Rozdział 6

69 5 12
                                    

Limuzyna z przyciemnionymi szybami mknęła ulicami miasta.

Siedziałam w milczeniu, patrząc się w szybę. Wayne przesadził, podmieniając moją pracę i byłam na niego obrażona za to, co zrobił.

Myślałam, że ukarzę go nie odzywając się do niego, ale jemu najwyraźniej taki układ odpowiadał, bo przez całą drogę rozmawiał przez telefon, nawet nie obdarzając mnie krótkim spojrzeniem.

Nie wiedziałam, czym konkretnie zajmowała się jego rodzina. Po krótkich rozmowach telefonicznych, które prowadził, nie dowiedziałam się niczego nowego. Burczał do telefonu, wymrukując krótkie odpowiedzi.

Gdy w końcu rozłączył się, nie mogłam dłużej znieść jego ignorancji.

— Nie mogę uwierzyć, że zamieniłeś nasze kolokwia. To nie sprawiedliwe!

— Życie nie jest sprawiedliwe, ślicznotko. — Schował telefon do wewnętrznej kieszeni marynarki. Co z niego za student, który przychodził na wykłady w garniturze? Uważał się za ważniaka i jak na razie świetnie odgrywał swoją rolę.

— Przez ciebie obleje ten przedmiot.

Przedstawienie, które wyrządziłam podczas wykładu nie mogło pozostać bez konsekwencji. Gdy profesor podpisał pustą kartkę moim imieniem, zrozumiałam, że na dobre zapadłam mu w pamięć, a to oznaczało, że przede mną trudna droga do zaliczenia przedmiotu.

Wayne wygodnie oparł się o oparcie i przejechał palcami idealnie ułożone włosy.

— Pracujesz dla mnie, więc od dzisiaj będziesz pisać za mnie wszystkie egzaminy. Oczywiście jeśli chcesz, możesz pisać je również za siebie, ale musisz wyrobić się w czasie.

Gwałtownie zamrugałam.

— Chcesz, żebym pisała dwa egzaminy w czasie jednego? — Tego było już za wiele. Nawet Melody, która była najmądrzejszą osobą, jaką znałam, nie byłaby w stanie napisać dwóch prac w wyznaczonym czasie.

Coraz bardziej działał mi na nerwy, ale sama się na to pisałam. Zagryzłam zęby, obiecując sobie, że wytrzymam w jego towarzystwie do końca miesiąca, a gdy dostanę już pieniądze, zatrudnię się w innej pracy, która będzie trudniejsza fizycznie, ale nie pogrzebie wszystkich moich marzeń i pracy, jaką wkładałam w studia.

Włoch nie przejmował się niczym. W nosie miał zajęcia i dziwiłam się, że jeszcze się na nich zjawiał.

— A co jeśli ktoś nas przyłapie?

— Weźmiesz winę na siebie.

— Oczywiście — palnęłam i odwróciłam się w stronę okna.

Gdy wjechaliśmy do centrum miasta, samochód nagle się zatrzymał. Dwójka ochroniarzy wyskoczyła z wozu, aby otworzyć nam drzwi.

— Jesteśmy na miejscu — odpowiedział, zanim wysiadł z samochodu.

Gdy wyjrzałam zza szyby, zaprało mi dech w piersi. Znałam to miejsce. Każdy w mieście je znał. Znajdowaliśmy się przed najdroższym hotelem w całym stanie.

Wysiadłam i przyłożyłam rękę do czoła. Szklany budynek piął się wysoko w górę, zlewając się z niebem pokrytym mlecznymi obłokami.

— Tutaj mieszkasz? Ten wieżowiec prawie sięga nieba!

Wayne wsunął na nos przeciwsłoneczne okulary.

— Raczej nie, bo na dachu ma lądowisko helikoptera.

— Masz własny helikopter?

Jego prawy kącik ledwo uniósł się ku górze.

— Może.

DARK FLAMES [TRYLOGIA FLAMES] +16Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz