rozdział 22 - cierpliwość

1K 32 14
                                    

Reno, Nevada
4 lata wcześniej...

Krążyła po szpitalnym korytarzu. Stawiała bezcelowe kroki, jakby miały przyspieszyć upływ czasu. Próbowała uspokoić swój oddech, jednak każda próba kończyła się porażką.

— Gdzie ona jest? — Dobiegł ją znajomy, żeński głos. — Gdzie jest Adi?

Ciemnowłosa dziewczyna zacisnęła swoje ręce w pięści. Chciała w ten sposób zatrzymać ich drganie. W końcu odwróciła się w stronę dobiegających rozmów. Nie minęła sekunda, kiedy w jej ramionach znalazła się nieco niższa blondynka. Dziewczyna oplotła swoje dłonie wokół jej szyi i ścisnęła najmocniej jak potrafiła.

I w tym momencie Adeline poczuła, że się rozpada.

Przestała się powstrzymywać. Wypuściła wszystkie emocje, które się w niej kotłowały. Poczuła pieczenie powiek, a po upływie paru sekund, jej policzki zalały łzy. Czuła, że wpada w ciemną otchłań, z której nie odnajdzie już powrotu.

Jednak Mei Watson była promieniem nadziei, który wciąż utrzymywał ją w lepszym miejscu na świecie.

Blondynka chwyciła dłoń swojej przyjaciółki i mocno ją ścisnęła. Drugą ręka otarła łzy z jej twarzy i spojrzała prosto w jej oczy. Patrzyła na te szare tęczówki, które po raz ostatni zatętniły życiem.

Cierpliwość. — Przerwała ciszę młoda Watson. — Zobaczysz, wszystko się ułoży.

Adeline wzięła głęboki wdech. Czuła ogromny ścisk w klatce piersiowej, który nie ustawał. Była zmęczona. Chciała, aby ten koszmar wreszcie się skończył.

— A co jeśli nie? — Wyszeptała. W jej oczach ponownie pojawiły się łzy. — Co jeśli on zniknie?

— Nawet o tym nie myśl. — Powiedziała natychmiast. Nie dopuszczała do siebie takiej myśli. Ponownie objęła swoją przyjaciółkę.

Po kilku minutach oderwały się od siebie. Udały się w stronę znajomej grupy ludzi, którzy również siedzieli na korytarzu. Adeline poczuła ukłucie w swoim sercu, kiedy zauważyła Vivian Watson, obejmującą jej rodziców. Każde z nich wydawało się rozbite. Czuli się bezradni, w końcu nie mogli za wiele zrobić, aby pomóc.

Tej nocy ściany szpitalu w Reno usłyszały więcej szczerych modlitw, niż jakikolwiek kościół na tej kuli ziemskiej.

— Adeline... — Powiedziała czułym głosem starsza Watson. Niemal od razu podbiegła do dziewczyny i zamknęła ją w szczelnym uścisku. Rey od zawsze była dla niej jak druga córka i widok cierpienia na twarzy czternastolatki łamał jej serce na małe kawałki. — Jesteś silna tak samo jak on. Wiesz o tym.

Dziewczyna próbowała się odezwać. Była wdzięczna za wsparcie ze strony Mei i Vivian, jednak nie potrafiła tego okazać. Czuła się zablokowana. Ścisk w jej gardle nie pozwolił jej wydusić z siebie ani jednego słowa.

Spojrzała odruchowo na swoją przyjaciółkę, która stała zaraz po jej prawej stronie. Nie odezwała się słowem, a ta szybko ją objęła.

W ich przyjaźni nie były potrzebne żadne słowa.

Po chwili postanowiła się przyjrzeć swoim rodzicom. Shane obejmował szczelnie swoją żonę ramieniem. Wyglądali, jakby życie opuściło ich duszę. Nie wierzyli w to, co ma właśnie miejsce i modlili się o jak najlepsze wyjście z całej sytuacji.

— Mei ja... — Wydusiła z siebie. Próbowała dokończyć to, co miała na myśli, jednak nie była w stanie. W jej umyśle panowała niszcząca burza, która nie miała zamiaru zniknąć.

PRETTY POISON [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz