rozdział 2 - hipokryzja

7.2K 177 189
                                    

Noc była tą porą dnia, kiedy wszystkie emocje wychodziły na jaw. Ciemność, która otaczała wszystko wokół, w pewien niewyjaśniony sposób wybijała całą jasność, która tkwiła zakorzeniona gdzieś głęboko w jej duszy. Czuła się komfortowo w mroku nocy, bo maskował cały ból, który w sobie nosiła. Często o tej porze rozmyślała o egzystencji i końcu, bo zdawała sobie sprawę z tego, że życie jest sztuką śmierci.

I tak też było tej nocy. Adeline siedziała na dachu, zupełnie tak jak robiła to codziennie, odkąd powróciła do miasta. Wypatrywała swojej gwiazdy, mając w głowie wszystkie myśli, które przytłaczały ją na co dzień. Gwiazdy były jej ucieczką od rzeczywistości. Były tak jasne, czyste i skupiały na sobie całą uwagę, były zupełnym przeciwieństwem tego, co uważała o sobie Rey.

Spojrzała na zegarek na swojej dłoni, zauważała, że dochodziła godzina dwudziesta trzecia. Wiedziała, że powinna już wracać do swojego łóżka, ponieważ następnego dnia musiała być w szkole, jednak nie potrafiła zasnąć. Godzinę wcześniej próbowała to zrobić, jednak w jej głowie ciągle tkwił ten jeden, powtarzający się od dwóch lat koszmar. Z miesiąca na miesiąc, pojawiał się coraz rzadziej, a po półtora roku nie nawiedzał już jej wcale, jednak wszystko wróciło po powrocie do Reno. Tej nocy miała go po raz pierwszy od pół roku. Kiedyś, nie potrafiła funkcjonować przez tą ciągle nawracającą wizję w jej popieprzonej głowie, teraz czuła jedynie przyzwyczajenie i ogromny ból połączony z tęsknotą.

Wpatrywała się martwo w budynek naprzeciwko, wypalając już drugiego papierosa. Zawsze je paliła, kiedy koszmar wybudzał ją ze snu. Nikotyna dostająca się do jej organizmu, niezwykle ją koiła, dlatego też popadła w ten okropny nałóg mając zaledwie szesnaście lat. Właśnie wtedy wraz z papierosem w dłoni, zaczynała krok po kroku wypalać tę dobrą część siebie. Kiedy po raz ostatni zaciągnęła się używką, a jej końcówka wystrzeliła z jej palców, lądując gdzieś na chodniku przed jej domem, wpadła na iście głupi pomysł. Spojrzała na sypialnie w ceglanym domu, który tak doskonale znała i zauważając, że światło w środku się pali, zapragnęła ją zobaczyć. Za wiele nie myśląc, chwyciła się rynny, która prowadziła na sam dół jej ogrodu i zeszła po niej dosyć niezdarnie.

Kiedy wylądowała na miękkiej trawie swojego ogrodu, wyszła na drogę i tak po prostu stała na środku pustej ulicy o dwudziestej trzeciej dwadzieścia sześć, skanując wzrokiem budynek przed nią.

Chciała z nią porozmawiać, zapytać, czy ma jej za złe całą jej nieobecność. Jednak coś w środku nieustannie ją przed tym powstrzymywało. W jej głowie ciągle obijały się słowa jej ojca sprzed tygodnia.

Jak myślisz, tęskniła za tobą tak bardzo, jak ty za nią?

— Chciałabym. — Odpowiedziała na głos sama sobie.

Wiedziała, że może było to nieco samolubne z jej strony, w końcu pragnęła, żeby jej przyjaciółka odczuwała ciągły ból spowodowany jej nieobecnością, tak samo, jak ona odczuwała go przez czas, kiedy jej nie widziała, jednak taka właśnie była.

Adeline Rey była egoistką i doskonale zdawała sobie z tego sprawę.

Podeszła bliżej i uniosła swój wzrok na okno sypialni Mei. W jej głowie zaczęły pojawiać się przebłyski sprzed paru lat. Pamiętała, jak bawiły się lalkami Barbie, mając dla nich tylko jednego Kena, przez co nieustannie się kłóciły, czy jak jej przyjaciółka ciągnęła za włosy chłopaka z ich klasy, który wyśmiał wygląd Adeline. Uśmiechnęła się pod nosem na wspomnienia, które przeleciały przez jej chory umysł. Przeniosła swoje spojrzenie na drzwi wejściowe, zastanawiając się, czy zapukać. Może jest już zbyt późno? Przyjdę jutro, przekonywała w myślach samą siebie.

PRETTY POISON [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz