2. AZYL

492 45 8
                                    

*Marcelina*

Lecieliśmy w ciszy już dłuższą chwilę. Czułam jak Balonowa się kręci i rozgląda, natomiast Miętówka cały czas siedział spokojnie, w pewnych momentach nawet zapominałam, że z nami jest. Wiedziałam, że KB chce lecieć do swojego domku letniskowego, ale musiałam jeszcze polecieć po naszych dwóch przyjaciół. Byłam ciekawa, kiedy się zorientuje, że lecimy w zupełnie inną stronę.

- Marcelino - zaczęła dość niepewnie i w pewnym stopniu mnie to rozbawiło, jednak musiałam zachować powagę. - Jesteś pewna, że wiesz dokąd lecisz?

- Jak najbardziej Księżniczko. - odpowiedziałam jej zadziornym tonem - Coś nie tak?

- Zdaje się, że cel naszej podróży jest w drugą stronę. - wyrecytowała oficjalnie.

- Wiesz, jak na Królową, to masz całkiem słabą pamięć i jesteś dość samolubna.

- Przepraszam bardzo, a co to ma niby znaczyć!? Jako królowa zawsze myślę o poddanych i siebie stawiam na drugim miejscu jakbyś nie zauważyła. - oburzyła się tak mocno, że poczułam jak momentalnie sztywnieje. Idealnie dała się podejść.

- Oj nie martw się, zauważyłam. Poddani na pierwszym miejscu, ty na drugim, a ja z chłopakami na ostatnim. Jak zawsze.

Nawet nie musiałam na nią patrzeć, żeby zobaczyć jak się czerwieni ze wstydu i złości. Nie mogłam przepuścić takiej okazji, żeby utrzeć jej nosa. Zdecydowanie miała zbyt duże ego i ktoś musiał sprowadzić ją na ziemię. Czekałam aż coś powie, ale panowała cisza.

- Jeżeli myślisz, że będę się z ciebie nabijać i powiem wszystko chłopakom to nie. Nie jestem aż tak podła, za jaką mnie uważasz.

Dobrze wiedziałam co o mnie myśli, ale nie obchodziło mnie to. Czasem się zastanawiam, dlaczego w ogóle ona mnie obchodzi, przecież na ogół jestem tylko problemem.

*Zdecydowanie za dużo o niej myślę* - skarciłam się w myślach - *To nie jest czas i miejsce na takie rzeczy, teraz trzeba lecieć jak najdalej stąd i nie dać się zabić.*

Do chłopaków dotarliśmy w niecałe 5 minut po tym jak zakończyłam naszą jakże przyjemną rozmowę. Wylądowałam przed drzewem i weszłam jako ostatnia, czego potem żałowałam, bo umknęła mi część cudownego przedstawienia ze strony chłopaków. Pośrodku salonu było dość spore pęknięcie, po którego jednej stronie leżał rozpaczający Jake, a nad nim stał Finn.

- To ja ci ratuję życie, a ty rozpaczasz nad jakąś zwykłą kanapką!? - Finn wymachiwał rękami, pokazując na szczelinę.

- To nie była zwykła kanapka, jak tak mogłeś? - Jake zaczął wierzgać nogami jak małe dziecko co było prześmieszne.

- Jeszcze mi powiedz, że uratowałbyś ją zamiast mnie!

- Po tym, co zrobiłeś to tak! Żebyś wiedział! - Jake wstał i wiedziałam, że to pora, żeby ich ściągnąć na ziemię.

Podleciałam do nich niewidzialna i podniosłam obu do góry, na co oboje zaczęli się miotać i krzyczeć.

- Chłopaki, jak zabawne by to nie było, to niestety muszę wam przerwać, bo mamy ważniejsze rzeczy na głowie. - powiedziałam, odstawiając ich i pokazałam się.

- Marcelina! - wykrzyczeli oboje - jak dobrze, że to tylko ty. - dodał Finn.

- Tylko ja? - żartobliwie się zezłościłam i już widziałam, że chłopak żałuję swoich słów, ale Balonowa nie dała mi dokończyć.

- Ekhem... Możemy się streszczać? Mamy jeszcze kawałek podróży, a nie widzi mi się lecieć w kompletnych ciemnościach. - Stała z założonymi rękami i wyglądała na dość poirytowaną.

Trouble-BubblineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz