4. SPOKÓJ

45 2 1
                                    

*Marcelina*

Obudził mnie głośny huk i krzyki dobiegające z dołu. Gwałtownie zerwałam się z łóżka i niemal wyważyłam drzwi od pokoju. Gotowa do ataku zleciałam po schodach i wpadłam do kuchni skąd słyszałam szamotaninę. Na szczęście w domu nie było żadnego napastnika, tylko dwie niezdary leżące na ziemi wśród porozbijanych naczyń.

- Wy to działacie lepiej niż mocna kawa. - powiedziałam opierając się o ścianę i tym samym przestraszyłam chłopaków. - Wyjaśnicie mi co tu się stało?

- Dzień dobry Marcy - usłyszałam nad uchem i tym razem to ja podskoczyłam ze strachu, na co KB się zaśmiała.

- Wy naprawdę chcecie mnie przyprawić o zawał. - stwierdziłam oburzona.

- Oj nie przesadzaj, zresztą nie wiem czego się tak boisz skoro wczoraj ustawiłyśmy pole ochronne. - odpowiedziała pokazując pilota i zaśmiała się. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak głupio to musiało wyglądać i zażenowałam się. - No dobra chłopcy to powiedzcie nam jak udało wam się zrobić taki bałagan?

- Bo to jego wina! - wykrzyczał Finn łapiąc się za głowę.

- Ja ci dam moja wina! Jakbyś się tak nie kręcił, to te talerze byłyby całe! - odpowiedział mu Jake.

- Jakbyś tak nie machał łapami, to może bym się nie zaplątał! - w tym momencie oboje zaczęli się przepychać i krzyczeć. Znowu musiałam ich rozdzielić.

- Dobra dzieciaki wystarczy, oboje jesteście winni. Koniec sprawy. - spojrzałam na nich gniewnie, na co się uspokoili i mogłam odstawić ich na ziemię.

*Ledwo wstałam i już takie cyrki.*

- No już chłopcy, nic się nie stało, po prostu posprzątajcie, a ja zaraz do was dołączę. Ta kuchnia jest na tyle duża, że chyba dacie radę się nie pozabijać co? - powiedziała ze śmiechem Bonnibel i musiałam się chwilę zastanowić czy aby na pewno jeszcze nie śpię.

- A ty co taka zadowolona z samego rana? - zapytałam zaskoczona i poszłam za nią na dół, tym samym zostawiając chłopaków samych.

- Przemyślałam twoje słowa z wczoraj i postanowiłam znaleźć jakieś rozwiązanie. Pomyślałam, że surowica detrupicielska byłaby świetnym pomysłem, bo przecież już ją robiłam. Tylko tu pojawił się problem, bo nigdy nie używałam jej na tak dużą skalę. Nic mi nie przychodziło do głowy, aż poszłam zająć się warzywami w ogródku i wtedy dostałam olśnienia. Konewka! - wykrzyczała i popatrzyła na mnie, jakby oczekiwała, że wiem co jej chodziło po głowie, ale tylko popatrzyłam na nią pytająco w odpowiedzi. - Można nią podlać duży obszar ziemi i właśnie czegoś takiego potrzebujemy. Wpadłam na urządzenie rozpylające i zbudowałam prototyp, teraz tylko muszę zrobić surowicę i przetestować tę bestię. - pokazała mi urządzenie i faktycznie było dość spore i wyglądało jak jakaś kosmiczna broń.

- No to na pewno jak konewka nie wygląda. - zaśmiałam się - Jesteś pewna, że to jest bezpieczne?

- W ogóle! I w tym cała zabawa. - zaczęła się śmiać i wyglądała jak szalony naukowiec.

- Okej, zdecydowanie nie jesteś normalna, ale przynajmniej odżyłaś. - uśmiechnęłam się - Cieszę się, że znowu jesteś sobą, ale teraz, jeśli pozwolisz, pójdę jednak zrobić tę kawę. Powodzenia. - poklepałam ją po plecach z uśmiechem, na co odpowiedziała tym samym. Przez chwilę wyczułam nutę stresu i zobaczyłam, że Bonnie się waha, ale ostatecznie tylko spuściła głowę i podziękowała mi z uśmiechem.

W kuchni nie było śladów poprzedniego wypadku, a chłopaki uwijali się jak mrówki. Stałam chwilę w progu, bo nie chciałam ich znowu przestraszyć, ale nie zwrócili na mnie uwagi.

Trouble-BubblineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz