z nadzieją, że ta odpowiedź usatysfakcjonuje ją, jednak wzdychnięcie kobiety wyprowadza mnie z błędu.

- Powiedz mi więcej, co ci przypomina?

- Ma dużo pomieszczeń, korytarzy w których można się zgubić. Odpowiednie strefy są bardzo dobrze odseparowane od siebie i przypomina... zamek.- Podnoszę głowę widząc uśmiech na twarzy kobiety.

- Zamek, przed laty był nim. Należał Rozalin zwanej Kwiatem Elfarii, która dostała go w spadku od jej ojca, a jej ojciec od swojego i tak dalej. Ten dom był siedzibą rodu Eriksonów, mojego rodu. Dbaliśmy o niego i z największą roztropnością dobieraliśmy swoich mężów i żony aby nasi potomkowie byli najlepsi. A teraz moja córka przyprowadza do domu ciebie, obcą.- Dotyka mojego policzka zauważając jak bardzo trzęsę się z zimna. - Obce nasienie, które trafiło na ziemię, na której wznosi się ród Eriksonów. Możesz być chwasten, kwiatem, pnączem, drzewem.- Głaszczę mnie zewnętrzną częścią dłoni zniżając się na wysokość moich oczu. - Ja i moja rodzina jesteśmy kwiatami, rozkoszą dla oczy i tym czego pragną wszyscy. Ale mamy też kolce, ostre i umiemy się nimi bronić.- Przybliża usta do mojego ucha mówiąc. - Przed takimi jak ty.

- Jak ja? Nie rozumiem.

- Nikt nie wie kim jesteś, ludzie rozwiewają wokół ciebie plotki, które są niczym mgła kryjące twoje oblicze.

- Są ciekawi mnie a ciekawość to pragnienie.- Uśmiecham się widząc, że spodobały jej się te słowa. Jej wzrok z mojej twarzy przynosi się na ogród dając mi do zrozumienia, że mam podążyć za nią w tym kierunku. Sam ogród napawa mnie większym przerażeniem niż cały ten dom. Z resztą samo to miejsce wydaje się być bardziej odstraszające niż przyciągające. Gęste krzaki, co prawda równo przycięte wydają się osaczać mnie z każdej strony. Z sercem w gardle podążam za kobietą aż dochodzimy do serca ogrodu. Wysokiej fontanny tryskającej... czerwoną cieczą. Zatrzymuje się w połowie drogi czując charakterystyczny zapach krwi unoszący się w powietrzu. Czerwień zachodzącego słońca i krwi płynącej marmurowej fontanny wydają się być takie same jednak tylko jedno z nich mnie przeraża.

Skrwawione Serce Rodowód Krwi Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz