Rozdział 10

86 7 16
                                    

Znów stałam się bogata.

Gdy tatuś dawał mi kieszonkowe miałam więcej pieniędzy, ale odczuwałam satysfakcję na myśl, że gotówka, którą trzymałam w torebce, była wynikiem mojej ciężkiej pracy.

Każdy mój dzień zaczynał się tak samo. Wstawałam już o świcie, aby pojechać do centrum i zrobić zakupy, z których później przygotowałam śniadanie dla Wayne'a. Chociaż nie należało to do moich obowiązków, czasami częstowałam nim jego ochroniarzy, którzy zaczęli spoglądać na mnie przychylniejszym okiem.

W drodze na kampus omawiałam z Wayne'm jego plan dnia. Czasami ukrywał przede mną niektóre spotkania, które musiałam w ostatniej chwili wcisnąć w jego grafik.

Po przyjeździe na kampus nasze drogi się rozchodziły. Zupełnie jakbyśmy byli dla siebie obcy. On wybierał się... Gdziekolwiek zmierzał, bo rzadko zjawiał się na zajęciach, a ja dbałam o to, aby w przypadku niezapowiedzianych kolokwiów podpisać go na kartce.

Gdy Wayne nie bawił się w mafię, popołudnia spędzaliśmy razem, ale to było raczej rzadkością. Współpracowałam wtedy z jego księgowym, porządkując zagraniczne faktury, które wydały mi się podejrzane, ale nie pisnęłam nawet słowem, bo wszystkie były wystawione na imię jego ojca.

Tego popołudnia Wayne dał mi wolne, bo wpadł na nowy trop w sprawie zaginięcia swojego ojca. Postanowiłam wykorzystać ten czas, na coś, co kręciło mnie najbardziej.

Na zakupach.

Podałam Melody kolejną bluzkę z koronką, ale jej ręce były zajęte przez torby z zakupami, dlatego przyłożyłam wieszak do jej szyi.

— Wiedziałam, że beż to totalnie twój kolor. — Zgarnęłam wieszak pod ramię i zaczęłam dalej przechadzać się po sklepie w poszukiwaniu nowych perełek, które mogłyby wypełnić moją szafę.

Wzięłam sobie za cel, aby wprowadzić zmiany także w szafie Melody, bo golfy, które nosiła aż po szyję, w ogóle nie pasowały do jej włosów, które ledwo sięgały ramion. Wyglądała jak bibliotekarka, a była przecież w swoich latach dwudziestych.

Zrobienie jej metamorfozy było czystą przyjemnością, bo w ubraniach, które jej wybrałam wyglądała bosko.

— Dzięki, ale czy my trochę nie przesadziłyśmy z tymi zakupami?

Przełożyłam wieszak z bluzą z kapturem. Melody miała ich całą masę i nie potrzebowała kolejnego, który zapełniałby miejsce.

— Daj spokój. To dopiero rozgrzewka.

— Rozgrzewka? — Rozwarła usta.

Gdy udałyśmy się do przymierzalni, okazało się, że beżowa bluzka leżała na niej jak ulał. W połączeniu ze srebrnym naszyjnikiem i skórzanymi spodenkami, wyglądała odlotowo.

Sama również skusiłam się na przymierzenie kilku ubrań. Gdy podeszłyśmy do kasy, nalegałam, bym to ja opłaciła nasze wspólne zakupy. To z mojego powodu Melody wyszła z akademika, więc uznałam, że będzie to miły prezent, jeśli kupię jej tę bluzkę.

Gdy ekspedientka zapakowała nasze zakupy, wyciągnęłam z torebki pokaźny plik gotówki. Położyłam banknot na ladzie, a kasjerka wystukała paragon. Gdy wydała mi resztę, wrzuciłam drobne do torebki.

— Skąd masz tyle pieniędzy? — zapytała Melody, gdy odeszłyśmy od kasy.

— Dostałam pierwszą wypłatę — odparłam z uśmiechem. Dzięki pracy dla Wayne'a było stać mnie na wszystkie moje zachcianki.

— To musiała być całkiem pokaźna suma.

— Nie ukrywam, że tak. — Założyłam okulary przeciwsłoneczne na nos.

DARK FLAMES [TRYLOGIA FLAMES] +16Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz