Rozdział 4

72 6 12
                                    

Powrót Jacobsa nie rozwiązał wszystkich moich problemów. Wciąż pozostawałam biedna, a ojciec nadal nie odblokował mojej karty.

Dzwoniłam do niego kilka razy dziennie, ale przestał odbierać moje połączenia. Ignorował mnie, bo wiedział, że chciałam pieniędzy, ale on upierał się przy swoim.

Dlatego postanowiłam zadzwonić do matki, ale nawet udawany płacz nie zmiękczył jej serca. Wyjaśniła, że ojciec zabronił jej przelewać mi choćby centa. W przeciwnym wypadku zagroził, że również i ją pozbawi środków do życia.

Byłam więc zdana tylko na siebie.

Z małą pomocą Kate udało mi się dostać zatrudnienie w jej kawiarni. Zjawiłam się na dzień próbny, ale szybko okazało się, że praca w kawiarni była o wiele trudniejsza, niż sądziłam. To było moje drugie podejście do tego miejsca. Tym razem Dylan nie przyszedł mi z pomocą i nie wyręczył mnie w moich zadaniach, więc sama musiałam zająć się obsługą klientów.

— Miałaś zanieść to do stolika numer cztery, a nie dwa. — Kate widząc, że sobie nie radzę, przeprosiła klientów za mój błąd i podała im właściwe zamówienie.

— Przepraszam, Kate. To zbyt wiele informacji.

— Daj mi to. Ja to zrobię. — Wyrwała mi z rąk dwie szklanki z mrożoną kawą.

Usiadłam na krześle przy ladzie. Ledwo opuściłam łokcie na blat, gdy Trisha postawiła przede mną trzy szklane kubki i dwa talerze z ciastem czekoladowym.

— To dla stolika numer osiem.

— Ale przecież nawet nie zdążyłam odsapnąć.

Posłała mi karcące spojrzenie.

— Masz pracować, a nie odpoczywać. Ruszaj się.

— Już idę. — Podniosłam się z przeciągłym jękiem. Wzięłam wszystko na dwie tacki i zaczęłam kierować się w stronę wyznaczonego stolika, gdzie czekała już na mnie rodzina, czekająca na swoje zamówienie. — Państwa zamówienie... — Poślizgnęłam się na posadce i upadłam na podłogę. Gdy szklanki wzbiły się w powietrze, wydałam z siebie cichy jęk. — Och nie!

Zasłoniłam się dłońmi i zacisnęłam oczy. Poczułam jak ciasto wylądowało na moich włosach, a mrożona kawa poplamiła mój fartuszek. Szklanki roztrzaskały się o posadzkę, rozsypując kawałki szkła po całej kawiarni.

— Lio, nic ci nie jest? — Kate złapała mnie za ramiona i pomogła mi wstać. Wtedy poczułam iskierkę bólu na dłoni.

— Chyba się skaleczyłam. — Z grymasem wyciągnęłam odłamek szkła, który wszedł w moją skórę.

— Idź na zaplecze. Posprzątam za ciebie.

Wyciągnęłam z włosów kawałek ciasta i ze złością cisnęłam go na ziemię. Gdy przechodziłam przez kuchnię, kilka osób zaśmiało się za moimi plecami, przyglądając się pobrudzonym ubraniom.

Miałam serdecznie dość tego miejsca.

Weszłam na zaplecze i ściągnęłam fartuszek, przewieszając go przez głowę. Rzuciłam go ze złością na worki pełne ziaren kawy.

Krew ściekająca pomiędzy palcami, przyprawiła mnie o szybsze bicie serca. Jej kolor i zapach za bardzo przypominały mi wydarzenia, z feralnego wieczora z udziałem profesora Jacobsa. Potrząsnęłam głową, aby odgonić nieprzyjemne myśli.

Zaczęłam rozglądać się za apteczką. Wyciągnęłam z niej wacik i wodę utlenioną, którą nasączyłam kawałek waty. Przyłożyłam wacik do draśniętej dłoni. Zacisnęłam zęby, czując ostre pieczenie.

DARK FLAMES [TRYLOGIA FLAMES] +16Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz