Uwaga, ten rozdział zawiera przemoc i krew.
*Bonniebel*
Stałam po środku... Nawet nie wiem czego. Czarna nicość otaczała mnie z każdej strony. Ciągle słyszałam ciche szepty, z których nic nie mogłam zrozumieć. Nagle daleko przede mną zapaliło się światło oświetlające tylko mały obszar w kształcie koła. W słupie światła pojawiło się krzesło, na którym ktoś siedział tyłem do mnie. Ciągle stałam w miejscu czekając na rozwój wydarzeń. Przez dłuższą chwilę słyszałam tylko płytki oddech osoby siedzącej na krześle, ale po chwili usłyszałam ciężkie kroki, które z każdą sekundą się nasilały. W obrębie światła znalazł się opętany Szymon. Moje serce momentalnie przyspieszyło, a ręce zacisnęły się w pięści. Lodowy Król podszedł do siedzącej osoby i znienacka uderzył ją w twarz co wywołało jęk bólu ze strony ofiary. Chciałam odwrócić wzrok ale byłam jak rzeźba woskowa. Niema obserwatorka. Postać była bita jeszcze przez chwilę po czym Król przestał. Nagle Szymon zniknął, a krzesło gwałtownie się obróciło dzięki czemu mogłam zobaczyć kim jest osoba na nim siedząca. To była Marcelina... Twarz miała we krwi. Cała była opuchnięta w różnych odcieniach fioletu. Wyglądała okropne. Poczułam ukłucie bólu w sercu i łzy na policzkach. Chciałam do niej podbiec i jej pomóc ale moje nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Szepty, które wcześniej były prawie nie słyszalne, teraz stawały się coraz głośniejsze. Mogłam z nich wyraźnie zrozumieć "Winna", "Samolubna", "Morderczyni", "Bezużyteczna". Łzy zaczęły coraz obficiej spływać po mojej twarzy. Szepty teraz były krzykami, do których dołączyły dźwięki przypominające jakąś bijatykę. Zakryłam uszy rękoma ale to nie pomogło. Czułam jakby głowa miała mi zaraz eksplodować. Upadłam na kolana ciągle zakrywając uszy. Nie chciałam tego słuchać, nie chciałam w to wierzyć. Zaczęłam głośno protestować ale po chwili mój krzyk zamienił się w szloch, a potem w histeryczny płacz. Nagle usłyszałam inny głos przebijający się przez te krzyki. "Obudź się" tyle mogłam zrozumieć. Nagle Marcelina podniosła głowę i stanowczo krzyknęła "Obudź się". Ostatnie co zobaczyłam to jej twarz pełna bólu.
Gwałtownie podniosłam się do pozycji siedzącej. Dalej byłam w pracowni i do tego cała zapłakana, a przy mnie klęczeli Finn i Jake. Rzuciłam się na chłopaka i wtuliłam w jego tors. Od razu mnie objął i zaczął głaskać po włosach chcąc mnie uspokoić. Czułam jak szybko bije mu serce.
- Ciii, już dobrze. To tylko zły sen. Jesteśmy tu, nic ci nie grozi... Jesteś bezpieczna. - Finn trzymał mnie w swoich ramionach, a ja płakałam jak dziecko. Siedzieliśmy tak dłuższy czas, aż choć trochę się nie uspokoiłam.
- To moja winna... - wymamrotałam mu w koszulkę.
- O czym ty mówisz? - zapytał Finn ciągle mnie przytulając.
- To przeze mnie Marcelina jest teraz uwięziona, w nie wiadomo jakim stanie... - nie dano mi dokończyć.
- Co? Nie! Absolutnie nie możesz tak myśleć! - chłopak odsunął mnie od siebie tak aby mógł na mnie patrzeć - To nie jest niczyja wina. Marcelina chciała nas uratować, to był jej świadomy wybór. A poza tym nikt nie przewidział, że zacznie nas gonić ta zgraja zombie. Nie wolno ci tak myśleć rozumiesz? - spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, a ja w odpowiedzi tylko jeszcze raz się w niego wtuliłam. Chyba miał rację, ale te myśli ciągle przemykały mi przez głowę.
- Słuchaj, mamy dla ciebie coś co poprawi ci humor... Mam taką nadzieję - powiedział ocierając mi łzy - ale najpierw musisz się ogarnąć dobrze? - spojrzał na mnie wyczekującym wzrokiem, a ja tym razem kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam.
Nie ukrywam, że zaintrygowało mnie co ta dwójka przygotowała, więc wstałam i ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam kompletnie rozwalone drzwi do pracowni. Spojrzałam wymownie na chłopaków.
CZYTASZ
Trouble-Bubbline
FanfictionCała Kraina Ooo ma poważne kłopoty. Z pomocą przychodzą jej Finn, Jake, Pan Miętówka, KB i Marcelina ale czy zdołają stawić czoła najgorszemu?