Rozdział 7

149 8 1
                                    

Szłam przez pogrążony w ciemności park, trzymając za rękę mojego byłego.

Latarnie rozświetlały nam drogę, przedzierając się żółtawym światłem przez sieć gałęzi. Niektóre z nich połamał jesienny wiatr, a gdy przypadkowo zgniotłam je pod podeszwą buta, głuchą ciszę przerywało krótkie chrupnięcie pokrytego wilgocią drewna.

Zadarłam głowę i spojrzałam na rozświetlone blaskiem gwiazd niebo. Zamknęłam oczy, gdy zimny powiew powietrza uderzył moje rozgrzane policzki.

Wiele rzeczy w moim życiu było niestałych. Ludzie opuszczali mnie jak własna rodzina, która nie potrafiła zrozumieć, że pragnęłam podążać własną ścieżką. Innych z kolei to ja opuszczałam, jak wtedy, gdy zerwałam z Dylanem, ale nocne niebo... Ono zawsze pozostawało takie samo, a gwiazdy, którym zwierzałam się ze swoich sekretów, zawsze pozostawały tam, wysoko zawieszone w przestrzeni ponad moją głową i odpowiadały mi, migocząc jasnym blaskiem.

Szum kolorowych liści sprawił, że otworzyłam lewą powiekę.

Dylan ścisnął mocniej moją dłoń i wyszczerzył się do mnie. Nie tylko mnie podobało się to, co między nami zaszło. Nasza bliskość i jemu sprawiła przyjemność. Odwzajemniłam jego uśmiech.

— Powinniśmy porozmawiać o tym, co się stało — przemówił głębokim głosem.

Pokręciłam przecząco głową jak mała dziewczynka.

Prawą rękę włożyłam w głąb kieszeni w moim płaszczu. Na ślepo wymacałam kilka monet, które obracałam w palcach.

— Nie, proszę...

— Prędzej, czy później musimy o tym pomówić.

— Tak, ale... — Zerknęłam na nasze splecione dłonie. — Nie chcę tego niszczyć.

— Kate... — wypowiedział moje imię tak aksamitnym głosem, że serce zaszeleściło mi mocno w piersi.

Obawiałam się rozmowy o przyszłości. Wizja tego, że znów mogłabym go stracić, była zbyt przytłaczająca. Wolałam już na zawsze trzymać go za dłoń, która rozgrzewała mnie mocniej niż herbata z miodem w zimowy poranek.

Nie potrafiłam po raz kolejny zdusić w zarodku głębokich uczuć, które do niego żywiłam. A skoro nie mogłam o nim zapomnieć, zamierzałam o nas zawalczyć. Jeszcze ten jeden raz.

— Myślisz, że jest dla nas jakaś szansa?

Założył pasmo moich włosów za ucho.

— Gdybym tak nie myślał, nie byłoby mnie przy tobie.

— Och, ja wcale cię nie potrzebuję. — Strąciłam jego rękę i zadarłam wysoko czoło. — Świetnie radzę sobie sama.

— Czyżby? — zadrwił. Obróciłam się na pięcie i ruszyłam w kierunku najbliższej ławki. Sprawnie się na nią wdrapałam i położyłam jedną z nóg na oparciu. — Co ty wyprawiasz?

Przyłożyłam ręce do ust i krzyknęłam jak do mikrofonu.

— Dobry wieczór St. Mary! Jak się bawicie? — Przyłożyłam rękę do ucha. — Nie słyszę was! — Dylan zachichotał. — Zapraszam was na koncert Kate Ross. No dalej, podejdźcie bliżej. — Wsadził ręce do kieszeni, ale podszedł bliżej ławki.

— Więc co mi zaśpiewasz?

— Zaraz zobaczysz. Wyciągnij telefon i włącz latarkę.

— Po co?

— Bo jesteś na koncercie — powiedziałam, jakby to była najbardziej oczywista rzecz.

Spełnił moją prośbę. Złapałam za jego telefon i dwa razy energicznie poruszyłam nim w powietrzu, aż oślepił mnie błysk flesza. Sama również wyciągnęłam smartfon z tylnej kieszeni spodni. Przyłożyłam go do ust, udając, że to mikrofon.

DARK FLAMES [TRYLOGIA FLAMES] +16Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz