Przeźroczyste drzwi rozsunęły się i wpuściły nas do środka razem ze świetlistymi promieniami słońca. Zamykając się za naszymi plecami, odcięły nas od rzeczywistości, do której przywykłyśmy. Ucichły też wszelkie dźwięki hałasującej ulicy. Szarawe ściany hospicjum i jasne światło wydobywające się z sufity postawiło dęba wszystkie włoski na moim ramieniu.
Sage pracowała w tym miejscu przez prawie cały semestr. Nieskalane dotąd pracą delikatne ręce Sage postanowiły pomóc Jasonowi. Nawet jeśli dziewczyna zarabiała niewielką stawkę, to wciąż każda jej pomoc miała ogromne znaczenie dla kogoś, kto próbował odbić się od dna.
Woń medykamentów przyprawiała mnie o ból brzucha. To miejsce wywoływało we mnie dziwne uczucie. Blask jarzeniowej lampy, który odbijał się na posadce, odsłaniał każdą plamę, a raczej ich brak. Placówka lśniła czystością. Za gablotami wisiały plakaty nakłaniające do zdrowego trybu, co wydawało mi się absurdalne ze względu na fakt, że większość dzieciaków znajdujących się w tym ośrodku prawdopodobnie nigdy nawet nie była na siłowni.
Krzesła w poczekalni zajmowali dorośli i ich pociechy. Ziemiste i pozbawione życia twarze wpatrywały się tępo w podłogę. Twarze mężczyzn zapuszczone były kilkutygodniowymi zarostami. Zaniedbane kobiety, które nie miały na sobie ani grama makijażu, ściskały na kolanach swoje pociechy, opierając się o ich głowy. Chociaż to miejsce pełne było dzieci, na próżno było szukać wesołych i pełnych radości uśmiechów.
Mijająca nas dziewczynka z metalowym wieszakiem, na którym wisiała kroplówka, zmierzyła nas wzrokiem, jakbyśmy były intruzami. Krople skapywały przez przeźroczyste rurki wprost do plastikowego wenflonu.
Narzekanie na ból głowy spowodowany kacem wydawało mi się co najmniej nie na miejscu. Cierpienie tych dzieci było druzgoczące tak bardzo, że moje małe problemy przestały mieć jakiekolwiek znaczenie.
— Nie znoszę takich miejsc — wybąkała naburmuszona Lia.
— To ośrodek dla nieuleczalnie chorych dzieci. Czego się spodziewałaś?
— Sage opisała to miejsce w swoim pamiętniku jako tętniące życiem i pełne nieokrytych barw. Czuję się trochę oszukana.
Niechętnie musiałam przyznać jej rację. Zapiski Sage przedstawiły to miejsce jak oazę pełną szczęśliwości, ale rozglądając się po szarawych korytarzach, trudno było znaleźć coś, co nie wydawałoby mi się przygnębiające.
— Czy twój ojciec nie jest przypadkiem lekarzem? — Nie szczędziłam sobie uszczypliwości w kierunku blondynki.
— Owszem, ale nie odwiedzam go w pracy.
— Tam jest recepcja. — Melody szturchnęła mnie w ramię i wskazała na plastikową tabliczkę, znajdującą się na końcu korytarza.
Podeszłyśmy do kobiety siedzącej za biurkiem. Lia oparła się łokciem o drewnianą ladę. Ze znużeniem spoglądała w kierunku teczek mieszczących się za plecami kobiety. Spojrzałam na nią z oburzeniem, ale dziewczyna nic sobie z tego nie zrobiła.
— Dzień dobry. W czym mogę panią pomóc?
— Dzień dobry. — Uśmiechnęłam się do niej uprzejmie. Tylko w taki sposób mogłyśmy uzyskać więcej informacji o Sage. Nie byłyśmy z jej rodziny, chociaż Lia uważała się za jej nieoficjalną siostrę, ale prawo w naszym kraju nie zgadzało się z nią w tej kwestii — Nasza koleżanka pracowała w tym ośrodku, ale niedawno zmarła. Szukamy doktora, dla którego pracowała jako jego asystentka.
— Jak się nazywała?
— Sage Cooper.
Kobieta się uśmiechnęła.
![](https://img.wattpad.com/cover/351291727-288-k476686.jpg)
CZYTASZ
DARK FLAMES [TRYLOGIA FLAMES] +16
RomanceCzy można pożądać złoczyńcy? A pragnąć mordercy? Na uroczym kampusie ginie jedna ze studentek. Kate, jej współlokatorka nie lubi zmarłej Sage, bo dziewczyna często spędzała czas z jej byłym. Sage była też powodem rozstania pary. Kate odnajduje jej p...